Robert Nogacki – Kancelaria Prawna Skarbiec oferuje poszkodowanym przez WGI Dom Maklerski doradztwo prawne obejmujące m.in.
1) przygotowanie powództwa przeciw KDPW o wypłatę pełnej kwoty rekompensaty;
2) budowę powództwa odszkodowawczego wobec Skarbu Państwa;
3) pomoc w sporze z syndykiem masy upadłości WGI DM odnośnie środków wypłacanych z rachunku, przewyższających saldo dokonanych wpłat (przypadki tzw. "ujemnego salda").
Kontakt: sekretariat@kancelaria-skarbiec.biz
Chcesz szybko poznać podstawowe informacje na temat afery WGI? Kliknij TUTAJ oraz monitoruj nasz blog.
Robert Nogacki
redaktor.naczelny@skarbiec.biz
[Warszawa, 15.01.2007]
Prawdziwa historia Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej
(Warszawa, styczeń 2007 r.) Mija już prawie rok od chwili, gdy w prasie pojawiły się pierwsze spekulacje na temat nieprawidłowości w domu maklerskim Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej. Kilka tygodni po nich WGI Dom Maklerski S.A. utracił zezwolenie na wykonywanie działalności maklerskiej, a następnie ogłoszono upadłość kluczowych spółek z grupy kapitałowej WGI.
Wiele wskazuje na to, że upadłość WGI DM będzie opisywana w podręcznikach, i to nie podręcznikach ekonomii, ale fizyki, jako eksperymentalny dowód na fałszywość zasady zachowania masy. Choć bowiem Łomonsow i Lavoisier twierdzili, że w zamkniętym układzie suma mas jest stała, to w polskim systemie finansowym całkiem niemała masa w postaci ponad trzystu milionów złotych pochodzących od inwestorów WGI DM po prostu zniknęła bez śladu, stanowiąc tym samym eksperymentalny dowód na fałszywość kilku podstawowych praw chemii i fizyki.
Dobre złego początki
Wyjaśnienia dotyczące WGI Domu Maklerskiego warto rozpocząć od małego résumé. Warszawska Grupa Inwestycyjna S.A. powstała w 1999 r., jako podmiot zajmujący się m.in. zarządzaniem aktywami. W pierwszych latach prowadziła działalność w oparciu o umowy pośrednictwa finansowego, na podstawie których zarządzała środkami klientów na tzw. rynku Forex.
Pod pojęciem Forex, będącym skrótem od angielskiego zwrotu "foreign exchange", rozumie się międzybankowy rynek wymiany walutowej. Na tle obrotu akcjami czy obligacjami rynek Forex wyróżnia całkowicie ponadnarodowy i transgraniczny charakter, który sprawia, że Forex jako całość nie podlega żadnemu organowi nadzoru, ani nie mieści się w ramach jakiekolwiek jurysdykcji państwowej (co nie wyklucza istnienia nadzoru nad poszczególnymi uczestnikami tego rynku).
Drugą istotną różnicę między rynkiem Forex a klasycznymi rynkami obrotu instrumentami finansowymi stanowi całodobowy charakter odbywającej się tu wymiany, który wynika z różnic pomiędzy strefami czasowymi w których zlokalizowane są siedziby kontraktujących stron.
Trzecią fundamentalną differentiam specificam Forexu stanowi jego ogromna płynność, która przerasta płynność, jaką mogą zaoferować nawet tak duże rynki, jak rynek amerykańskich obligacji skarbowych albo rynki giełdowe Stanów Zjednoczonych i Dalekiego Wschodu.
Jeszcze do niedawna Forex stanowił segment rynku finansowego, który prawie w całości zagospodarowywały wielkie konglomeraty finansowe, do których z trudem dołączały banki inwestycyjne i inwestorzy korporacyjni. Pod koniec XX wieku sytuacja uległa zmianie, ponieważ rozpoczął się dynamiczny rozwój elektronicznych platform wymiany walutowej, co wydatnie obniżyło koszty wejścia na rynek i rozpoczęło gwałtowny rozwój fenomenu gry na Forexie przez inwestorów indywidualnych. Piszemy tu o grze, gdyż inwestorzy używający platform forexowych nie wymieniają waluty A na walutę B ponieważ potrzebują waluty B, ale dlatego że chcą zarobić na zmianie kursu albo zabezpieczyć się przed ryzykiem kursowym. W ten sposób doszło do wyodrębnienia się na rynku Forex nowego segmentu indywidualnych nabywców walut (oraz opartych o nie instrumentów pochodnych), którzy podejmują swoje działania w celach spekulacyjnych albo hedgingowych.
Inwestycje forexowe nie należą do najbardziej bezpiecznych, aczkolwiek wiele tu zależy od przyjętej przez zarządzającego polityki inwestycyjnej. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że jeśli inwestor jest gotów zadowolić się jednocyfrowymi zyskami, to możliwe jest opracowanie dla niego w miarę bezpiecznej strategii forexowej. Im jednak wyższe są oczekiwania – tym mniejsze staje się bezpieczeństwo inwestycji. Z drugiej strony warto podkreślić, że wyniki osiągane na Forexie nie są zależne od koniunktury na rynkach papierów wartościowych i dlatego produkty oparte na rynku walutowym stanowią cenne uzupełnienie dla każdego większego portfela inwestycyjnego.
Licencja na maklerowanie
W pierwszych latach działalności wyniki Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej wydawały się całkiem obiecujące. Wedle własnych danych w drugim półroczu 1999 r. WGI S.A. miała wypracować na rzecz klientów 21,38 % zysku, w 2000 r. 47,03 %, w 2001 r. 30,85 %, w 2002 r. 20,05 %, a w 2003 r. wynik wyniósł 16,75 %.
W 2004 r. stało się jasne, że na skutek zmian w polskim prawie powstanie ryzyko interpretacji, że pośrednictwo finansowe na rynku Forex stanowi formę tzw. działalności maklerskiej, której prowadzenie wymagało zezwolenia Komisji Papierów Wartościowych i Giełd.
WGI S.A. złożyła wniosek o takie zezwolenie i uzyskała je we wrześniu 2004 r., co stało się początkiem rewolucji w strategii działania firmy. WGI Dom Maklerski S.A. wycofał się w znacznej mierze z inwestycji forexowych, które miały od tej pory stanowić tylko niewielką część jego aktywności, a leitmotivem całej działalności marketingowej firmy stało się hasło bezpieczeństwa środków inwestorów, na którego straży stać miała od tej pory KPWiG. KPWiG tego rodzaju informacjom nie zaprzeczała – zresztą trudno sobie takie zaprzeczenie wyobrazić z tego już choćby względu, że w swoich materiałach WGI DM S.A. precyzyjnie opisywał rzeczywiste obowiązki nadzorcze KPWiG.
– (…) Bieżąca kontrola Komisji Papierów Wartościowych i Giełd nad działalnością WGI. Cytat z materiału informacyjnego WGI z 2004 r. |
Działalność marketingowa domu maklerskiego żywo oddziaływała na wyobraźnię klientów firmy, z których większość zaczynała rozważać wycofanie środków z WGI DM w związku z hossą na warszawskiej giełdzie. Zapewne by to uczyniła, powiększając aktywa pęczniejących funduszy inwestycyjnych akcji, gdyby nie umiejętnie budowana atmosfera całkowitej rzetelności realizowanej pod nadzorem KPWiG polityki inwestycyjnej WGI DM S.A.
W jeszcze większym stopniu umiejętny marketing oddziaływał na nowych klientów, którzy inwestowali w produkty finansowe o nazwach w stylu WGI STABILNY czy WGI GWARANACJA w przekonaniu, że nadzór KPWiG czyni z nich instrumenty zbliżone do lokat inwestycyjnych w bankach.
Jednak prawda drastycznie odbiegała od wyobrażeń klientów…
Najciemniej pod latarnią
W rzeczywistości, od chwili podjęcia przez WGI S.A. działalności maklerskiej jedyną rzeczą, która była dla klientów STABILNA i GWARANTOWANA stanowił fakt, że w oparciu o udzielone pełnomocnictwa WGI DM będzie… napychał ich portfele śmieciowymi obligacjami spółki o nazwie WGI Consulting sp. z o.o.
Zanim przejdziemy w naszym rozumowaniu dalej, warto najpierw przypomnieć czym są obligacje. Prawnik powie, że są to papiery wartościowe emitowane w serii, w których emitent stwierdza, że jest dłużnikiem właściciela obligacji (obligatariusza) i zobowiązuje się wobec niego do spełnienia określonego świadczenia. My natomiast ujmijmy sprawę w bardziej czytelny, ekonomiczny sposób: nabycie obligacji od jej emitenta jest równoznaczne z udzieleniem emitentowi pożyczki, w wysokości równej (mniej więcej) cenie tej obligacji. W zamian za to "pożyczkobiorca" zobowiązuje się spełnić określone w obligacji świadczenie – najczęściej jest to zwrot kwoty "pożyczki", powiększonej o odsetki. Czynność taka jest wykonywana przez wtórne wykupienie obligacji przez jej emitenta, po cenie ustalonej w warunkach emisji.
Teoretycznie badanie wiarygodności "pożyczkobiorcy" (czyli emitenta obligacji) powinno być pierwszą czynnością jakiej dokonuje potencjalny nabywca obligacji. Jednak WGI DM miał w tym względzie dosyć osobliwą politykę, skoro w ramach produktów o szumnych nazwach w stylu WGI STABILNY zapełniał ponad 90 % portfela obligacjami, które nie były zabezpieczone, a których emitent miał minimalny kapitał zakładowy i według danych z KRS zajmował się m.in. działalnością wydawniczą, poligraficzną, reklamą oraz… "kształceniem ustawicznym dorosłych" i "działalnością komercyjną pozostałą, gdzie indziej niesklasyfikowaną" (pomijamy tu już czysto prawnicze dywagacje czy emisje tych obligacji w ogóle były zgodne z prawem i skuteczne). Dodajmy jeszcze, że owa "działalność wydawnicza" spółki WGI Consulting sp. z o.o., która stanowić miała jej wiodącą formę jej aktywności gospodarczej, polegała głównie drukowaniu biuletynu, który był wysyłany do klientów WGI DM…
Obrazu sytuacji dopełnił fakt, że WGI Consulting był w chwili emisji spółką powiązaną z WGI DM, który posiadał w niej 50 % udziałów (drugie 50 % kontrolował Arkadiusz R.), a w zarządzie WGI Consulting zasiadał Maciej S., twórca WGI DM. Po dalszych zmianach udziały w WGI Consulting znalazły się w rękach WGI S.A., Arkadiusza R., Macieja S. i Łukasza K., tj. podmiotów i osób związanych z domem maklerskim, który doradzał inwestycje w te papiery.
Dlaczego klienci godzili się na inwestowanie ich środków w śmieciowe obligacje?
Umowy, które zawierali klienci z WGI DM były umowami, które w języku prawniczym noszą długą nazwę tzw. umów o zarządzanie portfelem, w którego skład wchodzi jeden lub większa liczba maklerskich instrumentów finansowych. Na podstawie takiej umowy firma inwestycyjna zobowiązuje się do odpłatnego podejmowania i realizacji decyzji inwestycyjnych na rachunek klienta, w ramach pozostawionych przez zleceniodawcę do dyspozycji zarządzającego środków pieniężnych lub maklerskich instrumentów finansowych.
Podkreślić należy, że w ramach takiej formuły prawnej samych czynności nabycia i zbycia instrumentów finansowych (np. obligacji) dokonuje dom maklerski w oparciu o pełnomocnictwo klienta, który wcale nie musi znać dokładnego składu swojego portfela. Pierwsze więc pytanie brzmi, czy rzeczywiście wszyscy klienci znali i rozumieli zawartość swoich portfeli inwestycyjnych?
Nawet w tych przypadkach, gdy WGI DM nieśmiało napominał o istnieniu obligacji, to klientom przedstawiono te obligacje nie jako autonomiczny przedmiot inwestycji, ale jako pewną technikę rozliczeniową, niezbędną do tego, aby wspólnie inwestować ich środki w wiarygodne instrumenty finansowe o dużych nominałach. W ocenie zarządu WGI DM kupowanie takich instrumentów było niemożliwe w oparciu o rachunki poszczególnych inwestorów, których wartość często nie przekraczała 50 tys. złotych. Dlatego lepiej było zebrać wszystkie pieniądze od inwestorów na jednym rachunku i wspólnie zainwestować. W tym celu spółka WGI Consulting emitowała obligacje, które WGI DM nabywał na rachunki klientów. Za kolejnymi emisjami obligacji szły również transfery pieniędzy z rachunków klientów WGI DM do WGI Consulting, który miał środki z emisji obligacji korzystnie inwestować, a następnie dodawać zyski z inwestycji do wyceny obligacji.
Jedno z głównych miejsc inwestowania środków przez WGI Consulting stanowił renomowany amerykański dom maklerski Wachovia Securities LLC (oprócz niego warunki emisji zezwalały na korzystanie z usług "IG Markets Limitet", co sugeruje na pewną nieznajomość angielskiej pisowni u Szanownego Emitenta, który chyba miał na myśli IG Markets Limited).
Obligacje WGI Consulting był więc od początku prezentowane inwestorom, jako papier wartościowy, którego rzeczywista treść prawna była zupełnie inna niż nominalna treść prawna takich obligacji, jakie znamy z ustawy o obligacjach. Nie były to więc "pożyczki" udzielane spółce WGI Consulting przez nabywców obligacji, ale obligacje uważano tu za rodzaj "dowodu wpłaty" środków na rachunek WGI Consulting zarządzany przez Wachovia Securities LLC, który używany był do wspólnego inwestowania tych pieniędzy. Przy takim rozumieniu pojęcia "obligacja" mało kto był skłonny badać wiarygodność emitenta, zadawalając się analizą doskonałych ocen wystawianych zarządzającej rachunkiem inwestycyjnym Wachovia Securities.
Upadłość WGI DM
W lutym 2006 r. zaczęły pojawiać się pierwsze sygnały, że w działania WGI mogły wkraść się nieprawidłowości. Wtedy to "Gazeta Wyborcza" opublikowała artykuł "Spór w biurze maklerskim", opisujący perypetie pewnego inwestora, którego nazwiska nie ujawniono. W ocenie inwestora WGI zarządzało jego środkami w nieprofesjonalny sposób, a skonfrontowane z zarzutami kierownictwo firmy miało zaproponować kreatywne zaksięgowanie dokonanych transakcji ("Na jednym ze spotkań wiceprezes WGI poprosił mnie, abym nie robił problemów. Wyciągnął kopertę, w której były raporty rachunku inwestycyjnego z moim nazwiskiem i kwotami o wiele wyższymi niż dotychczas mi podawane. To miało załatwić sprawę, a ja miałem zniszczyć wcześniejsze raporty"). Biorąc pod uwagę, że nazwisko inwestora nie zostało ujawnione prawdziwość jego wersji była trudna do zweryfikowania.
Nieoczekiwanie dla inwestorów, w dniu 4 kwietnia 2006 r. WGI DM stracił zezwolenie na wykonywanie działalności maklerskiej. Tego samego dnia Komisja Papierów Wartościowych i Giełd opublikowała fragment uzasadnienia decyzji dotyczącej odebrania WGI DM zezwolenia na prowadzenie działalności maklerskiej, z którego wynikało, że w ocenie Komisji skala nieprawidłowości i brak rzetelności WGI DM nie pozwalają na dalsze działanie tej firmy jako licencjonowanego domu maklerskiego. KPWiG nadała swojej decyzji rygor natychmiastowej wykonalności.
Po kilku kolejnych tygodniach ogłoszono upadłość WGI DM, a następnie zablokowany został rachunek inwestycyjny WGI Consulting sp. z o.o. w Wachovia Securities, aż wreszcie ogłoszono upadłość samego WGI Consulting sp. z o.o. Ku zdumieniu inwestorów okazało się, że ich pieniądze, o łącznej wartości ponad trzystu milionów, po prostu się rozpłynęły…
Jedyny składnik majątku o realnej wartości stanowił rachunek inwestycyjny w Wachovia Securities, na którym było jednak znacznie mniej środków niż powinno być, a w dodatku również i ta wartość zaczęła szybko kurczyć się. Zarząd upadłego domu maklerskiego i zarząd WGI Consulting stały na stanowisku, że ostatnie wiadomości, jakie posiada na temat stanu rachunku, to wyciąg z 31 marca 2006 r. wskazujący, że wycena rachunku wynosi ok. 33 mln USD. Jak dosłownie twierdził ten drugi: "ostatnią informacją o wartości rachunku WGI Consulting Sp. z o.o., otrzymaną z Wachovii Securities LLC, był wyciąg datowany na dzień 31 marca 2006 roku. Na tym dokumencie widniała wartość 32 914 359,98 USD. Od tego czasu do chwili zamrożenia aktywów w Wachovii przez amerykański sąd, WGI nie przeprowadzało i nie zlecało żadnych nowych transakcji, ani żadnych wypłat bądź transferów środków z tego rachunku."
Twierdzenie to od początku wydawało się absurdalne, ponieważ trudno sobie wyobrazić, że WGI Consulting mógł prowadzić jakąkolwiek politykę inwestycyjną, gdyby jego wiedza o stanie rachunku ograniczała się do otrzymania raz na kilka miesięcy wyciągu od Wachovia Securities LLC. Skoro rachunek zablokowano dopiero w czerwcu, to czy mamy wierzyć, że w kwietniu i maju zarząd w ogóle nie interesował się jego stanem?
Przyszłość potwierdziła wątpliwości. W świetle oceny syndyka masy upadłości WGI Consulting, Lechosława Kochańskiego, pomiędzy dniem 31 marca 2006 r. (z którego pochodził ostatni wyciąg z rachunku w Wachovia Securities) a dniem zablokowania środków przez sąd w Nowym Jorku, na rachunku inwestycyjnym WGI Consulting w Wachovia Securities miał miejsce intensywny ruch, który spowodował uszczuplenie wartości rachunku o 15 mln dolarów, a jeśli dodać do tej liczby również zaciągnięty kredyt – o 25 mln dolarów.
Do jeszcze bardziej interesujący wniosków prowadzi nas odpowiedź na pytanie na czym dokładnie polegały działania inwestycyjne WGI Consulting pomiędzy końcem marca 2006 r. a dniem zablokowania rachunku. Otóż polegały one m.in. zakupach akcji wyemitowanych przez jeden podmiot, które stanowiły ponad 50 % portfela (a wedle nieoficjalnych informacji, razem z prawami pochodnymi na te akcje stanowiły one ponad 90 % zawartości portfela !). Z punktu widzenia jakiejkolwiek racjonalnej strategii inwestycyjnej taka koncentracja walorów jednego podmiotu z portfelu stanowiła czysty absurd, który – wedle nieoficjalnych informacji – zakończył się w tym wypadku stratą ok. 5 mln dolarów (na tym jednym rodzaju operacji).
Możliwych interpretacji inwestycji WGI Consulting w walory jednego podmiotu jest wiele i nie ma tu czasu i miejsca, aby wszystkie omawiać. Jednak trudno uwierzyć, że w tym wypadku złamanie fundamentalnej zasady dywersyfikacji inwestycji było efektem czystego przypadku…
Podkreślmy przy tym, że w chwili obecnej znamy politykę inwestycyjną WGI Consulting wyłącznie w okresie od marca do czerwca 2006 r. i aż strach się bać czego się dowiemy, kiedy ujawnione zostaną wszystkie informacje na temat inwestycji WGI Consulting…
Co się stało z pieniędzmi i kto zawinił?
Uzupełniając stare porzekadło można powiedzieć, że w przyrodzie nic nie ginie, tylko zmienia właściciela. Jeśli więc pewne rachunki zostały obciążone kwotą trzystu milionów, to zapewne istnieją również i takie rachunki, które zostały kwotą trzystu milionów uznane. Niestety na przestrzeni ostatnich miesięcy organa ścigania wykazywały się wysoce kontemplacyjną postawą wobec przedmiotu śledztwa, być może wyznając taoistyczną zasadę wu wei w myśl której oświecenie osiąga się przez niedziałanie?
Kwestię odpowiedzialności członków zarządu WGI DM i WGI Consulting rozstrzygać będzie sąd. Jednak z punktu widzenia inwestorów nie mniej interesujące wydaje się pytanie o odpowiedzialność KPWiG, która zobowiązana była do należytego sprawowania nadzoru nad WGI DM.
Szczególnie istotne wydaje się pytanie, dlaczego KPWiG tak późno zareagowała na fakt, że konstrukcja z obligacjami WGI Consulting prowadzi w istocie do powstania nielegalnego funduszu inwestycyjnego? Umowa o zarządzanie rachunkiem, jaką zawierał WGI DM wymaga przecież indywidualnego zarządzania portfelem klienta – natomiast WGI DM ograniczał swoje "zarządzanie" do automatycznego lokowania 95-99 % portfela w obligacje spółki powiązanej (reszta lądowała na Forexie). Wedle swoich własnych deklaracji nabywał te obligacje wyłącznie w celu komasowania środków wierzycieli i zarządzania nimi wspólnie. Czynił to jednak w odrębnym podmiocie, WGI Consulting, o którym inwestorzy nie posiadali wystarczającej wiedzy.
Zgodnie z prawem polskim rodzaju "wspólne zarządzanie" środkami nie stanowi w ogóle przedmiotu działalności domów maklerskich, ale jest właściwe dla towarzystw funduszy inwestycyjnych, które dokonują tego za pomocą funduszy inwestycyjnych albo umów o zarządzanie zbiorczym portfelem papierów wartościowych.
Obserwacja ta ma bardzo poważne skutki praktyczne, ponieważ towarzystwa funduszy inwestycyjnych są zobligowane przestrzegać szeregu obowiązków, które duumwirat WGI DM / WGI Consulting mógł pominąć, co bardzo ułatwiło prowadzenie jego procederu.
– Każdy fundusz musi posiadać prospekt informacyjny, którego treść powinna umożliwić nabywcom jednostek uczestnictwa dokonanie oceny ryzyka związanego z lokatami funduszu oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w te jednostki – WGI DM oraz WGI Consulting nie posiadały takiego prospektu. – Z zastrzeżeniem drobnych wyjątków, fundusz inwestycyjny otwarty nie może lokować więcej niż 5 % wartości swoich aktywów w papiery wartościowe lub instrumenty rynku pieniężnego wyemitowane przez jeden podmiot – WGI Consulting zainwestował w akcje jednego podmiotu ponad 50 % swojego portfela. – Fundusz inwestycyjny otwarty nie może lokować więcej niż 20 % wartości swoich aktywów w depozyty w tym samym banku krajowym lub tej samej instytucji kredytowej – WGI Consulting złożył prawie 100 % portfela na rachunku w Wachovii. – Łączna wartość lokat w papiery wartościowe lub instrumenty rynku pieniężnego wyemitowane przez jeden podmiot, depozyty w tym podmiocie oraz wartość ryzyka kontrahenta wynikająca z transakcji, których przedmiotem są niewystandaryzowane instrumenty pochodne, zawartych z tym podmiotem, nie może przekroczyć 20 % wartości aktywów funduszu – łączna wartość inwestycji WGI DM w akcje i instrumenty pochodne jednego podmiotu mogła wynosić nawet 99 %. |
Korzystając ze swojego statusu domu maklerskiego, Warszawska Grupa Inwestycyjna nie przestrzegała żadnego z powyższych obowiązków, podobnie jak długiego szeregu innych zobowiązań, które wynikają z ustawy z dnia 27 maja 2004 r. o funduszach inwestycyjnych oraz rozporządzeń wykonawczych, dzięki czemu mogła prowadzić pewne operacje finansowe poza sferą wiedzy i kontroli inwestorów.
W całej historii szczególnie bulwersujący wydaje się fakt, że KPWiG już w lipcu 2005 r. zawiadomiła prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przez WGI DM przestępstwa w postaci nielegalnego prowadzenia funduszu inwestycyjnego, ale aż do kwietnia 2006 r. nie podjęła względem WGI DM żadnych praktycznych działań, które powinny stanowić konsekwencję takiego podejrzenia.
Biorąc pod uwagę, że tylko między marcem a czerwcem 2006 r. w czeluściach osobliwych inwestycji WGI DM zniknęło 25 mln dolarów można się tylko domyślać, ile pieniędzy inwestorów można było uratować, gdyby odpowiednie działania względem WGI DM zostały podjęte już w lipcu 2005 r., gdy KPWiG powzięła podejrzenia o przestępczej działalności tego podmiotu…