Woda jako dobro ekonomiczne
[15.05.2014] Woda słodka stanowi mniej niż 3% zasobów wody na Ziemi. Z tych 3%, jedynie 30% znajduje się w formie płynnej, a większość z tych 30% to zasoby wody gruntowej, trudne do oszacowania.
"Świętość wody jako symbolu czystości rytualnej chroni ją nieco od brudnej racjonalności rynku"
Z perspektywy XXI wieku wydaje się, że powyższe stwierdzenie ekonomisty Kennetha Bouldinga było nad wyraz optymistyczne, ponieważ woda coraz częściej traktowana jest jako dobro ekonomiczne, a nawet inwestycyjne. W 2005 roku zrobiło się głośno o Peterze Brabeck-Letmathe, prezesie koncernu Nestlé (jeden z największych producentów wody butelkowanej na świecie, koncern skupujący źródła wody od gmin w różnych krajach), który w wywiadzie do dokumentarnego filmu pt. "We feed the World", powiedział, że opinia tych, którzy twierdzą, iż dostęp do wody jest prawem publicznym, jest ekstremalna, a on sam jest zwolennikiem traktowania wody jako dobra ekonomicznego, które należy wycenić.
Po tej wypowiedzi na szefa Nestlé posypały się gromy, a w 2009 roku, podczas spotkania ze szwajcarskimi studentami, sprecyzował on swoje stanowisko, mówiąc: "Prawo do wody jest prawem człowieka. Pięć litrów wody do picia i dwadzieścia litrów do minimalnej higieny (na dzień). Nie uważam, aby woda była prawem człowieka do napełniania twojego basenu, nawadniania pól golfowych, czy do mycia samochodu."
Tak naprawdę wypowiedź prezesa nie była nadzwyczaj kontrowersyjna, gdyż pokrywa się z opinią większości międzynarodowych organizacji zajmujących się rozprzestrzenianiem dostępu do wody pitnej. Jedną z konkluzji Międzynarodowej Konferencji ds. Wody i Środowiska, która odbyła się w Dublinie w 1992 roku, było stwierdzenie, iż woda ma wartość ekonomiczną i powinna zostać uznana za dobro ekonomiczne. Jednocześnie, dostęp do czystej pitnej wody po rozsądnej cenie jest jednym z podstawowych praw człowieka.
Dostępność wody na świecie
Woda słodka stanowi mniej niż 3% zasobów wody na Ziemi. Z tych 3%, jedynie 30% znajduje się w formie płynnej, a większość z tych 30% to zasoby wody gruntowej, trudne do oszacowania. Jeśli traktujemy wodę jako dobro ekonomiczne, trudność do oszacowania jej zasobów i jakości tychże zasobów jest niezwykle problematyczna. Popyt na wodę pitną rośnie wraz z rosnąca populacją, jednak nie ma rzetelnych informacji na temat jej podaży. W konsekwencji ciężko jest ustalić cenę rynkową wody, a w wielu społeczeństwach woda jest po prostu marnotrawiona, ponieważ dostarcza się ją ludności po bardzo niskiej cenie, po części dzięki subsydiom rządów.
Największym konsumentem wody jest rolnictwo – obecnie 70% wody pitnej używane jest do celów irygacji. Kolejne 20% pokrywa zapotrzebowanie przemysłu, a jedynie 10% wody jest bezpośrednio zużywane przez ludzi.
W ciągu ostatnich dwóch dekad rozprzestrzenienie dostępu do wody pitnej przekroczyło założenia Milenijnych Celów Rozwoju, ustanowionych przez ONZ – celem było globalne zwiększenie dostępności wody pitnej z 76% do 88% w latach 1990-2015. Już w 2012 roku dostęp do wody pitnej miało 89% mieszkańców Ziemi. Najgorsza sytuacja panuje w Demokratycznej Republice Konga, Mozambiku i Papui Nowej Gwinei, gdzie dostępu do wody pitnej z bezpiecznych źródeł nie ma ponad połowa mieszkańców.
Dostęp do czystych źródeł wody pitnej ma ogromny wpływ na umieralność noworodków i średnią długość życia w danym kraju i jest bezpośrednio powiązany z możliwościami rozwoju. Dlatego w celu stworzenia ludziom z różnych kontynentów podobnych szans rozwoju, konieczne jest zwiększanie dostępności wody w rejonach o jej niedoborze (głównie Afryka i Azja).
Średnie dzienne zużycie wody na osobę w poszczególnych krajach bardzo się różni. Według Human Development Report z 2006 roku, cytującego statystki oparte na danych z lat 1998-2002, na pierwszym miejscu w tym niechlubnym rankingu plasują się mieszkańcy Stanów Zjednoczonych, konsumujący średnio 575 litrów wody (obecnie liczba ta wynosi dla USA ok. 400 l dziennie). Kolejne miejsca na liście zajęły Australia, Włochy, Japonia i Meksyk. W większości krajów europejskich średnia wyniosła 200-300 litrów. W krajach afrykańskich, jak np. Mozambik, średnie dzienne zużycie wody na mieszkańca nie przekraczało 10 l. Międzynarodowe organizacje rekomendują minimalne dzienne zużycie 20 l wody (nieuwzględniające np. wody koniecznej do prania), dostępnych w odległości maksymalnie 1 km od domostwa.
Światowy brak wody
Do lokalnego braku wody w znaczącej mierze przyczynia się rozwój rolnictwa. Tutaj nierzadko długoterminowa perspektywa zmian klimatycznych kłóci się z krótkowzroczną perspektywą polityków, którzy, chcąc przyczynić się do rozwoju danego regionu, "stawiają na rolnictwo". Tak stało się w przypadku polityków radzieckich i Jeziora Aralskiego, znanego zapewne większości Czytelników z lekcji geografii. Już w 1918 roku zadecydowano, że rejon rzek Amu-darii i Syr-darii (zasilają jezioro) stanie się obszarem uprawy "białego złota" – bawełny. Do dzisiaj Uzbekistan jest jednym z największych eksporterów bawełny na świecie, zaś Jeziora Aralskiego już nie ma.
Tzw. Zielona rewolucja, program Organizacji ds. Wyżywienia i Rolnictwa przeprowadzony na masową skalę w latach 60. XX wieku, w dużej mierze oparta była o plany zwiększonego nawadniania pól i dopiero z dzisiejszej perspektywy widać, jak szkodliwe z ekologicznego punktu widzenia było promowanie irygacji. Zielona rewolucja przyczyniła się do rozwoju m.in. Indii i Pakistanu; również uprawa bawełny przyczyniła się do rozwoju Uzbekistanu – pytanie jednak, czy długoterminowy koszt nie przekroczył już dawno krótkoterminowych zysków.
Podobna historia może zostać opowiedziana w odniesieniu do Arabii Saudyjskiej, gdzie w latach 70. i 80. XX wieku intensywnie inwestowano w irygację, aby osiągnąć żywnościową niezależność, co się udało, ale kosztem niemalże wyczerpania zasobów wód gruntowych. Sytuacji nie ratuje fakt, iż Arabia Saudyjska jest największym światowym producentem odsolonej wody (wymaga to ogromnych ilości energii, a co za tym idzie, jest związane ze zwiększoną emisją dwutlenku węgla). W związku z katastrofą wodną w 2016 roku Arabia Saudyjska ma zaprzestać całkowicie upraw pszenicy, za to tamtejsi biznesmeni na coraz większą skalę inwestują i biorą w leasing pola uprawne w Etiopii, nastawione na eksport do Arabii Saudyjskiej.
Problem w tym, że podpisywane przez inwestorów umowy nie przewidują opłaty za wodę zużywaną przy produkcji jedzenia. Tak więc bardzo możliwe, że to Etiopia za kilka lat będzie cierpiała na niedomiar wody. Jednak to nie odstrasza jej polityków, odpowiedzialnych za podpisywanie umów z zagranicznymi kontrahentami – krótkoterminowy wzrost i pieniądze przemawiają do nich bardziej niż rozważania o ekologicznych konsekwencjach ich działań.
Pisząc o wodochłonności rolnictwa, nie należy zapominać, że politycy wyżej wymienionych krajów znajdują się pod ogromną presją społeczną. Mimo coraz większej popularności kampanii ekologicznych, ludziom jest ciężko wyobrazić sobie bliską w czasie katastrofę środowiska, dlatego zazwyczaj wspierają krótkowzroczną politykę rządu. Nawadnianie pustyń Arabii Saudyjskiej w celu uprawy pszenicy i samowystarczalności kraju może wydawać się nieracjonalne, ale, w czasach wzmożonych konfliktów politycznych, trudno jest krytykować niektóre kraje za ich dążenie do żywnościowej autarkii.
Analogicznie, dla Europy Zachodniej korzystne finansowo jest importowanie gazu z Rosji, jednak z powodów politycznych od lat rozmyśla się nad alternatywami i mówi o samowystarczalności energetycznej. Kluczem do zrównoważonego rozwoju jest samowystarczalność, która nie zagraża zasobom środowiska naturalnego. Biednym krajom często brakuje funduszy na zrównoważony rozwój, dlatego wybierają prostszą ścieżkę, co kończy się mini-katastrofą naturalną. Z tego punktu widzenia niezwykle ważna jest działalność międzynarodowych organizacji, które wspierają najbiedniejsze rejony świata w osiągnięciu kolejnych punktów rozwoju.
Oprócz rosnącej liczby ludności na świecie, która niejako wymusza zwiększoną irygację na potrzeby produkcji żywności, na światowy brak wody ma wpływ także zmiana naszych zwyczajów żywieniowych, a zwłaszcza rosnący popyt na mięso. Wegetariańska dieta jest o wiele bardziej ekologiczna od tej mięsnej ze względu na różną "intensywność wodną" wyrobów mięsnych i wegetariańskich. Miarą tej intensywności jest tzw. ślad wodny, który określa całkowitą ilość wody pitnej zużytą do wyprodukowania danego dobra (również niebezpośrednio, czyli np. poprzez irygację). Strona internetowa https://www.waterfootprint.org zawiera informacje na temat śladu wodnego poszczególnych produktów oraz porady, jak można zmniejszyć swój indywidualny ślad wodny. Przykładowo, produkcja kilograma ryżu wymaga zużycia 2500 litrów wody, 1 kg chleba pszennego – 1600 l, 1kg kapusty – 260 l, 1 kg kukurydzy – 1220 l, 1 kg ziemniaków – 290 l, 1 kg wołowiny – 15400 litrów, 1kg wieprzowiny – 6000 l, 1 kg drobiu – 4330 l, 1 kg czekolady – 17000 l, zaś wyprodukowanie 1 kg bawełny odpowiada za zużycie 10000 litrów słodkiej wody. Pamiętajmy, że jedząc niesezonowe owoce i warzywa sprowadzane z odległych krajów również przyczyniamy się do wzrostu naszego indywidualnego śladu wodnego. Paliwa zużywane w procesie transportu mają bowiem swój własny ślad wodny i, paradoksalnie, biopaliwa są jednym z najbardziej wodochłonnych źródeł energii. Dla zainteresowanych
ekologią i nowinkami technologicznymi opcją może być dostęp do aplikacji na telefon komórkowy, które pozwalają na oszacowanie śladu wodnego konkretnych produktów – taka aplikacja może być przydatnym doradcą podczas supermarketowych zakupów.
Do problemu niedoboru wody przyczynia się też globalne ocieplenie. Zmiany klimatyczne powodują ekstremalne wahania temperatury i zwiększają prędkość obiegu wody, przyczyniając się do suszy na terenach już dotkniętych suszą i powodzi na terenach obfitych w wodę. Również topnienie lodowców spowodowane globalnym wzrostem temperatur prowadzi do spadku zasobów wody pitnej na Ziemi.
Rozwiązania przyszłości
Z dzisiejszej perspektywy brak wody wydaje się być raczej lokalnym niż globalnym problemem. Co możemy zrobić, aby nie dopuścić do globalnego kryzysu wody? W związku z tym, że za większość zużycia wody pitnej odpowiedzialna jest irygacja i rolnictwo, powinniśmy inwestować w technologie zwiększające efektywność upraw oraz we wzmożony sposób używać wody deszczowej do nawadniania. Istotna jest również budowa odpowiedniej infrastruktury wodnej, potrzebnej do nawadniania, ale również dostarczania wody pitnej do użytku osobistego. Wysoka jakość rur wodociągowych zapobiega marnotrawieniu drogocennej wody (w Azji i Ameryce Łacińskiej nawet do 70% wody jest marnotrawione wskutek przecieków).
Nie licząc na ekologiczne sumienie mieszkańców, Kalifornia, region Stanów Zjednoczonych od lat nękany suszami, wprowadziła pieniężne kary za marnotrawienie wody. W mieście Santa Cruz wprowadzone zostały racje wody na każde domostwo oraz kary za wypełnianie wodą domowego jacuzzi. W lipcu 2014 roku zużycie wody spadło o 26% w porównaniu z poprzednim rokiem. Zamiast nawadniania trawników, coraz modniejsze staje się malowanie trawy na zielono. To, co może wydawać się żartem, jest w istocie ciekawym pomysłem na biznes w świecie, w którym coraz częściej brakuje wody.
Jedną z firm stawiających na zrównoważony rozwój jest Unilever, spółka, której zarządcy starają się zminimalizować negatywny wpływ produkcji na środowisko, poprzez recykling produktów, czy zmniejszanie emisji dwutlenku węgla przez fabryki. Unilever inwestuje również w firmy, które pracują nad rozwojem wydajnych upraw (w Hiszpanii i Kalifornii), oferują trening kenijskim rolnikom zajmującym się uprawą herbaty oraz troszczą się o warunki pracy na plantacjach herbaty i kawy. Firma pracuje również nad rozwojem produktów oszczędzających wodę i emisję dwutlenku węgla, takich jak "suchy szampon", niewymagający użycia wody i oszczędzający nawet 90% emisji gazów cieplarnianych w porównaniu do normalnego szamponu, do którego użycia potrzebna jest ogrzewana woda. Produkty oszczędzające wodę, takie jak wydajne płyny do prania, żele do mycia, płyny do zmywania, będą bez wątpienia przeżywały w przyszłości boom.
Prywatyzacja wody
Konsumenci coraz częściej zdają sobie sprawę z ekologicznych konsekwencji swoich wyborów: być może właśnie dlatego w ostatnich latach w Stanach Zjednoczonych i Europie zużycie wody pitnej zmalało. Jednak, jak pokazuje przykład Kalifornii, czasem odpowiednia "zachęta" ze strony lokalnego rządu może zdziałać więcej niż kilka kampanii reklamowych namawiających do oszczędzania wody. W Indiach do dzisiaj woda do celów irygacji jest silnie subsydiowana, w związku z czym rolnicy jej nie cenią.
Darmowy albo prawie darmowy dostęp wody nierzadko kończy się jej marnotrawieniem, zaś wizja niedostatku wody wydaje się odległa. Tymczasem w niektórych rejonach świata butelka wody źródlanej kosztuje więcej niż butelka Coca-Coli i ludzie, aby przeżyć, są zmuszeni zasilać kieszenie międzynarodowych koncernów. Prywatyzacja wody pozostaje kontrowersyjnym tematem, gdyż często wiąże się ze wzrostem cen (a niekoniecznie efektywności i dostępu), jednak w niektórych krajach prywatny dostęp do wody to jedyny dostęp, w związku z brakiem funkcjonującej infrastruktury publicznej. Tak swoje zaangażowanie w prywatyzację wody argumentuje m.in. Bank Światowy, twierdząc, że bez współpracy z prywatnymi inwestorami w niektórych rejonach świata wciąż brakowałoby wody.
W kontekście dostępu do wody najlepszym rozwiązaniem wydaje się połączenie nadzoru publicznych organów i kapitału prywatnego, np. w formie partnerstwa publiczno-prywatnego. Całkowita prywatyzacja wody może się bowiem wiązać z protestami lokalnej ludności, jak miało to miejsce w Boliwii w 2000 roku. Tam prywatyzacja wody była wymogiem otrzymania pożyczki Banku Światowego. W 1999 roku rząd Boliwii sprywatyzował wodociągi miasta Cochabamba, co skończyło się tym, że mieszkańcy miasta musieli płacić nawet za zbieraną deszczówkę i wodę pobieraną z przydomowej studni, zaś ceny dostarczanej wody wzrosły o 200%. Jednocześnie cel doprowadzenia wody do większej liczby ludzi nie został osiągnięty – wręcz przeciwnie. Doprowadziło to do strajków i w 2000 roku prywatyzację wody unieważniono. Jednak biorąc pod uwagę rentowność rynku wody oraz mnogość niepowodzeń rządu w związku z dostarczaniem albo odpowiednią wyceną wody, wydaje się, że coraz większe zaangażowanie sektora prywatnego w rynek wody jest nieuniknione.
FILMY DOKUMENTALNE O WODZIE
BLUE GOLD: WORLD WATER WARS (2008)
Obszerny dokument o wpływie konsumpcyjnego stylu życia na naturalny obieg wody w przyrodzie. Pokazuje problem braku wody w globalnym kontekście, omawia problem prywatyzacji wody (część poświęcona jest boliwijskim protestom). Film ma wymowę antyglobalną – ostrzega widzów przed zostawianiem kwestii wody w rękach globalnych koncernów, takich jak Nestlé, czy fabryk zajmujących się oczyszczaniem i odsalaniem wody, gdyż te korporacje mogą w przyszłości decydować o życiu i śmierci, dyktując ceny wody pitnej.
BOTTLED LIFE: Nestlés Geschäfte mit dem Wasser (2012)
Film wyprodukowany w Szwajcarii, ojczyźnie Nestlé, dotyczy głównie działalności koncernu w zakresie wykupowania źródeł wody na świecie w celu produkcji wody butelkowanej. Dziennikarz Res Gehriger wybrał się w podróż m.in. do Stanów Zjednoczonych, Nigerii i Pakistanu w celu zbierania materiałów. Film dokumentuje spory koncernu z mieszkańcami lokalnych społeczności, a także pokazuje "nieludzką" stronę prywatyzacji wody przez Nestlé, pokazując, jak żądza zysku może kłócić się z rozumieniem dostępu do wody jako prawa człowieka. Film wygrał szereg nagród na międzynarodowych festiwalach. Podobnie jak BLUE GOLD: WORLD WATER WARS, film ma antyglobalną wymowę, ale koncentruje się głównie na krytyce firmy Nestlé.
Anna Grodecka
Treści dostarcza GazetaTrend.pl