Muzea idą z duchem czasu

Muzea idą z duchem czasu

[04.11.2015] Jeśli muzea stają się coraz ważniejsze i coraz bardziej potrzebne, to w sposób naturalny ludzie, którzy w nich pracują, zyskują przekonanie, że ich praca powinna być bardziej doceniana i lepiej wynagradzana.

Jeśli muzea stają się coraz ważniejsze i coraz bardziej potrzebne, to w sposób naturalny ludzie, którzy w nich pracują, zyskują przekonanie, że ich praca powinna być bardziej doceniana i lepiej wynagradzana – mówi dr hab. Piotr Majewski, dyrektor Narodowego Instytutu Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów

Jak zdiagnozowałby pan aktualną sytuację w polskim muzealnictwie? Czy muzea coraz lepiej podejmują swoich gości?
– Sytuacja w muzealnictwie jeszcze nigdy nie była tak zróżnicowana jak obecnie. Z jednej strony, muzea coraz lepiej odpowiadają na oczekiwania zwiedzających, co doskonale odzwierciedlają statystyki GUS-u – w tym roku osiągniemy magiczną liczbę 30 mln zwiedzających. Otwierane są nowe muzea, dzięki inwestycjom infrastruktura jest na coraz wyższym poziomie. Z drugiej strony, coraz częściej pojawiają się informacje o protestach na tle płacowym. W kwietniu br. odbył się w Łodzi I Kongres Muzealników Polskich, w którym wzięło udział ponad 1200 osób – muzealników, samorządowców, dziennikarzy, przedstawicieli świata nauki. Podczas tego wydarzenia również nie obyło się bez protestów przeciwko niskim zarobkom. Trudno się temu dziwić, jeśli bowiem muzea stają się coraz ważniejsze i coraz bardziej potrzebne, to w sposób naturalny ludzie, którzy w nich pracują, zyskują przekonanie, że ich praca powinna być bardziej doceniana i lepiej wynagradzana.

Zwłaszcza, że na tle innych instytucji kultury muzea są chyba traktowane nieco po macoszemu?
– Nie można aż tak jednoznacznie stwierdzić, że sektor muzealny jest niedoszacowany albo przeszacowany. Wiele zależy od tego, czy mówimy o tzw. starych, czy nowo powstałych instytucjach muzealnych. Największe problemy występują w dużych, wielooddziałowych muzeach, w których pracuje po kilkaset osób. Muzealnicy protestują, ponieważ zaczynają porównywać swoją sytuację płacową także z osobami zatrudnionymi poza sektorem ich dotyczącym. Muzea muszą chociażby zatrudniać specjalistów, którzy zajmują się digitalizacją – przy ich zatrudnianiu konkurencją są firmy komercyjne i oferowane w nich zarobki. Dziś pracownicy muzeów często mają skończone studia podyplomowe, kończą studia doktoranckie. Zatrudnienia w muzeach szuka młode pokolenie, które nie jest, jak poprzednicy, wychowane w poczuciu misji, która polega także na tym, iż prestiż miejsca pracy rekompensuje niższe zarobki.

Czy dyrektorzy muzeów coraz bardziej ujawniają swój talent menedżerski i zaczynają myśleć biznesowo?
– Polem do ujawniania talentów zarządczych są przede wszystkim inwestycje. Nigdy nie zrealizowano w muzeach ich tylu, ile udało się przeprowadzić w ostatnich latach dzięki środkom unijnym. Bez funduszy europejskich nie byłyby możliwe modernizacje takich instytucji, jak Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, krakowskie Sukiennice – Muzeum Narodowe w Krakowie. Wielką rolę odgrywają też wieloletnie programy rządowe, dzięki którym powstają: Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku czy Muzeum Historii Polski w Warszawie. To najlepszy dowód na to, że dyrektorzy muzeów, którzy sami – często mając wykształcenie humanistyczne – odkrywają w sobie umiejętności menadżarskie albo właściwie dobierają ludzi, którzy posiadają stosowne do nadzorowania inwestycji kompetencje. Gdy mowa o inwestycjach w sferze kultury, rzadko słychać informacje o ich opóźnieniach czy niegospodarności. Nieprzypadkowo sektor kultury uchodzi za wzorowy pod względem wykorzystywania środków unijnych.

W nowej perspektywie finansowej muzea również mogą liczyć na istotne wsparcie, czy tym razem rozkład środków jest mniej łaskawy dla kultury?
– Jak najbardziej muzea mogą liczyć na wsparcie finansowe, tyle że tym razem priorytetem są inne cele. W pierwszym "rozdaniu" pieniądze były przeznaczane przede wszystkim na inwestycje. Teraz nacisk będzie kładziony na jakość usług publicznych, np. udostępnianie zbiorów polskich muzeów za pośrednictwem internetu. Przykładem może być projekt "E-muzea", przygotowywany przez NIMOZ, który zakłada m.in. stworzenie atrakcyjnego portalu, udostępniającego zbiory polskich muzeów wszystkim zainteresowanym w Polsce i za granicą.

Niemal w każdej dziedzinie mówi się o istotnej roli nowych technologii. W jakich aspektach postęp wkracza do polskich muzeów?
– Muzea nie funkcjonują w oderwaniu od rzeczywistości, lecz w społeczeństwie, w którym zmieniają się oczekiwania wobec ich oferty i coraz wyraźniej przechodzi się od namacalnego "tu i teraz" do świata mediów wirtualnych. Trudno dziś sobie wyobrazić, by muzeum nie posiadało profesjonalnej strony internetowej. Cała sztuka polega jednak na tym, by, wykorzystując nowe technologie, nie przesłonić najważniejszego – autentycznego eksponatu. Z badań zarówno europejskich, jak i przeprowadzanych w Polsce wynika, że okres zachłyśnięcia się multimediami osiągnął już apogeum.

Stały się one częścią naszego życia codziennego, ale pojawia się pytanie, czy potrzebujemy ich także w muzeum, zwłaszcza w tak dużych dawkach. Może wolimy raczej popatrzeć na eksponat, odczuć bezpośredni kontakt ze sztuką? Muzea nieco ryzykują, nadmiernie wykorzystując multimedia; narażone są na utratę odbiorców – nie tylko starszej generacji, lecz także młodych ludzi, którzy w muzeach niekoniecznie szukają tego samego, co mają gdzie indziej: w supermarketach czy galeriach handlowych. Jest jeszcze jeden argument, by korzystać z multimediów z umiarem – bardzo szybko się starzeją, a ich wymiana generuje duże koszty. W muzeach nigdy nie będzie pieniędzy w nadmiarze, dlatego warto zastanowić się, czy lepiej wydać przysłowiowy milion na multimedialną ekspozycję, czy raczej na zakup nowych eksponatów, które wzbogacą kolekcję.

Firmy cały czas podkreślają konieczność poznawania potrzeb klientów i podążania za trendami rynkowymi. Czy w muzeach również podejmuje się działania które służą rozpoznaniu oczekiwań odbiorców?
– Czasy, kiedy muzea nie komunikowały się aktywnie z publicznością, bezpowrotnie minęły. Dziś naturalne jest, że prowadzą mniej lub bardziej profesjonalne badania jej oczekiwań. Niektóre zamawiają fachowe analizy zachowań publiczności odwiedzającej muzea oraz – "traffic" na stronach internetowych, inne utrzymują kontakty z publicznością poprzez media społecznościowe, fora internetowe, projekty edukacyjne. Gość muzeum staje się zresztą coraz bardziej wymagający i oczekuje wysokiej jakości usług w każdej dziedzinie. Dlatego muzea muszą nauczyć się też prowadzić trudne rozmowy, odpowiadać na pytania: "Dlaczego nie ma miejsca?", "Gdzie można zostawić zwierzęta przed zwiedzaniem ekspozycji?", "Dlaczego nie ma miejsc, gdzie można przebrać dziecko, nie wspominając już o problemach z fotografowaniem eksponatów, z fleszem czy bez flesza?"…

Muzea różnią się pod względem przedmiotu i skali działalności, nadzoru właścicielskiego i źródła finansowania. Czy można przykładać do wszystkich jedną miarę, by mówić o problemach, dokonaniach i wyzwaniach? Jak z tą różnorodnością radzi sobie jury konkursu Sybilla, oceniając zgłoszone projekty?
– Nie da się mierzyć sektora muzealnego jedną miarą, bo poszczególne placówki reprezentują inne światy. Czym innym jest Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie, czym innym Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie. Ministrowi Kultury i Dziedzictwa Narodowego podlega jedynie trzydzieści kilka muzeów, na ok. 600, które działają na podstawie "Ustawy o muzeach". Większość z nich to muzea samorządowe. Dlatego też zależy nam, aby w Konkursie na Wydarzenie Muzealne Roku "Sybilla" nagradzać muzea niezależnie od tego, czy są małe czy duże i kto jest ich organizatorem. W ostatnich edycjach konkursu nie mniej niż 30 proc. nagród i wyróżnień trafia do mniejszych muzeów.

Czy formuła konkursu zmienia się wraz z modernizacją muzeów?
– Tak, jednak konkurs musi też zachować pewną stabilność. 2 lata temu przywróciliśmy nagrodę główną, wprowadziliśmy dodatkowe kategorie, związane z inwestycjami i nowymi technologiami. Przez kilka lat powinniśmy się spokojnie przyglądać, jak formuła konkurs działa. Większą wagę przykładałbym do promocji konkursu. W tym roku połączyliśmy jego galę z I Kongresem Muzealników Polskich, dzięki czemu wydarzenie była nagłośniona jak nigdy wcześniej, także dzięki zaangażowaniu Narodowego Centrum Kultury. Cóż by szkodziło, aby Sybilla stała się tak medialna jak telewizyjne "Wiktory"? Dziś wydaje się to niemożliwe, ale w przyszłości? Pamiętajmy, że początki konkursu były bardzo skromne, zgłaszano do niego zaledwie kilkanaście muzealnych "wydarzeń". W ostatnich edycjach ocenianych jest ich około 300.

Jakie były główne wnioski i postulaty uczestników I Kongresu Muzealników Polskich poza zasygnalizowanym oczekiwaniem większych wynagrodzeń?
– NIMOZ był współorganizatorem kongresu i z tego też powodu naszym celem jest przełożenie jego rekomendacji na projekty rozwiązań prawnych. Główne wynikające ze spotkania postulaty dotyczyły zmian legislacyjnych, ułatwiających prowadzenie działalności statutowej przez muzea, systemu ewidencjonowania i digitalizacji zbiorów, statusu zawodowego muzealników jako osobnej kategorii zawodowej. Zależy nam, aby kongres nie został sprowadzony do jednorazowego eventu, lecz by stanowił impuls dla niezbędnych zmian w systemie prawnym, bo nikt już nie ma wątpliwości, że "Ustawa o muzeach" się zestarzała i wymaga dostosowania do nowych realiów technologicznych, prawa unijnego, zmian na rynku pracy.

Czy realnie zanosi się na to, że ten przestarzały system przejdzie lifting i odmłodnieje?
– Jak szybko do tego dojdzie, zależy od wielu czynników. Żyjemy w dynamicznych czasach. Jestem jednak przekonany, że żaden polityk nie przejdzie obojętnie wobec konieczności zmian prawnych i organizacyjnych w sektorze muzealnym.

Rozmawiała Małgorzata Szerfer

Treści dostarcza: Magazyn VIP

Oceń ten artykuł: