Okazje się skończyły

wzrost rentowności

Okres wzrostu rentowności obligacji korporacyjnych minął już kilka tygodni temu, a teraz rentowności wróciły w większości do dawnych lub nawet wyższych poziomów niż przed pandemią. Atrakcją pozostała premia względem lokat i skarbówek.

Jeśli na Catalyst można natrafić jeszcze na obligacje z dwucyfrową rentownością, to raczej są to papiery zapadające za kilka lat (lub kilka tygodni, ale wówczas rentowność jest właśnie skutkiem bliskiego terminu wykupu, a nie znacznego dyskonta) i dotyczy firm, których obligacje notowane były nisko i przed pandemią. Warto jednak zwrócić uwagę, że np. obligacje Getin Noble Banku notowane są dziś wyżej niż w lutym – w przypadku banku kryzys paradoksalnie może bardziej przybliżyć bank do spełnienia wymogów kapitałowych niż czas prosperity.

Jeśli spojrzeć na tabelę notowań wiele papierów notowanych jest nadal poniżej nominału, ale wynika to przede wszystkim z dostosowania rentowności do obniżonych stawek WIBOR. Utrzymanie wcześniejszych cen oznaczałoby często brak premii lub tylko niewielką premię względem papierów skarbowych.

O ile poławiacze okazji byliby już dziś na Catalyst spóźnieni, o tyle rynek wciąż ma szansę – i to może nawet większą niż przed trzema miesiącami – przyciągnąć inwestorów poszukujących rentowności. Premia względem lokat bankowych o oprocentowaniu bliskim zera i nisko oprocentowanych obligacji oszczędnościowych wzrosła. Być może kilka miesięcy temu zysk rzędu 3-4 proc. rocznie za obligacje z terminem wykupu za pół roku nie był wart podejmowanego ryzyka, skoro za ten sam okres skarb państwa płacił 1,5 proc. odsetek, ale od maja jest to 0,5 proc., zaś przy papierach o dłuższym terminie nie można być już pewnym tego, że wysoka inflacja utrzyma się w przyszłym roku (a jest to warunek otrzymania wyższego oprocentowania obligacji indeksowanych inflacją). Po prawdzie, również na Catalyst dłuższy termin nie jest specjalnie premiowany – rentowność obligacji Kruka sięga 5 proc. z plusem niezależnie od tego, czy zapadają one w roku 2021 czy 2024. Podobnie z papierami GNB i innych. Tylko w niektórych przypadkach premia za dłuższy termin wciąż jest wyraźna, ale chodzi często nie tyle o przewidywalność warunków biznesowych w perspektywie dwóch, trzech lat, co raczej o miejsce w kolejce do wykupu.

Catalyst jest rynkiem zbyt płytkim, by premie względem lokat i papierów skarbowych mogły przyciągnąć inwestorów instytucjonalnych. Ci potrzebują rynku pierwotnego, ale jak często bywa w takich przypadkach, nikt nie chce być pierwszym do przetestowania nowych warunków. Może to – w obecnych warunkach – wzbudzać podejrzenia o wysychanie płynności. Dlatego, kto może sobie na to pozwolić, zapewnia, że wykupy zrealizuje i bez refinansowania, jeśli warunki do przeprowadzania emisji nie będą sprzyjające.  Szkoda, bo wiarygodność buduje się najlepiej wtedy, kiedy przeprowadza się emisje bez noża przy gardle. Osobnym problemem jest głębokość kieszeni funduszy dłużnych, ale można założyć, że największe odpływy w przypadku funduszy obligacji korporacyjnych już ustały, pojawiły się też także dodatnie stopy zwrotu w ujęciu miesięcznym, kwartalnym i od początku roku, co powinno przynajmniej ustabilizować sytuację, a z czasem być może skłonić inwestorów do powrotu, choć bez wątpienia rynek akcji ma tu większą siłę przyciągania.

Źródło: Emil Szweda, Obligacje.pl

Oceń ten artykuł: