Już nie kilka miesięcy, ani nawet nie kilka tygodni, lecz zaledwie kilka dni mija od czasu zakończenia emisji obligacji do czasu wprowadzenia ich do notowań na Catalyst. Rekordzistą na razie jest Arche.
Już debiut złotowych obligacji GTC 12 listopada wskazywał na wyjątkowe tempo. Przydziału dokonano 4 listopada, ale same zapisy przeprowadzono w połowie października. Poza tym, złotową emisję GTC wprowadził tylko na hurtowy rynek Bond Spot. W przypadku Arche emisję zamknięto w połowie listopada, a 25 dnia miesiąca – po tygodniu i dwóch weekendach – inwestorzy mogli je już sprzedać na Catalyst, w tym także na detalicznej części. Co się zmieniło w porównaniu do wcześniejszych debiutów, a przede wszystkim procedur? Nowe regulacje dopuszczają tzw. przyspieszoną procedurę rejestracyjną. W praktyce KDPW jeszcze w czasie emisji wydaje zgodę na warunkową rejestrację, ale warunkiem jest zamiar wprowadzenia obligacji do obrotu na Catalyst. Po warunkowej rejestracji zgodę na warunkowe dopuszczenie do notowań wydaje GPW i po zamknięciu emisji w trybie delivery versus payment, warunkowe decyzje stają się ostatecznymi. Wszystko to trwa równolegle i – jak na standardy naszego rynku – bardzo szybko.
Przyspieszona ścieżka możliwa jest wobec emisji przeprowadzanych bez agenta emisji, prawidłowość dokumentów emisyjnych bada KDPW, który rzecz jasna woli unikać niepotrzebnej odpowiedzialności (w innym wypadku prawidłowość dokumentów i procedur emisyjnych poświadcza agent emisji). Dlatego ścieżka ta jest otwarta tylko dla emitentów obecnych już na rynku publicznym i dla oferujących, których standardy dokumentacji emisji są KDPW dobrze znane. Arche wprowadzał do notowań DM Michael Strom, oferującym GTC był Haitong Bank.
Szybka ścieżka oznacza, że inwestorzy, którzy nabyli akcje w ramach emisji mogą próbować spieniężyć papiery i w krótkim czasie zarobić np. dodatkowy 1 proc. ponad oprocentowanie. Nie jest to zapewne cel inwestycji sam w sobie, ale 1 proc. zysku w tydzień lub dwa, daje imponującą rentowność w skali roku. Z kolei strona kupująca, która nie brała udziału w emisji ma możliwość rozłożenia kosztów transakcji na dłuższy okres (i uczestniczenia w niemal całym okresie odsetkowym, co nie jest bez znaczenia przy sposobie naliczania podatków od odsetek w przypadku inwestorów indywidualnych) – dzięki temu może uzyskać nieco wyższą rentowność, rzecz jasna o ile planuje przytrzymać obligacje odpowiednio długo.
Kiedy zyskują obydwie strony rynku, jest to dla niego korzystne i może powodować wzrost jego płynności, choć zwykle wymaga to jednak udziału inwestorów indywidualnych i to tych mniej zamożnych. Nie każdy ma wszak ochotę złożyć zapis od razu na 50 czy 100 tysięcy złotych, ale kilka czy kilkanaście obligacji danego emitenta chętnie widziałby w swoim portfelu.
Dotąd instytucje dość sprawnie radziły sobie z wprowadzaniem do notowań publicznych emisji obligacji przeprowadzanych na podstawie prospektów. Trzy, cztery tygodnie po zakończeniu przyjmowania zapisów można było nimi handlować na Catalyst, co wyglądało na niezły czas (np. publiczna emisja Kruka z końca sierpnia zadebiutowała 20 września, ale już prywatna z czerwca – 17 września). Teraz standardy zostały podniesione.
Źródło: Emil Szweda, Obligacje.pl