Eko-podatek czy eko-haracz?
[11.05.2009] Rząd PO zamierza od przyszłego roku nałożyć tzw. eko-podatek od starych aut, definitywnie kładący kres sprowadzaniu tanich a dobrych używanych samochodów z Zachodu. Zyskają dealerzy i zagraniczni producenci aut, stracą jak zwykle Polacy. Oburzenie wywołane tym pomysłem, już dziś nazywanym "podatkiem od biedy", może jednak przystopować tę radosną twórczość rządu.
NADCHODZI POGROM?
"Dziennik", a za nim inne media donosiły, iż ministerstwo finansów właśnie kończy prace nad projektem ustawy o nowym eko-podatku. Ma być on płacony co roku w urzędzie skarbowym lub magistrackim wydziale komunikacyjnym. Zacznie obowiązywać prawdopodobnie od 2010 r.
"Najwięcej zapłacą kierowcy jeżdżący motoryzacyjnymi starociami: 3 tys. zł za auto sprzed 1992 r. Właściciele pojazdów, których wiek nie przekracza 9 lat, zapłacą około 500 zł. Wygrają ci, którzy kupią samochód prosto z salonu, podatek za małolitrażowe auto to zaledwie 100 zł" – donosił "Dziennik". Podatek ekologiczny będzie zależał od pojemności silnika i poziomu emisji spalin. Tu pozwolę sobie przypomnieć czasy, gdy to samo ministerstwo wprowadzało podatek akcyzowy na paliwa tłumacząc, iż ma on na celu zastąpić podatek drogowy i wszelkie inne opłaty ponoszone z tytułu użytkowania auta.
Co równie ciekawe, zapewne w obawie przed buntem zmotoryzowanych poddanych, zapowiedziano enigmatycznie znaczne ulgi od aut za jakie zapłacono już przy ich sprowadzeniu akcyzę, o czym poinformował rzecznik prasowy Szefa Służby Celnej Witold Lisicki. Zapewne oznacza to, iż ulgami objęte zostaną wszystkie auta już zarejestrowane w Polsce. Widać po tym jednoznacznie, iż nie o ekologię w tym pomyśle tu chodzi, ale o skok na kasę i, w imię interesów dealerów, położenie szlabanu na import używanych aut z Niemiec.
Co ciekawe, wciąż jak bumerang wraca też stwierdzenie, iż nowym podatkiem mogą zostać wszystkie auta zarejestrowane w naszym kraju. Z drugiej jednak strony niezadowolenie społeczne wywołane przez zapowiedź wprowadzenia tego drakońskiego podatku jest tak wielkie, iż rząd wydaje się okrakiem wycofywać z pomysłu jego wprowadzenia. Choć w ministerstwie ciągle pracują nad założeniami do ustawy o nowym podatku, to jak powiedział w Sejmie wiceminister finansów Jacek kapica "Nie ma jednak na razie decyzji o zastąpieniu nim akcyzy" (podatku akcyzowego pobieranego od import aut).
ORWELL NA DRODZE
Lobby dealerów samochodowych musi być zaprawdę złotouste, bo już do swoich pomysłów przekonało kilka rządów. Złe języki przypominają, iż jeśli nie wiadomo o co chodzi to wiadomo, iż chodzi o pieniądze. Być może jest to też owczy pęd naszej klasy politycznej – skoro taki podatek mają w Niemczech (ma go 16 państw Unii) znaczy, iż miernikiem postępu jest on i trzeba go wprowadzić też u nas. Skala zarobków w tej 16-nastce jest jednak zupełnie inna niż w Polsce i Polaków nie będzie stać na taki podatek. W rezultacie liczba zarejestrowanych aut w Polsce zacznie szybko spadać.
Zanosi się też na ciekawy efekt wizualny – starsze rocznikowo pojazdy trafią na złom, kierowcy z nich przesiądą się do autobusów i na rowery, a zagraniczny turysta widząc same nowe furki i bicykle na ulicach stwierdzi, iż nad Wisłą żyje się dostatnio tak jak w Holandii. Takie myślenie można spotkać i u dziennikarzy, choć nie wiadomo czy piszą to siedząc w dealerskiej kieszeni, czy też to efekt ich poziomu umysłowego.
Przykłady? "Na całym świecie ludzie jeżdżą samochodami, jakie są w ich zasięgu finansowym. Wystarczy pojechać do Portugalii, Hiszpanii czy Grecji, by zauważyć, że jeżdżą tam dużo tańsze samochody, niż w Niemczech. Tymczasem polscy obywatele źle wyglądają w tanich modelach: Astrze, Punto, Fabii, Thalii, czy Albei. Polak musi jeździć BMW, Passatem, lub Audi. Tyle, że wiek tego samochodu nie zbliża nas do reszty Europy" – pisze na łamach WP Bogusław Korzeniowski. Nie wie tylko bidulek, iż w zasięgu portfela większości Polaków są właśnie auta z drugiej ręki a nie nowe, a używane Audi lepsze niż nowa "daćka". Natomiast polscy laweciarze zaczęli ostatnio te "graty" z Niemiec wozić właśnie do Hiszpanii, bo potomkowie Korteza wolą od nowej Fabii używane BMW czy Audi.
Oczywiście są osoby mające we wprowadzeniu podatku żywotny interes i dlatego nie dziwi wypowiedz szefa Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego Jakuba Farysia twierdzącego, iż "podatek jest dobrym rozwiązaniem… skorzystają na nim wszyscy, bo jego celem jest odmłodzenie parku samochodowego". Panie Jakubie, a może by tak wprowadzić eko-podatek od starych żon?
Tysiaka za połowicę mającą 30 lat i więcej, a 3 tysiaki za mającą 40 i więcej lat? Wszak skorzystaliby na tym wszyscy mężczyźni, bo celem byłoby odmłodzenie naszego parku a raczej sypialni. Głupota? Tak, ale nie większa jak odmładzanie Polakom wieku ich samochodów przy pomocy podatkowania ich z powodu ich mizerii finansowej nie pozwalającej im kupić młodszego auta.
TO JUŻ BYŁO CZYLI PiS W GACIACH BELKI
Przypomnijmy, iż po wejściu do Unii Polacy zaimportowali kilka mln używanych aut, z czego ponad połowa ma więcej niż 10 lat. Idąc na rękę dealerom sld-owski rząd Belki szykował pomysł zastąpienia akcyzy nowym eko-podatkiem. Na takie propozycje opozycja na czele z PiS powiedziała wtedy stanowcze nie.
"Sprzedaż i naprawa używanych samochodów nakręca koniunkturę. Do kieszeni wielu ludzi w Polsce trafiają pieniądze, nawet jeśli nie zawsze podatki od tych pieniędzy trafiają do budżetu" – mówił Paweł Poncyliusz, który z ramienia PiS wyjaśniał podczas debaty w Sejmie czemu jego partia zagłosuje przeciw wprowadzeniu nowego podatku ekologicznego na importowane używane auta.
Tymczasem ledwo minął rok, PiS po dokonaniu kosmetycznych zmian, przy zachowaniu jednak istoty samego podatku, serwował nam taki podatek z rządowych ław. Na dodatek przedstawiał ten nowy podatek jako wyciągnięcie pomocnej ręki Polakom, by nie jeździli starymi samochodami, co notabene podchwycił niemiecki "Dziennik" artykuł o tych zmianach fiskalnych tytułując "Podatek ekologiczny będzie korzystny dla kierowców"!
WRÓCI KUCIE
Wraz z ograniczeniem wolności gospodarczej Polaków, co do wieku posiadanych przez aut i ich pochodzenia powrócą znane nam z socjalizmu nonsensy. Po wprowadzeniu nowego eko-podatku na stare auta, ich cena w Polsce prawie natychmiast wzrośnie. Tak, bo auta te jako już zarejestrowane w kraju będą objęte znaczną ulgą w płaceniu tego podatku. Droższe auta oznaczają, iż wielu Polaków będzie do upadłego remontować swe stare auta, bo nie stać ich będzie na przywiezienie używanego, choć lepszego z RFN, za które trzeba by płacić taki wysoki, coroczny podatek.
Tak więc średni wiek samochodów w Polsce zamiast zmaleć, co obiecują politycy, będzie rósł! Powtórzy się sytuacja sprzed naszego wejścia do Unii. Wtedy to zaradni Polacy omijali podatki handlując polskimi dokumentami aut ze szrotów wraz z kawałkami karoserii z numerami, które (kuto) wspawywano w importowane auto, tym samym legalizując je bez konieczności opłacania horrendalnie wysokich podatków. Tak będzie i obecnie. Oczywiście "papiery" na szrotach po wprowadzeniu nowego podatku zdrożeją – by przypomnieć, iż przed wejściem Polski do Unii za "papier" do golfa II trzeba było zapłacić 5 tys. zł!
Kiedyś budowano lepsze jutro ze szkolną lekturą "Jak hartowała się stal". Wszystko wskazuje na to, iż obiecany przez PO dobrobyt wykuwać będziemy "kując" lewe numery w starych autach przywożonych z Niemiec. Z drugiej strony pomysł nakładania takiego podatku na niezamożnych Polaków przypomina pewien wers z poematu Janusza Szpotańskiego "Trzeba strzyc i doić to bydło, a kiedy padnie zrobić z niego mydło".
Mirosław Błach
Golden Bay Public Relations