Pogrom obligacji GNB

afera KNF

Gdy wydawało się, że najważniejszym wydarzeniem kończącego się roku pozostanie default GetBacku, na pierwszy plan wysunęła się „afera KNF”. Niewielu zwróciło uwagę, że jej elementem mógł być także element oferowania obligacji podporządkowanych indywidualnym nabywcom, jeśli nie wyłożą oni minimum 400 tys. zł.

Rekomendacja KNF w tej sprawie działa od ponad roku i działała już wówczas, gdy Getin Noble Bank walczył o zatwierdzenie kolejnego prospektu emisyjnego, do czego doszło pod koniec ub.r. Bank podszedł do sprawy prestiżowo – zaraz po zatwierdzeniu prospektu przez Komisję, co było niejako sygnałem, że od strony formalnej GNB jest w stanie spełniać wymogi KNF – GNB z przeprowadzania publicznych emisji obligacji podporządkowanych zrezygnował. Już wówczas wiadomo było, że rzeczywistym celem rekomendacji był tylko jeden bank – Getin Noble właśnie.

Podporządkowane – prywatne – emisje obligacji plasował także Idea Bank. Na Catalyst notowana jest jednak tylko jedna seria. Niewiele można powiedzieć na temat skali czy sposobu przeprowadzania tych ofert. Uprzedzając ewentualne podejrzenia – emitent ma prawo oferować własne obligacje, bez pośrednictwa podmiotu licencjonowanego. Nie do końca jasna była tylko intencja nadzoru, dziś jest w tej sprawie nowe światło. Z dzisiejszej perspektywy rekomendacja KNF może być elementem większej układanki wymierzonej w GNB lub – jeśli ktoś woli taką interpretację – ochrony potencjalnych inwestorów indywidualnych przed ryzykiem, którego być może nie rozumieją.

GNB oferował obligacje własnym klientom, przyjmując zapisy od 25 tys. zł

Obligacje podporządkowane to – na gruncie obowiązującego w dniu emisji prawa – papiery, które w razie upadłości lub likwidacji banku spłacane są w ostatniej kolejności. Ostatnie emisje miały już inny rygor prawny – w razie przymusowej restrukturyzacji mogą być też umarzane lub zamieniane na kapitał (akcje).

O tym, że inwestorzy zdają sobie sprawę z ryzyka posiadania obligacji banku, który realizując plan naprawczy wszedł na ścieżkę otwartego konfliktu z KNF, czy może szerzej – koteryjnym układem – przekonuje przebieg notowań na Catalyst, gdzie seria o najbliższym terminie wykupu (w sierpniu przyszłego roku) notowana jest po 70 proc. nominału, co daje jej prawie 58 proc. rentowności brutto (11 proc. przed tygodniem).

Dłuższe serie potaniały nawet poniżej 50 proc. nominału. Nieco uogólniając, bo na Catalyst notowane są 34 serie podporządkowanych obligacji GNB o łącznej wartości 1,9 mld zł (nominalnie), wybuch afery przecenił każdą z nich o średnio 30 pkt proc. w ciągu tygodnia. Tym razem trudno rozstrzygać, czy jest sens takie obligacje kupować korzystając z ich niskich notowań.

Można było usłyszeć o „planie” i nie wiadomo, na ile jest on realnym scenariuszem. Ewentualne przejęcie banku oznaczałoby wejście w jego obowiązki, a więc zapewne spłatę – i to przedterminową! – obligacji GNB, ale ewentualna restrukturyzacja to już inna sprawa. Chodzi wszak o 2 mld złotych (plus złotówka), które w nagraniu się przewinęły. Kwestia tego, kto i w jaki sposób miały te pieniądze wyłożyć…

Oczywiście można spekulować, czy potencjalne polityczne przejęcie nie wymagałoby jednak wyłożenia tych 2 mld zł na spłatę obligatariuszy. Ilu ich jest? Być może -dzieści, raczej nie mniej niż kilkanaście tysięcy. Limit afer gospodarczych do udźwignięcia przez rząd jest jednak wartością skończoną. Ale czy pod ten scenariusz warto wykładać pieniądze? Pomijając fakt, że z formalnych powodów odpowiedź nie padnie, ta najzupełniej szczera brzmi: Nie wiadomo. Można uznać, że chodzi o uratowanie wierzycieli banku przed dalszymi kłopotami (istota nagrania temu przeczy). Można też sądzić, że w tej wojnie – biorąc pod uwagę jej otwarcie – jeńców nie będzie.

Źródło: Emil Szweda, Obligacje.pl

Oceń ten artykuł: