Platforma w matni taśm

Platforma w matni taśm

[30.06.2015] Postanowiliśmy opisać ostatnie zawirowania w Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, działania ABW i strach minister Marii Wasiak przed tajemniczym nagraniem, która w trybie natychmiastowym odwołała jedną ze swoich współpracownic. Co zawiera tajemnicze nagranie?

Ewa Kopacz robi krok do przodu i próbuje uciec tym, którzy rzucili się za nią w pogoń i publikują taśmy oraz związane z nimi materiały. Odsuwa od siebie kilku swoich ministrów i współpracowników. Trudno powiedzieć jednoznacznie, przez kogo premier Kopacz jest ścigana, ale na pewno przez dysponentów kompromitujących nagrań. Ewie Kopacz i jej ekipie przyszło rządzić w nieustannej matni taśm, a tych okazuje się znacznie więcej i dotyczą nie tylko ministerstw i prominentnych działaczy Platformy. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad jako organ władzy państwowej do niedawna miała również swoje studio nagrań. Kompromitacji może być niebawem znacznie więcej, bo wszystko wskazuje na to, że była już szefowa GDDKiA też nagrywała. Właściwie można by już tylko postawić pytanie – na jaką skalę. Na razie wiemy, że prokuratura nie przeanalizowała nawet tajemniczego nagrania, które mogłoby skompromitować kolejnego ministra Ewy Kopacz. Nie przesłuchała też w tej sprawie nikogo.

Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) to bardzo istotny element układanki, jeśli idzie o wielomilionowe dotacje unijne i ogłaszane przetargi na budowy dróg w całej Polsce. Centrala urzędu mieści się w Warszawie, ale jak na potężny moloch przystało, posiada również oddziały regionalne. W sumie jest ich 16 – czyli w każdym województwie jest odrębny ośrodek dyrektorski podlegający warszawskiej centrali. Od dłuższego czasu GDDKiA stara się wyłonić kogoś, kto pełniłby obowiązki generalnego dyrektora. Po tym, jak z powodu dwukrotnie niezdanego egzaminu państwowego z funkcji p.o. dyrektora odszedł Lech Witecki, obowiązki szefa GDDKiA od lutego ubiegłego roku pełniła Ewa Tomala-Borucka. Ona też miała największe szanse na wygranie konkursu na stanowisko dyrektora generalnego, który ogłoszony został 1 kwietnia tego roku. Tomala-Borucka, zanim przeniosła się do centrali, była szefową katowickiego oddziału GDDKiA, gdzie z powodzeniem kierowała inwestycjami drogowymi w tamtym regionie.

Tajemnicze odwołanie

Nagle Tomala-Borucka została zdjęta ze stanowiska. Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju (MIiR), którym kieruje koleżanka premier Ewy Kopacz – Maria Wasiak – odwołanie tłumaczyło bardzo enigmatycznie. Komunikat, który trafił do mediów informował, że 23 kwietnia 2015 r. Ewa Kopacz odwołała Ewę Tomalę-Borucką ze stanowiska. Pominięto w nim informację, że dwa dni wcześniej Tomala-Borucka zdała egzamin, który pozwalał jej na objęcie generalnego szefostwa nad GDDKiA.

"Decyzja o natychmiastowym odwołaniu Tomali-Boruckiej z funkcji p.o. Generalnego Dyrektora została podjęta ze względu na interes i dobro GDDKiA" – tak treściwie uzasadniło decyzję o odwołaniu MIiR. Szczegółów uzasadnienia tej decyzji nie podano. W mediach pojawiły się jednak sugestie, że mogła to być kara za gafę prezydenta Bronisława Komorowskiego, który w Inowrocławiu chciał pochwalić się budową obwodnicy, co do której nie zatwierdzono nawet projektu. Okazało się, że wizyta urzędującego prezydenta była ustawką na potrzeby prowadzonej w tamtym czasie kampanii prezydenckiej. Szybko jednak zdementowano tę informację, tłumacząc to tym, że tamtejszy oddział GDDKiA organizował tę wizytę, nie będąc w kontakcie z centralą, przez co Tomala-Borucka – siłą rzeczy – nie mogłaby odpowiadać za kompromitację sztabu wyborczego Bronisława Komorowskiego.

Sama zainteresowana milczała i nie udzielała odpowiedzi na pytania dziennikarzy, którzy chcieli dowiedzieć się, jakie są faktyczne przyczyny natychmiastowego trybu jej odwołania i o co chodzi w stwierdzeniu, że nastąpiło to "ze względu na interes i dobro GDDKiA". Mimo tej sytuacji i pozbawienia jej szans na fotel dyrektora generalnego GDDKiA Ewa Tomala-Borucka powróciła na wcześniej zajmowane stanowisko, tj. do kierowania katowickim oddziałem Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowzch i Autostrad. Nie na długo.

ABW w akcji

W tym samym czasie w tej sprawie działania prowadziła już Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Okazało się bowiem, że resort zarządzany przez Marię Wasiak prowadził wewnętrzną kontrolę w GDDKiA zakończoną zawiadomieniem ABW o nieetycznych zachowaniach p.o. szefowej Generalnej Dyrekcji. Rzecznik agencji potwierdzał tylko, że takie zawiadomienie wpłynęło, jednak uparcie odmawiano w tamtym czasie dalszych komentarzy w całej tej sprawie.

Krótko po tym, jak do sprawy zaangażowana została ABW, tj. 15 maja tego roku, Tomala-Borucka straciła również stanowisko w katowickim oddziale GDDKiA. Okazało się też, że rząd Ewy Kopacz, a dokładnie minister Maria Wasiak, robi krok do przodu, uciekając przed możliwymi skutkami tej sprawy. Podczas kontroli okazało się bowiem, że Ewa Tomala-Borucka miała w swoim gabinecie "studio nagrań".

Działania sprawdzające miały wykazać, że dochodziło do procederu nielegalnego nagrywania, a jednym z nagranych miał być Mirosław Sekuła i podobno sama minister Wasiak, która z Tomalą-Borucką niezbyt się lubiła. Dlatego też składającym zawiadomienie do prokuratury było właśnie Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju. – To, że nagrana została faktycznie minister Wasiak jest nieprawdą – mówi nasz rozmówca, który twierdzi jednocześnie, że Wasiak nigdy nawet nie była w gabinecie Tomali-Boruckiej. Natomiast sam Sekuła o tym, że został nagrany dowiedział się od osób trzecich, którym Tomala-Borucka odtwarzała nagranie.

Twarda pani dyrektor

Zastanawiające jest to, że Tomala-Borucka owe nagranie w ogóle postanowiła komuś z GDDKiA odtworzyć. Po co? Przecież rozmów niewnoszących nic istotnego do pewnych kwestii i tematów nie postanawia się odtwarzać osobom trzecim. Tomala-Borucka o całej sprawie nie chce już rozmawiać z dziennikarzami, ucina pytania, twierdząc, że w całą sprawę została wmanipulowana przez osoby, które nie były jej przychylne w Generalnej Dyrekcji. Czy może chodzić o Mirosława Sekułę, który również startował na fotel dyrektora centrali GDDKiA? Nasz rozmówca z wrocławskiego oddziału GDDKiA twierdzi, że Tomala-Borucka prowadziła wszystko twardą ręką, a jej praca była pozytywnie oceniana przez kontrolerów Najwyższej Izby Kontroli.

Przypomnijmy, że to właśnie NIK wydała raport, w którym miażdżyła prace i działania GDDKiA z lat 2008-2013. Ten druzgocący raport podawał, że skontrolowano 30 ze 124 inwestycji oddanych do użytku, przy czym w ponad 70 procentach (22 z 30 sprawdzonych odcinków dróg, oddanych do ruchu) wystąpiły wady i usterki. Wybudowane drogi miały m.in. spękaną i nierówną nawierzchnię, niedobory asfaltu i niewłaściwie wykonaną nawierzchnię bitumiczną. NIK zwracała też uwagę, że w prawie 1/3 skontrolowanych inwestycji wady wystąpiły w krótkim czasie (od 3,5 do 13,5 miesiąca) po oddaniu drogi do użytku. W raporcie czytamy też: "Brak rzetelnego nadzoru ze strony GDDKiA na etapie przygotowania dokumentacji projektowej skutkował błędami w obliczaniu kosztów planowanych prac projektowych, błędnie przygotowanymi projektami wykonawczymi i technologicznymi, a także niedostateczną jakością prac geologicznych".

Jednym słowem – była to ocena miażdżąca dla ówczesnego szefostwa Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. – Kiedy do GDDKiA przyszła Tomala-Borucka, zaczęła wprowadzać zmiany, które w przyszłości miały wyeliminować te błędy, a które wytykała we wcześniejszym raporcie NIK – mówi nasz rozmówca. Przypomina też sytuację, kiedy Tomala-Borucka nie podpisała pewnych dokumentów, nakazując ich poprawienie, a co za tym idzie – zabezpieczyła gwarancję jakościowego wykonania robót na jednej z inwestycji. Miało to wywołać poruszenie w pewnym środowisku, oparte na roztrząsaniu tego, jak to możliwe, skoro do tej pory takie sztuczki przechodziły bez problemu. Tomala-Borucka kierowała jednak zupełnie inaczej, niż "do tej pory" było to w zwyczaju szefów GDDKiA. Pozytywnie nastawione do niej były również środowiska budowlane.

Brudne porachunki?

– Czy faktycznie mogło komuś zależeć na usunięciu Tomali-Boruckiej? Czy były osoby, które wiedziały dlaczego nagrywa i kiedy to robi? Nawet jeśli działania Tomali-Boruckiej miały dobre zamiary i były formą zabezpieczenia się przed naciskami, czy choćby propozycjami zawierającymi drugie dno, czy osobom tym lub komuś z tego środowiska nie zależało przypadkiem na tym, aby ją wyeliminować? – pyta nasz rozmówca. Czy w całej tej sprawie może chodzić o Mirosława Sekułę? Startował on przecież na fotel dyrektora centrali GDDKiA i logicznie rzecz biorąc, mogło mu zależeć na usunięciu Tomali-Boruckiej. Od naszego informatora nie otrzymuję konkretnej i jasnej odpowiedzi. Sekuła o całej sprawie również nie chce rozmawiać z dziennikarzami, nie odbiera telefonów.

Mirosław Sekuła to prominentny działacz Platformy Obywatelskiej na Śląsku, gdzie Tomala-Borucka zaczynała karierę zawodową w Generalnej Dyrekcji Dróg. – Sekuła rywalizował z Tomalą-Borucką o ten stołek na różnych frontach, miał też chodzić i przechwalać się, że ma takie a nie inne doświadczenie i że szanse ma duże – mówi nasz rozmówca, który podkreśla też, że Sekuła był nawet obiektem cichych drwin z tego powodu. Tomala-Borucka mogła być poirytowana tą postawą i dla pokazania jego buty odtworzyła nagranie zaufanym osobom z GDDKiA, które następnie przekazały tę informację dalej, a to wywołało popłoch w ministerstwie przed kolejną wizją taśm i nagrań.

Sekuła był wcześniej szefem NIK-u i przewodniczącym sejmowej komisji do zbadania afery hazardowej, podczas prac której zasłynął tym, że jeden z punktów jej obrad poddał pod głosowanie pustych krzeseł. Osoby, z którymi rozmawialiśmy, które chcą pozostać anonimowe, mówiły nam, że nie miał on praktycznie żadnych szans w starciu z Tomalą-Borucką, a ona sama zabezpieczała się przed ewentualnymi naciskami w rozmowach z różnymi osobami żywo zainteresowanymi niektórymi inwestycjami drogowymi. – Tych spotkań było coraz więcej, bo ruszały pojedyncze przetargi na budowy dróg z tak zwanej drugiej perspektywy unijnej, szło o miliardy złotych, zaczynały się realizacje pojedynczych kontraktów z drugiej puli – mówią nasi rozmówcy.

Tomala-Borucka była aktywna, wszystkiego pilnowała, szykowała się do zmian w GDDKiA, licząc, że obejmie pełnię władzy po tym, jak wygra konkurs. W tym całym nagrywaniu mogło też chodzić o to, by mieć dowód, że cały konkurs na stanowisko dyrektora generalnego GDDKiA jest ustawiony przez ministerstwo i otoczenie Marii Wasiak, która (co nie było żadną tajemnicą w resorcie) chciała mieć w GDDKiA jednego ze swoich współpracowników z czasów pracy w PKP. Z tego, co udało nam się ustalić, mogło chodzić o Remigiusza Paszkowskiego, który niedawno odszedł z PKP, a który również startował w konkursie na dyrektora GDDKiA.

Jaką dokładnie rozmowę odbył Sekuła z Tomalą-Borucką? Nie wiemy. Jej treść na razie nie jest znana. W jednym z tygodników pojawiła się informacja, jakoby to Lech Witucki zorganizował to właśnie spotkanie Sekuły z Tomalą-Borucką. Ona sama nie zaprzecza, że spotkanie się odbyło, ale twierdzi, że rozmowa dotyczyła konkursu, w którym oboje startowali, potwierdza też w opublikowanym materiale, że Sekuła mówił wówczas, jakie ma doświadczenie i że właśnie z powodu jego posiadania, będzie rywalizował o szefostwo w GDDKiA.

Prokuratura nie widzi przestępstwa

Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która prowadziła postępowanie sprawdzające, odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie ujawnienia przez p.o. generalnego dyrektora Dróg Krajowych i Autostrad innym osobom rozmowy nagranej podczas spotkania w dniu 10 kwietnia 2015 r. w siedzibie GDDKiA. Rzecznik prokuratury Przemysław Nowak podkreślał, że w ocenie zawiadamiającego (MIiR) powyższe zachowanie mogło stanowić "ujawnienie innej osobie informacji pozyskanych w sposób nieuprawniony", co mogło z kolei wypełniać znamiona czynu zabronionego. Jak udało nam się ustalić, prokurator prowadzący postępowanie sprawdzające nie dokonał nawet analizy ustalonego nagrania, nie sprawdzając tym samym, czy treść z tych nagrań mogła być naruszeniem przepisów prawa.

Nie przesłuchano Mirosława Sekuły ani Ewy Tomali-Boruckiej. Rzecznik prokuratury wydał natomiast 3 czerwca komunikat prasowy, w którym czytamy: "W niniejszej sprawie brak było powyższego podejrzenia, wobec powyższego brak było również podstaw do wszczęcia postępowania i przeprowadzania dalszych czynności dowodowych". I to ostatnie stwierdzenie o braku dalszych czynności dowodowych, według naszych rozmówców, może być znaczące dla ochrony przed kompromitacją minister infrastruktury i rozwoju Marii Wasiak. Jak mówi nasz rozmówca, ABW prowadziła działania w GDDKiA celem choćby sprawdzenia, czy w gabinecie dyrektorskim po Ewie Tomali-Boruckiej nie zostały żadne urządzenia nagrywające. Podobno był nawet plan sprawdzania dyrektorów GDDKiA w innych oddziałach, ale od tego odstąpiono. Minister Maria Wasiak rzekomo osobiście była zainteresowana wynikami prac służb. Czy obawiała się taśm kompromitujących ją lub jej urzędników? Tego do końca nie wiemy, a telefon rzecznika prasowego ministerstwa milczy.

Co dalej?

Po rozmowie z działem prasowym GDDKiA poinformowano nas, że żadnych zawirowań u nich nie ma, konkurs został zakończony, a żaden z kandydatów nie otrzymał wystarczającej liczby punktów, więc obecnie p.o. dyrektora jest zastępca Ewy Tomali-Boruckiej – Tomasz Rudnicki. Kiedy dopytujemy o kolejny termin konkursu i Remigiusza Paszkowskiego, zostajemy odesłani do Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju. Tam jesteśmy proszeni o zadanie pytań e-mailem. – Nie rozmawiają o tej sprawie przez telefon – informuje mnie osoba z działu prasowego ministerstwa.
Do chwili zamknięcia tego wydania "Gazety Finansowej" nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Czy Ewa Tomala-Borucka zostałaby dyrektorem GDDKiA, a nie tylko p.o.? Czy miała na to szansę? Wszystko wskazywało na to, że była niekwestionowaną kandydatką na to stanowisko, do czasu kiedy tajemnicza taśma ujrzała światło dzienne. Czy tak by się stało? Tego już się nie dowiemy, a kto zasiądzie w dyrektorskim fotelu okaże się po rozpisaniu kolejnego konkursu.

Paweł Miter

źródło: "Gazeta Finansowa"

Oceń ten artykuł: