Polskie agencje pracy sięgają coraz dalej w poszukiwaniu chętnych do pracy w naszych zakładach. W azjatyckich konsulatach trwa wizowy zator, jednak nadzieję budzą Filipiny i Wietnam. Agencje pracy chcą też lobbować za zmianą prawa migracyjnego. – Stawka jest dużo wyższa niż tylko nasze interesy. Chodzi o kondycję polskiej gospodarki – mówi Michał Podulski, wiceprezes Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia (SAZ).
– Bez wsparcia pracowników zza granicy polska gospodarka może wkrótce dostać zadyszki – mówi Michał Podulski, wiceprezes Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia (SAZ). – Wiele firm, które są naszymi klientami już mówi nam, że ogranicza ilość zleceń, które mogłyby realizować, bo brakuje im rąk do ich wykonania. To nie służy ani rozwojowi biznesu, ani wpływom do budżetu z tytułu podatków – dodaje.
Agencja chce lobbować za zwiększeniem listy państw objętych tzw. uproszczoną procedurą zatrudniania oraz wydłużeniem tej procedury z sześciu do dwunastu miesięcy, dla krajów, które już są nią objęte.
W New Delhi bez zmian
Tymczasem nie dość, że coraz trudniej jest zrekrutować pracowników z Ukrainy (o których w dodatku konkurować będziemy wkrótce z Niemcami), to jeszcze rozczarowaniem roku okazały się kierunki azjatyckie: Indie, Nepal i Bangladesz, z którymi w 2018 agencje wiązały duże nadzieje.
– O pracowników stamtąd zaczęliśmy zabiegać od września 2017. Przez ostatni rok z 700 osób, które zrekrutowaliśmy wizę dostało 50. Musieliśmy przeorientować ten kierunek biznesowy, bo mocno się rozczarowaliśmy – mówi Rafał Dryla, prezes agencji GP People z siedzibą w Toruniu.
– Procedura wizowa w New Delhi to loteria. Wizy otrzymuje około 10 procent chętnych, a my nawet nie wiemy, jaki jest klucz do tych decyzji. To dla nas bardzo frustrująca sytuacja – mówi Magdalena Wójtowicz, wiceprezes lubelskiej spółki InTemporis.
– Mamy dużo propozycji współpracy od rekruterów, którzy ściągają ludzi z tych krajów, ale co z tego, kiedy wiemy, że temat i tak utknie w konsulacie. Żaden pracodawca nie będzie czekał pół roku w niepewności na pracownika – mówi Aneta Janik-Barciś, prezes częstochowskiej spółki Macro-Work. Dodaje, że firma nie sprowadziła dotąd ani jednej osoby z tych krajów, za to pod koniec 2018 roku proponowała wsparcie ambasadzie. – Chcieliśmy wspomóc organizacyjnie i finansowo zatrudnienie personelu do polskiej placówki dyplomatycznej. Okazało się jednak, że ambasada nie może przyjąć takiego wsparcia bez podejrzenia o lobbing z naszej strony – mówi Janik-Barciś.
Rafał Dryla dodaje, że przez 1,5 roku korespondował z polskim MSZ, chcąc wyjaśnić skąd się biorą i jak wyeliminować zatory. Skończyło się na obietnicach. – Ministerstwo odpisało mi, że mają w planie wprowadzenie outsourcingu do obsługi ruchu wizowego. Ale do dziś go nie ma – mówi prezes GP People.
Nowa nadzieja w Wietnamie i Filipinach
Zdaniem Mateusza Matysiaka, managera Emat HRC (Wolsztyńska firma od 9 lat rekrutuje ludzi zza granicy, głównie z Ukrainy), problem niewydolności wizowej konsulatów nie ogranicza się jedynie do New Delhi, ale dotyczy całej Azji.
– Taka sama sytuacja jest Manili, Dżakarcie, czy w Hanoi. Zainteresowanie ludzi pracą w Polsce jest ogromne, ale służby konsularne są na to kompletnie nieprzygotowane. Brakuje też umów międzynarodowych. Pierwsze trzy, z Filipinami, Wietnamem i Bangladeszem niby już są, ale zanim wejdą w życie trochę czasu upłynie – mówi Mateusz Matysiak.
Mimo to firma, za rekomendacją doświadczonego na rynkach azjatyckich pośrednika, zdecydowała się rozpocząć poszukiwania pracowników w Wietnamie. Argumenty: Wietnamczycy są pracowitymi ludźmi i lojalnymi pracownikami znają już i pozytywnie kojarzą Polskę, bo żyje tu duża mniejszość wietnamska. Jednak największym zdaniem Matysiaka plusem jest to, że emigracja zarobkowa jest w Wietnamie mocno wspierana instytucjonalnie.
– Nasze oferty trafiają bezpośrednio do tamtejszych urzędów pracy, które działają bardzo profesjonalnie i dają dużą pomoc. Na bardzo wysokim poziomie jest też przygotowanie w ośrodkach kształcenia zawodowego. Uczą one nie tylko języka angielskiego, ale też różnic kulturowych. O ile kwalifikacje pracowników z Ukrainy jest zazwyczaj loterią, o tyle z Wietnamu zazwyczaj przyjeżdżają kandydaci o takich kwalifikacjach, o jakie prosi pracodawca – mówi Matysiak. – Spotkałem się z tym, że w okresie oczekiwania na wizę Wietnamczycy dostają pracę w zakładzie o podobnym profilu, żeby już wdrażać się na stanowisku – dodaje.
Pierwszą grupa, która ma przyjechać do Polski do pracy w fabryce kanapek, jest w trakcie procesu wizowego. Część już go zakończyła.
– Niestety polska strona ma bardzo ograniczone zasoby administracyjnie. Konsulat w Hanoi zatrudnia dwie osoby, które przecież nie zajmują się wyłącznie wizami pracowniczymi, ale te tysiącami studentów i ludzi odwiedzających rodziny w naszym kraju. Z tego, co wiemy przyjmują tygodniowo kilka osób, jeśli chodzi o wizy pracownicze – mówi manager Emat HRC. – Ale jesteśmy dobrej myśli. Liczymy, że pierwsza grupa przyleci do Polski w maju.
Zdaniem szefów agencji pracy już dawno powinna powstać prywatna służba konsularna.
– Wiadomo, jak działa administracja, biznes zawsze będzie działał szybciej – mówią. Ich zdaniem znacznie poprawiło by to sytuację na polskim rynku pracy.
Z kolei GP People zdobywa pierwsze doświadczenia w rekrutacji Filipińczyków. Firma liczy, że podpisana niedawno umowa międzynarodowa i otwarcie ambasady w Manili (dotychczas działała tylko jedna – w Kuala Lumpur), sprawią, że barier w nawiązywaniu współpracy będzie mniej.
– Z tego co wiem Filipińczycy są zainteresowani pracą w Polsce i przyzwyczajeni do migracji. Dlatego testuję ten kierunek z moimi handlowcami. Kiedy sprawdzimy, jak to działa w praktyce zdecydujemy, czy działamy na większą skalę – zapowiada Dryla.
500+ pracowników dla firm
Szefowie agencji pracy podkreślają, że polskie firmy potrzebują nowego otwarcia, jeśli chodzi o możliwości zatrudniania obcokrajowców. Rynki sześciu krajów (Armenii, Białorusi, Gruzji, Mołdawii, Rosji i Ukrainy), w których rekrutacja do Polski odbywa się na uproszczonych zasadach są już praktycznie wyeksploatowane.
Michał Podulski, który z ramienia SAZ zasiada w Radzie Dialogu Społecznego, a niedawno odebrał także nominację do Rady Rynku Pracy, chce skoncentrować się właśnie na problemach związanych ze sprowadzaniem cudzoziemców do Polski i przygotować we współpracy z zainteresowanymi stronami pakiet rozwiązań, które pomogły by w tym przedsiębiorcom.
– Chciałbym bardzo, żeby udało się wydłużyć okres objęty uproszczoną procedurą zatrudniania cudzoziemców z sześciu do dwunastu miesięcy, żeby zmniejszyć rotację pracowników. Będę też lobbował za zwiększeniem listy państw objętych tą procedurą albo przynajmniej grup zawodów, czy o specjalnych kwalifikacjach – mówi Podulski. – Na tej rozszerzonej liście widziałbym właśnie takie kraje, jak Indie, Wietnam czy Bangladesz. Jestem po obiecującym spotkaniu w biurze Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorstw, na którym przekazaliśmy pracownikom Rzecznika, że jest to temat, nad którym warto się pochylić, bo jeśli nie będziemy mieli ludzi do pracy to polska gospodarka nie będzie szła do przodu, tylko będzie się kurczyć.
Wiceprezes SAZ chce też, by włączyć się jako strona opiniująca w ramach Stowarzyszenia lub Rady Dialogu Społecznego, kwestie związane z uporządkowaniem polityki migracyjnej Rzeczpospolitej Polskiej. Półtora miesiąca temu wystosował pismo w tej sprawie do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
– Wiem, że Pani wiceminister Renata Szczęch pracuje obecnie nad ponad 200-stronicowym już dokumentem o polityce migracyjnej. Z przyjemnością zajmiemy się zaopiniowaniem tego dokumentu. Na razie czekam na odpowiedź – mówi Podulski.
POZWOLENIA NA PRACĘ W POLSCE
Z danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej wynika, że w 2018 r. wydano najwięcej, bo 238.334 pozwoleń na pracę w Polsce Ukraińcom, 19.912 zezwoleń otrzymali Nepalczycy, 19.233 Białorusini, 8.341 obywatele Bangladeszu, 8.362 Hindusie, 6.035 obywatele Mołdawii. Liczbę wakatów na polskim rynku pracy ocenia się obecnie na poziomie 150 tys.
Źródło: Stowarzyszenie Agencji Zatrudnienia