Warunki dla stałego kuponu

stopy procentowe

Dożyliśmy więc prawie zerowych stóp procentowych. Paradoksalnie może się to okazać dobrą wiadomością dla rynku obligacji korporacyjnych, choć oczywiście pod pewnymi warunkami.

Musi minąć odpowiednia ilość czasu, najlepiej potrzebna do wygaśnięcia pierwszej lokaty założonej na nowych warunkach, aż posiadacze gotówki przestaną akceptować sytuację, w której z każdego tysiąca złotych na lokacie kapnie im złotówka (minus podatek) po roku oszczędzania. Być może więcej czasu będą potrzebować na zrozumienie, że obecna sytuacja nie jest przejściowa, ale trwała. Pandemia pozwoliła tylko mniejszym bankom centralnym na to, co robią większe – finansowania potrzeb pożyczkowych państwa po możliwie niskim koszcie. A w zasadzie zerowym. Tak długo, jak długo będzie istniało społeczne przyzwolenie na taki stan rzeczy, a potrwa to zapewne dłuższy czas, skoro już obecnie wybory wygrywają ci, którzy dadzą więcej (z naszych podatków, a teraz z bilansu banku centralnego). Niemniej, stopniowo pojawiać się będą chętni na ryzyko.

Pytanie, czy zadowolą się zyskiem rzędu 0,5-1 proc. z obligacji skarbowych, czy może sięgną po 2 proc. z funduszy korporacyjnych, czy też może zaakceptują zmienność wyników funduszy obligacji skarbowych, bo przecież spadek rentowności nie może trwać w nieskończoność (i to jest właśnie powód, dla którego obligacyjna hossa kiedyś się skończy). Czy też przeproszą się z obligacjami korporacyjnymi, których emitentom kryzys wywołany epidemią wprawdzie zaszkodził, ale nie na tyle, by ci utracili płynność finansową (przypadki te są jak dotąd nieliczne, a epidemia jest dla ich zarządów raczej wygodnym usprawiedliwieniem zakrywającym popełnione długo wcześniej błędy, ostatecznie pandemia dotyka wszystkie firmy, ale płynność tracą jednak tylko niektóre).

Już wcześniej, kiedy wszystkim wydawało się, że żyjemy w epoce ultraniskich stóp procentowych, inwestorzy indywidualni byli forowani przez rynek, ponieważ zysk pozwalający pobić większość funduszy obligacji korporacyjnych zapewniał zakup obligacji PKN Orlen w publicznych emisjach (2,9 proc. rocznie, czy też raczej 1,2 pkt proc. ponad WIBOR). Teraz będzie to jeszcze łatwiejsze, ponieważ niższy WIBOR oznacza niższe oprocentowanie obligacji krajowych emitentów (prawie cały dług korporacyjny oparty jest na WIBORze), zatem najpóźniej w III kwartale wszystkie papiery z portfeli tego rodzaju funduszy będą miały niższe oprocentowanie. Można powiedzieć, że rynek padł ofiarą własnego wygodnictwa (papiery oparte o WIBOR to brak ryzyka stopy procentowej), ale to uwaga na marginesie. Liczy się bowiem to, że średnie zyski funduszy dłużnych spadną, choć te inwestujące w papiery skarbowe lub z ekspozycją na rynki zagraniczne mogą jeszcze przez jakiś czas kusić niezłymi, ale historycznymi wynikami. Pytanie brzmi, czy inwestorzy zaakceptują te nowe stopy zwrotu oznaczające najpewniej zyski rzędu 2 proc. rocznie, czy też zechcą sięgnąć po więcej, bo taką możliwość już dziś daje im rynek wtórny lub pierwotny, gdzie premia będzie zapewne jeszcze wyższa. Ryzyko kredytowe emitentów nie zmalało przecież na skutek kryzysu, lecz wzrosło.

Rozmowy oferujących z emitentami nie należą zapewne do łatwych. Emitenci są namawiani do podniesienia marży, co miałoby wynagrodzić inwestorom spadek WIBOR. Emitenci mogą bać się ryzyka stopy procentowej – im bardziej ściągana jest sprężyna, tym mocniejszy jej wystrzał w przyszłości. Rozwiązaniem kompromisowym będą obligacje o stałym oprocentowaniu, o czym wspominałem już w jednym z komentarzy i jest to wariant, który coraz częściej godzi interesy uczestników rynku. Testować go będą inwestorzy indywidualni, bo w funduszach nowych pieniędzy nie ma i przez jakiś czas nie będzie.

Źródło: Emil Szweda, Obligacje.pl

Oceń ten artykuł: