Koniec bicia grosza?

Koniec bicia grosza?

[13.05.2013] Kanada zrezygnowała ostatnio z bicia monet o najmniejszym nominale, ponieważ ich wytwarzanie jest zbyt kosztowne, a koszt produkcji przekraczał ich wartość nominalną. Czy ten sam los spotka polskie monety z nominałem jednego i dwóch groszy?

W Kanadzie już nie biją

Kanada do zaprzestania bicia monet o nominale jednego centa przymierzała się już od dłuższego czasu. Decyzja ta wywołała sporo emocji, szczególnie, że obywatele dowiedzieli się o niej z budżetu państwa na rok fiskalny 2012-2013. Królewska Mennica sporo zaoszczędzi na zaprzestaniu bicia jednocentówek. Szacuje się, że roczny koszt ich produkcji obciążał budżet Kanady o ok. 130 mln dolarów kanadyjskich. Oszczędności te stanowiły jednocześnie główny argument przeciwników najmniejszej kanadyjskiej monety. Inną przesłanką była także jej znikoma siła nabywcza, w debacie publicznej nazwano ją nawet "pieniądzem bez wartości".

Faktycznie jednak koszt produkcji monety jednocentowej przewyższał jej nominalną wartość, wytworzenie jednego centa kosztowało bowiem około 1,5 centa. Monety nie będą przy tym wycofywane z obiegu i dalej będzie można nimi płacić, tzn. nie będą powstawały i trafiały do obrotu nowe tzw. "pennies". Kanadyjski minister finansów zaapelował przy tym do rodaków, by ci poszukali jednocentówek w swoich szufladach i przekazali je na cele charytatywne – warto zaznaczyć, że od 1908 r. wybito w Kanadzie około 38 miliarda takich monet. Obrazuje to ewentualne przyszłe zyski kanadyjskich organizacji pomocowych, ale i globalną wysokość wydatków powiązanych z produkcją tych monet.

Analogiczny problem

Z podobnym problemem boryka się także Narodowy Bank Polski. Szacuje się bowiem, że koszt wybicia monety o nominale jednego lub dwóch groszy to około 5 groszy. Monety te są jednocześnie najczęściej wybijanymi polskimi monetami. Do obrotu rok do roku trafia około 270 mln jednogroszówek i 150 mln dwugroszówek, a łączny przyrost monet o najmniejszych nominałach w obiegu w okresie 1997-2012 wyniósł w sumie 10,9 miliardów sztuk. Koszt ich produkcji to w skali roku kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt milionów złotych. Wysoki koszt ich wytworzenia powiązany jest z rosnącymi cenami metali kolorowych, z których są wykonane. Dodatkowo wspomnieć należy o kosztach ich magazynowania, transportu, bądź segregacji.

Wysokie zapotrzebowanie na monety z nominałem jednego i dwóch groszy nie jest przy tym powiązane z ich niszczeniem. Dużo większym problemem powodującym powracającą co roku konieczność ich produkcji jesteśmy my, ponieważ bilon ten znika z rynku trafiając do naszych skarbonek czy szuflad. Co ciekawe – jedno i dwugroszówki trafiają także na złom. Zgodnie z wyliczeniami "Polityki", każdy sprzedany na złom kilogram jednogroszówek to zysk w wysokości ponad 9 złotych w porównaniu z ich nominalną wartością. Jakkolwiek kuriozalnie by to nie zabrzmiało, przybywa więc amatorów sprzedaży pieniędzy.

Zaokrąglone płatności

NBP przedstawił przy tym projekt ustawy o zaokrągleniu płatności. Jej ewentualne wprowadzenie doprowadzić ma do ograniczenia zapotrzebowania na monety jedno i dwugroszowe, powodując odpowiednie oszczędności budżetowe. "Celem tej ustawy jest usprawnienie, uproszczenie oraz zmniejszenie kosztów obrotu gotówkowego. Proponujemy, aby w przypadku płatności gotówkowych łączna kwota należności, czyli rachunek końcowy, podlegał zaokrągleniu do pięciu groszy" – mówi Aleksander Proksa, dyrektor Departamentu Prawnego NBP, autor projektu ustawy.

W przypadku płatności gotówkowych finalny rachunek byłby zaokrąglany maksymalnie o dwa grosze w górę lub w dół. Rachunki kończące się na 1 i 2 grosze oraz 6 i 7 groszy byłby zaokrąglane w dół, końcówki 3 i 4 grosze oraz 8 i 9 groszy – w górę. Jest to przy tym główne założenie ustawy, przy czym transakcje bezgotówkowe rozliczane byłyby co do grosza, jak obecnie.

"Po przyjęciu tej ustawy przez Sejm ceny nadal będą mogły się kończyć np. na 99 groszy. Przykładowo w Czechach, pomimo wycofania wszystkich monet poniżej 1 korony, ceny w halerzach wciąż występują. Można przypuszczać, że w Polsce część sklepów ze względów marketingowych nie tylko pozostawi końcówki cen produktów na obecnym poziomie, ale obniży je np. z 99 do 95 groszy. Z analiz Instytutu Ekonomicznego NBP wynika, że zaokrąglenie kwot na rachunku końcowym powinno być neutralne dla wskaźnika inflacji (CPI). Według naszych szacunków, wzrost wydatków przeciętnego konsumenta wyniósłby ewentualnie nie więcej, niż kilkadziesiąt groszy rocznie" – mówi Marcin Kaszuba, dyrektor Departamentu Komunikacji i Promocji NBP.

Portal Skarbiec.Biznajwiększy, niezależny serwis o prawie, finansowaniu i gospodarce.

Oceń ten artykuł: