Wiosennie i owocowo

Wiosennie i owocowo
Część I

[13.03.2016] Początki XXI wieku w polskiej branży rynku alkoholi, to dość znaczna przemiana.  W naszych kieliszkach pojawiają się zupełnie nowe trunki, pojawiają się coraz bardziej wymyślne nie tylko wina, ale i przeróżnego pochodzenia mocniejsze i lżejsze napoje, często na bazie przeróżnych owoców.

Tym nowym upodobaniom towarzyszą również nowe potrawy – tutaj także dominuje wiele zupełnie jeszcze nie znanych niedawno warzyw i owoców. Pijemy i jemy z każdym rokiem bardziej kolorowo i zdrowo. Więcej warzyw i owoców na naszych stołach w każdej postaci, to przejaw tego, że myślimy nie tylko o zaspokojeniu podstawowych pragnień na dziś, ale chcemy też wybiegać w przyszłość myśląc o tym, jak to co pijemy i jemy wpłynie za kilka lat na naszą kondycję.

Pozwolę sobie jednak skupić się na owocach, a w szczególności na tych płynnych wynikach przetwórstwa owocowego.  Na owocowym podium zapewne znajdą się winogrona i jabłka. Te pierwsze uprawiane u nas wszędzie w przydomowych ogródkach i na działkach do niedawna były współpartnerem powstawiania wielu domowych win, o tak różnej jakości, że można by pisać na ten temat eseje. Jednak od kilku lat prym przejmują dość liczne jak na dzisiejszy dzień profesjonalne winnice! Mamy już w Polsce kilkadziesiąt przyzwoitych winnic, a nawet możemy mówić o kilku okręgach winiarskich.

Miałem już okazję degustować kilkanaście win, których jakości nie powstydziłby się przeciętny winogrodnik z Austrii czy Niemiec. Klimat jeszcze nie sprzyja w Polsce powstawaniu wina, ale idzie na lepsze, z każdym rokiem mamy cieplej, więc tylko patrzeć jak za 20 – 30 lat polskie wina będą konkurować z tymi, które do tej pory wypełniały w 100 % półki sklepowe.

Mało osób zdaje sobie sprawę z tego, że winogrona to także podstawa innych trunków, dużo mocniejszych niż wino. Bez udziału winogron nie ma francuskiego koniaku (cognac) i armaniaku (armagnac), licznych brandy czy włoskiej grappy. Także niektóre rakije powstają na bazie przefermentowanych winogron.

Zajmijmy się na chwilę kolejnym owocem z podium… Do tej pory jabłko i alkohol kojarzyły nam się raczej niezbyt ciekawie – najczęściej jako tzw. J-23 albo też kolokwialnie nazywanym "jabolem".  Od kilku lat jednak w tym temacie odbywa się rewolucja i moim zdaniem można powoli mówić o nowym pretendencie do tronu. Nadszedł cydr! Tak proszę Państwa! Tak się nazywa nasz nowy książę przyszłych słupków spożycia. A czym jest jabłecznik, bo tak po polsku brzmi nazwa tego trunku? To nic innego jak przefermentowany sok z jabłek, ale uwaga: nie używamy do tego procesu cukru! Jabłecznik zazwyczaj ma kilka procent alkoholu i podobnie jak piwo, bywa klarowny lub lekko mętny. Może być naturalnie musujący (lekko) lub gazowany (dwutlenkiem węgla), ale klasyczny jest trunkiem spokojnym, czyli niemusującym.

Tak na marginesie to cydrowi chyba bliżej do piwa niż do win owocowych. Metoda produkcji podobna – górna fermentacja. Aby z jabłek powstało wino owocowe, moszcz przed fermentacją musi być mocno dosłodzony. A to już inna bajka. Inna zaleta cydru, to to, że jest bazą wyjściową do powstania jednego z najlepszych owocowych destylatów – calvadosu! Nazwa pochodzi z Normandii, a dokładnie z prowincji o tej właśnie nazwie. Ponieważ jest ona zastrzeżona – tak jak cognac lub armanac – w Polsce nazywa się je "Złota Reneta" lub "Złota Jesień". Tutaj zalicza się je do wódek, ponieważ te destylaty jabłkowe najczęściej miesza się ze spirytusem zbożowym lub ziemniaczanym. Sprzedaż cydru w Polsce w ostatnich kilku latach potroiła się!

Warto wiedzieć:  na wzór jabłecznika powstają także gruszeczniki, ale nie są one już tak popularne na świecie. Ich największa popularność zamyka się w miejscach powstawania, czyli we francuskiej Bretanii i kilku miejscach Anglii.

Część II artykułu jest dostępna tutaj.

Treści dostarcza VOYAGER WineClub

Oceń ten artykuł: