Wyprzedaż i co dalej?

Nasze dziesięciolatki zakończyły wrzesień na najwyższym poziomie zamknięcia miesiąca od ponad dwóch lat. Obawy o inflację i wzrost stóp kumulują się, co z kolei sprzyja obligacjom korporacyjnym. Dwie aktualne emisje publiczne mogą wyciągnąć środki choćby z funduszy dłużnych.

Komentatorzy uwielbiają tego rodzaju statystyki podkreślające wagę zachodzących zmian, ale w gruncie rzeczy wciąż jeszcze nie możemy mówić o żadnym przełomie. To prawda, rentowność naszych obligacji dziesięcioletnich jest dziś wyższa o cały 1 pkt proc. niż na początku lutego, ale inflacja wzrosła w tym czasie o 3,4 pkt, a rynek wciąż nie jest pewny, czy dojdzie do podwyżki stóp. W porównaniu do ostatniego okresu, w którym rentowność naszych dziesięciolatek osiągała 2,2 proc., inflacja wzrosła o 3 pkt proc. I nadal nic nie wiadomo.

Na innych rynkach w regionie – obojętnie od działań lub zaniechań banków centralnych – sytuacja wygląda podobnie. Rentowność obligacji jest najwyższa od ponad dwóch lat, czasem od dwóch i pół roku, ale wciąż jeszcze nie można mówić o zmianie trendu. Najbliżej tego wydają się papiery… niemieckie, gdzie linia trwającego od ponad dekady trendu spadkowego została przekroczona już w marcu, ale jak dotąd niewiele z tego wynika. Okolice minus 0,2 proc. to zaledwie powrót do rzeczywistości sprzed wakacji. Mimo rekordowej inflacji również i w Niemczech.

Wniosek z tego taki, że inwestorzy wciąż liczą się z tym, że banki centralne mogą mieć jednak rację, kiedy uparcie powtarzają tezy o jednorazowych czynnikach wspierających inflację, które wcześniej czy później ustąpią, a inflacja wróci do niższych poziomów z tych samych powodów co zwykle – demografii, globalizacji i postępującej technologii. Dla inwestorów decyzja o tym czy wejść na rynek i wykorzystać obecny wzrost rentowności (trend trwa zaledwie dwa miesiące) czy przeciwnie – uciekać z rynku papierów skarbowych zanim sytuacja stanie się jeszcze gorsza, to w istocie rodzaj zakładu o to, czy i kiedy banki centralne się złamią. Ponieważ nigdy w historii nie udało się stłumić inflacji ujemnymi realnymi stopami procentowymi, historia premiuje tym razem specyficzny rodzaj inwestorów – ostrożnych, którzy nie chcą mieć jednak „bezpiecznych” obligacji. Oczywiście w tym pojęciu miesza się aktualnie ryzyko kredytowe i stopy procentowej, dlatego to z pozoru najbezpieczniejsze aktywa, za jakie uważa się papiery skarbowe, mogą tracić na wartości i to w chwili, kiedy bezpieczeństwo jest towarem poszukiwanym.

Być może odpowiedzią na rozterki inwestorów staną się obligacje korporacyjne. Fundusze długu korporacyjnego osiągają w tym roku wyniki znacznie lepsze niż fundusze skarbowe i choć rynek pierwotny nigdy nie należał do specjalnie przyjaznych inwestorom indywidualnym, to przez trzy pierwsze dni nowego tygodnia mogą oni wybierać między obligacjami dwóch firm windykacyjnych. Best kończy przyjmowanie zapisów w ofercie obligacji o zmiennym oprocentowaniu (4,2 pkt ponad WIBOR), Kredyt Inkaso rozpoczyna (6 proc. stałego oprocentowania). Pierwsza konstrukcja ochroni inwestorów przed skutkami wzrostu stóp procentowych (oprocentowanie wzrośnie wraz z WIBOR-em), druga uwzględnia już efekt przynajmniej kilku pierwszych podwyżek, a w każdym razie wszystkie, które wyceniają obecnie czteroletnie kontrakty na stopę procentową. Wycena ryzyka stopy procentowej nie brzmi jak zadanie, które na co dzień powinien rozwiązywać inwestor indywidualny, ale wybór na szczęście nie jest zerojedynkowy, a w każdym razie wydaje się łatwiejszy od oceny, czy obecny poziom rentowności obligacji skarbowych jest już okazyjny, czy może jest dopiero wstępem do zapowiadanej przez proroków katastrofy.

Źródło: Emil Szweda, Obligacje.pl

Oceń ten artykuł: