Budownictwo mieszkaniowe w danych GUS wciąż bez rewelacji
[22.11.2016] Z najnowszych danych GUS, tym razem opisujących osiągnięcia budownictwa mieszkaniowego w dziesięciu zakończonych miesiącach bieżącego roku, ponownie powiało nudą. Co to znaczy? Ano tyle, że po raz kolejny nie wyróżniają się one niczym szczególnym na tle gusowskich sprawozdań z poprzednich miesięcy.
Deweloperzy dalej robią swoje
Tradycyjnie najciekawszym punktem omawianych statystyk są mieszkania, na realizację których wydano pozwolenia lub dokonano zgłoszenia z projektem budowlanym. Zwłaszcza wynik deweloperów na poziomie 10,5 tys. ponownie w tym punkcie może budzić respekt. To jeden z trzech najlepszych rezultatów miesięcznych w historii gusowskich publikacji. W sumie w ramach wszystkich form budownictwa mieszkaniowego w pierwszych dziesięciu miesiącach tego roku nowych pozwoleń oraz zgłoszeń było ponad 174 tys., czyli 10,5 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2015 roku. Jest to wolumen zapowiadający rekordowy wynik na koniec roku.
Statystyki nowych pozwoleń na budowę są zasadniczym parametrem oceny potencjału popytowego rynku w przyszłych okresach przez deweloperów. Można zatem przyjąć tezę, że deweloperzy dalej robią swoje i z niesłabnącym optymizmem patrzą w przyszłość. Innymi słowy, w dalszym ciągu oceniają perspektywy rozwoju koniunktury pierwotnego segmentu mieszkaniówki w dłuższym terminie nie tylko jako optymalne, ale wręcz oczekują dalszego progresu statystyk rekordowego popytu na mieszkania z pierwszej ręki.
Na tak zaawansowanym etapie cyklu koniunkturalnego ożywienia może to wydawać się nieco dziwne. Pozwolenia na budowę mają jednak to do siebie, że nie wszystkie pozyskane muszą w okresie swojej ważności zostać wykorzystane. Tym samym ich rekordowa ilość na koncie deweloperów może być bardziej efektem ich nadmiernie rozbudzonego apetytu, aniżeli w pełni wiarygodną gwarancją dalszego przyśpieszenia bieżącej prosperity.
Nowe inwestycje w pełnej stabilizacji
W październiku deweloperzy ponownie nieco "podkręcili" swoją aktywność inwestycyjną, mierzoną wolumenem mieszkań, których budowę rozpoczęto. Po nieco słabszym wrześniu znów postarali się o świetny wynik na poziomie 7,9 tys. jednostek, prawie 9 proc więcej r/r i 20 proc. m/m.
Uwagę zwraca jednak fakt, że po dziesięciu miesiącach br. deweloperskich lokali rozpoczętych było 71 tys., a więc praktycznie tyle samo co rok temu. Tym samym widać wyraźnie, że choć koniunktura inwestycyjna na pierwotnym rynku mieszkaniowym ma się wciąż bardzo dobrze, to jednak deweloperzy postawili na ostrożną stabilizację wolumenu uruchamianych inwestycji.
W ramach wszystkich form budownictwa mieszkaniowego od początku roku uruchomiono już prawie 149 tys. nowych budów, czyli nieco ponad 4 proc więcej licząc rok do roku. Na razie nic nie zapowiada, aby ta umiarkowana tendencja wzrostowa miała ulec odwróceniu. Jednak prędzej czy później musi to nastąpić, co będzie najbardziej wiarygodnym prognostykiem przesilenia koniunktury na pierwotnym rynku mieszkaniowym.
Statystyki mieszkań oddanych bez większych zmian
Tradycyjnie od dłuższego czasu najbardziej przewidywalnym ogniwem bieżących danych GUS pozostaje sytuacja dotycząca mieszkań oddawanych do użytkowania. Także w tym przypadku tendencja wzrostowa powoli będzie przechodzić w stabilizację na wysokim poziomie. Deweloperzy oddali od początku roku blisko 61 tys. lokali, co oznacza 26 – procentowy progres rok do roku. Ogółem w okresie styczeń – październik br. oddano już ponad 127 tys. mieszkań, czyli o 9 proc. więcej aniżeli w pierwszych dziesięciu miesiącach ubiegłego roku.
W odróżnieniu od nowych pozwoleń czy inwestycji rozpoczętych, statystyki mieszkań oddawanych do użytku nie zależą od aktualnej sytuacji rynkowej, ale są efektem stanu koniunktury inwestycyjnej sprzed około dwóch lat, a więc okresu odpowiadającego cyklowi inwestycyjnemu w budownictwie mieszkaniowym. Stąd też ta kategoria gusowskich danych mieszkaniowych ma szansę utrzymać się na rekordowych poziomach zdecydowanie dłużej niż dwie pozostałe.
Im gorzej, tym lepiej?
Wydarzeniem ostatnich dni, które wprawiło wszelkiego typu globalne rynki w dość silne turbulencje, był wynik wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych z Donaldem Trumpem w roli zwycięzcy. Szczególnie było to odczuwalne w Polsce, gdzie giełda wpadła w kolejne "konwulsje", rentowność obligacji poszybowała, a złotówka znacznie osłabła do głównych walut, w tym najbardziej newralgicznego dla krajowej mieszkaniówki franka szwajcarskiego.
Jakie może to mieć przełożenie w przewidywalnej przyszłości na koniunkturę pierwotnego segmentu rynku nieruchomości mieszkaniowych w Polsce? Wygląda na to, że w tego typu sytuacji rodzime kapitały inwestycyjne mają coraz węższe pole manewru w poszukiwaniu swojej "bezpiecznej przystani". W coraz to bardziej niepewnych czasach wciąż najbardziej sensowną alternatywą dla lokowania nadwyżek finansowych, większego kalibru oszczędności, czy też środków uciekających z rodzimego rynku kapitałowego, pozostają mieszkania z pierwszej ręki. Spokojnie można więc przyjąć tezę, że im gorzej będzie na giełdzie, w funduszach inwestycyjnych czy wreszcie na bankowych lokatach, i czym dłużej będzie to trwało, tym więcej powodów do radości będą mieli deweloperzy, a z co miesięcznych danych GUS w dalszym ciągu będzie wiało "optymistyczną nudą".
Jarosław Jędrzyński
Treści dostarcza: RynekPierwotny.pl