Japonia widziana przez chwilę
[20.04.2015] Banalnym jest stwierdzenie, że podróże kształcą, ale gdy jest się w kraju o tak odmiennej kulturze, sztuce, obyczajach czy religii, jakże innych od stworzonych przez cywilizację białego człowieka, to raczej nasuwa się nie słowo "wiedza", a pojawia pełna zadumy fascynacja.
Nawet jeśli mamy na nią bez mała chwilę. Odnoszę te słowa do Japonii, niezwykłego wyspiarskiego zakątka świata, nieprzypadkowo zwanego Krajem Kwitnącej Wiśni (to wiosną) i zachwycającego intensywną czerwienią liści klonu, to jesienią.
Japończyków uważa się za najbardziej uprzejmy naród świata, czego sam, jako gaijin (obcy, czyli cudzoziemiec) wielokrotnie podczas krótkiego pobytu doświadczałem. Ilekroć o coś spytałem, zawsze reagowano życzliwym uśmiechem, mimo bariery językowej, i nie chodzi tu o język japoński, lecz angielski, którego się tu uczą od dziecka, ale artykułują przedziwnie. I usiłowano pomóc. Pierwsze zdziwienie, a było ich wiele. Już na tokijskim lotnisku dostrzegłem lśniące samochody – myją je codziennie, gęstość sieci myjni jest zdumiewająca, toteż tubylcy wizytujący chociażby Europę uważają wszystkie tamtejsze pojazdy za brudne. Aż trudno uwierzyć, oto scenka na parkingu: kierowca wykorzystuje przerwę nie na bierny odpoczynek, ale pucowanie chromowanych kołpaków do lustrzanej czystości.
Japończycy są postrzegani jako mistrzowie kurtuazji, wyrafinowanych form grzecznościowych. Słynne ukłony, które umożliwiają ustalenie hierarchii społecznej osób je wykonujących. Oto przy hotelowych schodach osobnik witający grupę "ciemnych garniturów" co chwila sięga niemal podłoża, a dżentelmeni lekko pochylają głowę. Superszybki pociąg Shinkansen: wkraczający do bezprzedziałowej przestrzeni konduktor, zanim zacznie czynić swą powinność, nieruchomieje na sekund kilka, wpół zgięty w samoczynnie otwierających się drzwiach. Słowo o cesarstwie Japonia, kraj stosunkowo mały, o powierzchni prawie 378 tys. km kw. (63. miejsce na świecie, Polska – 70.), jest jednym z najbardziej zaludnionych – 337 osób przypada na 1 km kw., podobnie jak w Belgii i Holandii, ale to kraje nizinne. Krajobraz to góry i wyżyny, zajmujące ponad 80 proc. powierzchni, przy ludności przekraczającej 127 mln (emigranci to rzadkość, 98,5 proc. to rodowici Japończycy).
Połowa mieszkańców, co unikalne, zamieszkuje nadmorski pas nizinny, który biegnie od Tokio do Osaki i stanowi 13 proc. terytorium państwa. Największą wyspą jest Honsiu (pozostałe to Hokkaido, Kiusiu i Sikoku). W ciągu dwóch tygodni autokarem przebyłem zygzakiem trasę od Tokio do Horoshimy, zwiedzając atrakcje turystyczne tego szlaku, ze szczególnym uwzględnieniem sintoistycznych świątyń (chramów) i buddyjskich pagód. Skoro tak, to wypada zdań kilka poświęcić sieci transportowej, jednej z najbardziej rozwiniętych w świecie. Organizacja i koordynacja kolei dalekobieżnych i lokalnych, połączeń autobusowych i lotniczych budzi zazdrość. Ruch jest lewostronny, autostrady i przejazdy tunelami płatne, opłaty są niemałe. Ależ te tunele: co chwilę wykute w skale dwie jezdnie w każdą ze stron, już to na przestrzeni kilku kilometrów, już to kilkuset metrów, ciągnące się w nieskończoność. Ile to musiało kosztować, jakich wymagało technologicznych cudów? Podobnie rzecz się ma z siecią kolei dużych prędkości Shinkansen, jedną z technologicznych wizytówek Japonii.
Tokio i okolice Niespełna dwa tygodnie spędzone w Japonii, tylko na jednej z wysp, to zaledwie łyk egzotycznych uroków. Niemniej widziałem nie tak mało, zwłaszcza rozliczne miejsca kultu religijnego, których są tysiące. Wspomnę poniżej miejsca arbitralnie wybrane, wszak inaczej nie sposób. Zacznijmy od Tokio, stolicy kraju i całego Dalekiego Wschodu – to najludniejszy obszar metropolitarny świata, liczący 38 mln mieszkańców. Miasto niezasypiające nocą, z tysiącami neonów, z centrum tak oświetlonym, że można po zachodzie słońca czytać książkę. Na jezdniach mnóstwo taksówek i luksusowych samochodów, głównie japońskich marek (zaledwie 10 proc. aut pochodzi z importu). Główna aleja Ginza, tokijskie Champs-Elyseés, z ciągiem luksusowych sklepów (w witrynie męski Patek Philippe za jedyne, w przeliczeniu, 350 tys. zł), barów, restauracji.
Ale Tokio to także najsłynniejsze sanktuarium sintoistyczne poświecone cesarzowi Meiji, Pałac Cesarski zlokalizowany w centrum, na wzgórzu, otwierający swe podwoje dla maluczkich dwa razy w roku, czy Muzeum Narodowe, w którym prócz historycznych zbirów, rzeźb i malarstwa można zobaczyć egipską mumię. I wstrząsy tektoniczne z cotygodniową częstotliwością, ale zazwyczaj nieodczuwalne przez człowieka. I las wieżowców, i żurawi budujących kolejne – są miejsca z zaludnieniem sięgającym 20 tys. osób na 1 km. kw. Położone na północ od stolicy Nikko to miasto i park narodowy, wpisane na listę zabytków UNESCO, pełne wspaniałości wiekowej architektury, z jej perłą chramem Toshogu z poł. XVII w., zdumiewającym niezliczonymi barwnymi rzeźbami i odwiedzanym przez rzesze mauzoleum kultowego szoguna Tokugawę, który ten obiekt wzniósł. Jedne z najsłynniejszych to figurka Śpiącego Kota i płaskorzeźba Trzech Mądrych Małp (przy okazji: na drogach przecinających leśne dukty są tablice ostrzegające przed agresją tych zwierząt).
Z kolei Kamakura, leżąca na południu od stolicy, polityczne centrum Japonii do 1333 r., to miasto samurajów, którego superatrakcją jest jeden z dwóch największych na wyspach, odlany z brązu posąg siedzącego Buddy-Amidy, zwanego Daibutsu (Wielki Budda). Mierzy 11 m, waży 93 tony, można doń wejść od tyłu po schodach sięgających ramion. U jego stóp są składane spektakularne ofiary – owoce, warzywa, napoje. Niemniej godne uwagi jest sintoistyczne sanktuarium Tsurugaoka Hachiman z 1063 r., poświecone bogowi wojny Hachimanowi, położone na wzgórzu, z którego rozciąga się zachwycający widok na miasto i morze. Miasto słynie ponadto z rozległego gaju bambusowego.
Można ją dostrzec, przy dobrej pogodzie z Tokio – jeden z symboli Japonii, święta góra Fudżi, będąca inspiracją dla cenionych pisarzy, poetów czy malarzy. Drzemiący wulkan (3776 m n.p.m., ostatnia erupcja miała miejsce w 1707 r.), zawsze nakryty śnieżną czapą szczyt, na który w lipcu i sierpniu wspinają się tysiące pielgrzymów i turystów (każdy Japończyk choć raz w życiu chce go zdobyć). Obszar wokół góry to prawdopodobnie najpopularniejszy w całym kraju cel wycieczek, toteż u jej podnóża, na piątej platformie widokowej, do której można dotrzeć autokarem, kłębią się tłumy. W schroniskach kupiecki gwar, stosy pamiątek czekają na chętnych. Samo pomieszczenie pocztowe to obszerna sala. Wokół Fudżi rozciąga się Park Narodowy Fuji-Hakone-Izu, z gorącymi źródłami i malowniczymi jeziorami.
To ulubione miejsce mieszkańców stolicy, gdzie w zajazdach można poddać się relaksującej kąpieli w zmineralizowanej wodzie. W dwie godziny samochodem od Tokio leży Matsumoto, będące obronnym miastem w XIV w., w którym godnym podziwu jest zamek Matsumoto, wzorcowy przykład japońskiej twierdzy (obronny mur ze strzelniczymi otworami), słowem autentyczny zamek dajmio, namiestników szoguna. Sześciopiętrowa budowla, ozdobiona trzema wieżyczkami, z licznymi tarasami widokowymi. W środku kolekcja zbroi, z wieloma egzemplarzami broni palnej sprowadzanej z Portugalii i Hiszpanii. A na rozległym parku kroczący samuraje, chętni do wspólnej fotki. Kilkadziesiąt kilometrów dalej znajduje się osada Takayama, której centralną część tworzą aleje pełne muzeów, tradycyjnych sklepów, wytwórni sake, restauracji i barów.
Przyciąga turystów Migagawa Open Air Market – niebywale kolorowe targowisko warzyw, owoców, kwiatów, pamiątek, wyrobów rzemieślniczych. Trudno nie dostrzec rzodkiewki wielkości małej pięści. Miasto słynie z dwóch świąt: Sanno Matsuri odbywa się w połowie kwietnia, wówczas przejeżdżają przez nie ogromne, bogato udekorowane yatai (platformy) ciągnione na kołach, bądź niesione na poręczach przez silnych, kolorowo odzianych mężczyzn, i październikowe Hachiman Matsuri, także połączone z procesją. Na co dzień te wielobarwne, kapiące złotem platformy można podziwiać w rozleglej sali miejscowego muzeum. Każda z jedenastu jest inna, niemniej wszystkie to cuda orientu. Inne godne uwagi miejsce to zbudowany w 1879 r. rodzinny dom kupca, łączący mieszkanie ze składem towarów. Na brak komfortu nie narzekał.
Od Kioto do Hiroshimy Przez wielu uważane za najpiękniejsze miasto Japonii, dawna stolica cesarska, kolebka tradycji, zachwyca urodą drewnianych zabudowań, imponuje wielką liczbą świątyń (1600 buddyjskich i 400 sintoistycznych), trzema pałacami cesarskimi i dzielnicą gejsz. Pod koniec II wojny światowej było na liście miast wyznaczonych do zrzucenia bomby atomowej, Amerykanie je oszczędzili, świadomi jego wyjątkowości. Kioto to zamieszkały przez 1,5 mln mieszkańców niezwykle cenny kompleks urbanistyczny. Wspinając się stromymi, zakręconymi uliczkami kwartału Sannen-zaka, z wielce oryginalną zabudową drewnianych domostw, dochodzimy do potężnej świątyni buddyjskiej Kiyomizu, z tarasów której, opartych na wysokich drewnianych rusztowaniach, rozpościera się wspaniała panorama miasta.
W jego zachodniej części znajduje się słynny Złoty Pawilon, najsłynniejsza świątynia w całej Japonii, rekonstrukcja budowli z 1397 r., wykonana po pożrze w 1955 r., w 1987 r. wyłożona na nowo złotem i laką. Każde z trzech pięter to inna architektura – pałacowa pierwszego, samurajskiej rezydencji drugiego, sanktuarium zen trzeciego. Usytuowana na skraju dużego, otoczonego bujną zielenią stawu robi imponujące wrażenie. Kolejną z jakże licznych atrakcji jest położony w centrum miasta okazały zamek Nijo-jo, zbudowany na początku XVII w. na rozkaz pierwszego szoguna z klanu Tokugawa.
W roku 1867 był siedzibą rządu cesarza Meiji, toteż jego wnętrze to głównie sale audiencyjne, w których figury oficjeli przyjmują figury petentów. Trudno nie wspomnieć o dzielnicy Gion, będącej centrum rozrywki, ze spacerującymi najprawdziwszymi gejszami, czyli artystkami w wyszukany sposób towarzyszącymi gościom w herbaciarniach. W kimonach, poruszające się drobnym krokiem, z pobielonymi twarzami i karminowymi ustami wyglądają jak porcelanowe lalki, wzbudzając powszechne zainteresowanie. W drodze do Hiroshimy, mijając Kobe, miasto tragicznie doświadczone trzęsieniem ziemi w 1995 r., z zachowanymi fragmentami zniszczeń w porcie, nie sposób nie zajrzeć do miasteczka Kurashiki, z przyciągającą przybyszów dzielnicą artystyczną, gdzie swą sztukę kultywują światowej sławy japońscy i zagraniczni artyści.
Twórcy prezentują i oferują swe dzieła wzdłuż kilku przecznic, pozbawionych ruchu samochodowego, poprzecinanych kanałami, otoczonych szpalerami płaczących wierzb. Hiroshima, nowoczesne, tętniące życiem ponad milionowe miasto kojarzone jest powszechnie z eksplozją bomby atomowej, zrzuconej 6 sierpnia 1945 r. Błyskawicznie unicestwiła ona ok. 200 tys. osób, zmiotła z powierzchni zabudowę, w znakomitej większości drewnianą, pozostawiając nieliczne obiekty, jak pozostawiony na pamiątkę w centrum miasta szkielet budynku dawnej wystawy handlowej. Położony jest na terenie powstałego po wojnie Parku Pamięci i Pokoju, gdzie znajduje się muzeum o tej samej nazwie. Poświecone ofiarom tragedii, robi wstrząsające wrażenie.
Wewnątrz makieta miasta "przed i po", ukazująca skalę zniszczeń, ściany wypełnione zdjęciami martwych i tych, którzy przeżyli, w gablotach strzępy odzieży, spalony rower, wypalony na kamiennych schodach cień człowieka, zegarek zatrzymany na godz. 8.15, chwili wybuchu… Zwiedzającym towarzyszy sugestywna muzyka, na monitorach filmy, ukazujące m.in. przygotowania Amerykanów do zrzutu. Jedno dziwi: brak choćby jednego słowa o przyczynach dramatu, wszak to Japończycy rozpętali wojnę w Azji i nie chcieli się poddać, dopóki bomby nie spadły na Hiroshimę i Nagasaki, co nie umniejsza dramatu. Nieopodal dotkniętego tragicznym brzemieniem miasta leży wyjątkowa wyspa-sanktuarium Miyajima; można do niej dotrzeć po półgodzinnej jeździe podmiejskim pociągiem i krótkiej przeprawie promem. Niezwykłej urody miejsce uważane przez Japończyków za święte.
Przed sintoistyczną świątynią Itsukushima, zbudowaną na platformie podtrzymywanej przez wbite w wodę pale, jest wspaniała, wysoka na 16 m czerwona torii (czyli brama prowadząca do miejsc świętych w japońskim kulcie religijnym shinto, symboliczny punkt przekroczenia świata ziemskiego i wejścia w świat bogów). Wyrasta spośród fal podczas przypływu, a świątynia zdaje się dryfować po wodzie jak statek. W czasie odpływu można chodzić po piasku wokół tych cudów architektury, znajdując w nim nierzadko małże. Kolejne niezwykłe miejsce, jakich na Honsiu, a zapewne i pozostałych wyspach archipelagu, niemało. O niewielu traktuje ten tekst.
Treści dostarcza: Magazyn VIP