Nabici w polisolokaty na celowniku oszustów

Nabici w polisolokaty na celowniku oszustów

[09.09.2016] Najpierw dali się nabrać na superoferty ubezpieczycieli i kupili toksyczne polisolokaty, na których stracili nawet 99 proc. zainwestowanych środków. Teraz na celownik wzięli ich oszuści, którzy choć obiecują, że uwolnią ich z tej niewoli, szykują dla nich kolejną pułapkę.

Powołują się przy tym na zmiany w prawie, podszywają pod renomowane firmy ubezpieczeniowe, a nawet udają pracowników UOKiK. – Pewnie pan słyszał, że zmieniły się przepisy dotyczące opłat? Dużo się teraz o tym mówi. Wie pan, że można teraz płacić mniej? Czy pański doradca kontaktował się z panem w celu obniżenia opłat? Nie? Nic dziwnego, nie ma w tym interesu – taki telefon dostał pan Jan.

Pani w słuchawce próbowała przekonać go, że dzięki ugodom, jakie wiele towarzystw ubezpieczeniowych zawarło z UOKiK w sprawie polisolokat, może liczyć na obniżenie opłat likwidacyjnych.

Pan Jan nie chce ujawniać swojego nazwiska, bo firma, która do niego dzwoniła, ma wszystkie jego dane.

Po co tak naprawdę ktoś dzwonił do pana Jana? Żeby uzmysłowić mu, jak niekorzystny jest produkt inwestycyjno-oszczędnościowy, który posiada, namówić go, żeby z niego zrezygnował i kupił inny u nowego pośrednika, który zgarnie za to prowizję.

Jako pretekst głos w słuchawce wykorzystuje nie tylko modną ostatnio nagonkę na polisolokaty. Kilka lat temu takim pretekstem były przepisy o gender neutral, mówiące o tym, że kobiety i mężczyźni nie powinni mieć zróżnicowanych składek ubezpieczeniowych, w ubiegłym roku z kolei powoływał się na dyrektywę Solvency II.

Rzecz w tym, że głos w telefonie, który usłyszały już tysiące Polaków, wprowadza w błąd, bo ani Solvency II ani gender neutral nie pozwalają na zmniejszenie składki już wykupionego produktu ubezpieczeniowego.

To tylko chytre wabiki. Bo kto na pytanie, czy nie chciałaby pani/pan mniej płacić za ubezpieczenie, bo się to pani/panu należy zgodnie z prawem, nie skorzysta w oferty? Część od razu czuje w tym jakiś podstęp, ale część daje się namówić na spotkanie w celu „zaktualizowania” polisy.

Aktualizacja polisy polega na tym, że głos ze słuchawki, który podczas spotkania przybiera postać młodzieńca w garniturze rodem z filmu „Wilk z Wall Street”, namawia do zerwania dotychczasowej polisy i kupienia kolejnego produktu. Niekoniecznie lepszego. Za to z kolejną prowizją dla sprzedającego.

– Podczas spotkania doradca skrytykował produkt, który dotychczas miałem. Powiedział, że jest zakazany w Wielkiej Brytanii od lat 80., że jestem „rżnięty” na kosztach rzędu 10-12 proc., bo mam rozwiązania stare, a teraz na rynku są tańsze – relacjonuje pan Jan. – Gdy spytałem, od czego liczone są te koszty, usłyszałem, że to w sumie nie ma znaczenia. On już znał moje ubezpieczenie ochronno-inwestycyjne, składkę roczną i wartość polisy. Więc pytam: 10-12 proc. od składki rocznej czy od wartości polisy, bo to jednak zupełnie inne wartości? Odpowiedział: „Proszę Pana, to niuans”. To pokazuje, jak wielkiej manipulacji dopuszczają się doradcy-oszuści.

Na podst. informacji prasowej Money.pl


Oceń ten artykuł: