Jak nie zbudowano (jeszcze) miasteczka Ursus

Jak nie zbudowano (jeszcze) miasteczka Ursus

[22.05.2015] Na początku Challange Eighteen zastosowała najprostszą metodę. Wyszła z założenia, że skoro nabyła prawo użytkowania wieczystego, to nabyła też prawo do urządzeń i wszystkiego, co się na użytkowanych przez nią gruntach znajduje.

Kiedy już neutralizator definitywnie przestał istnieć, przynajmniej w części nadziemnej (bo co się dzieje pod ziemią z ogromną konstrukcją, wciąż do końca nie wiadomo, a Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego postępowania w tej sprawie do dzisiejszego dnia nie zakończył), Maddy Investment (czyli KMA po zmianie nazwy) 11 października 2012 r. wystosowała do Burmistrza Dzielnicy Ursus pismo, w którym oskarża Energetykę Ursus o prowadzenie bezpardonowej polityki względem przedsiębiorców i mieszkańców dzielnicy, nierzadko uciekającej się "do szantaży i gróźb związanych z dostawami mediów" i przedstawiającej siebie jako ofiarę odcięcia mediów.

Emilia Przeorska

System robi smalec

"Mecenas 1 (Mec. 1): Bigus powinien się cieszyć, że to tylko tak się dla niego skończyło.
Mecenas 2 (Mec. 2): To znaczy, że żyje i nic mu się nie stało?
Mec. 1: Dokładnie tak, gdyby to była Rosja, już by nie żył. Niektórym w pewnym momencie skończyło się poczucie humoru.
Mec. 2: To co powinien zrobić? Wywiesić białą flagę i przeprosić, że tam był?
Mec. 1: Dokładnie tak, przecież od początku było wiadomo, że nie miał szans, po co ze wszystkimi walczył? System przemielił go na smalec".

Zacytowany dialog miał miejsce całkiem niedawno na korytarzu jednego z warszawskich sądów, a przeprowadzili go dwaj mecenasi znający od podszewki poruszoną w nim tematykę. Wspomniany na wstępie "Bigus" to Bogdan Bigus – były prezes Energetyki Ursus – przedsiębiorstwa, które znalazło się w samym centrum niedoszłego (jeszcze) miasteczka Ursus. "Tam" – to oczywiście teren po fabryce traktorów w Ursusie. Komu się skończyło "poczucie humoru" i dlaczego Bogdan Bigus ma się cieszyć, że Polska to nie Rosja – wnioski na ten temat pozostawiamy Czytelnikom, kiedy już zapoznają się z całą historią walki Energetyki Ursus o prawo do działalności i obronę swojego mienia.

Czy dialog ten oznacza, że którykolwiek z podmiotów występujących w sprawie byłby zdolny do zbrodni? Przeciwnie. Trzeba to z całą stanowczością podkreślić. Pokazuje to tylko, że w Rosji sprawy tego typu załatwia się definitywnie i szybko za pomocą kilku gramów ołowiu, co nie ma miejsca w Polsce. Tu spór prowadzony jest przed sądami i urzędami, a że ma przebieg, na podstawie którego można by napisać książkę, to już zupełnie inna sprawa. Gdyby taka książka powstała o Ursusie, niewątpliwie byłaby interesującą lekturą, szczególnie ciekawą jeśli nie dla prokuratury, to dla ABW, CBA i paru innych służb. Co prawda, dziś Energetyka Ursus jest (już) w stanie upadłości likwidacyjnej, a miasteczka Ursus (jeszcze) nie ma, ale sprawę warto opisywać. Co niniejszym czynimy.

Jak to się zaczęło

Na początek małe przypomnienie. 26 sierpnia 2006 r. w kolejnym przetargu (poprzedni, ogłoszony na maj pomimo złożenia oferty przez LINCOLN został unieważniony) 52 ha gruntów (a ściślej prawa ich wieczystego użytkowania) nabyła założona w lutym tego samego roku spółka Challange Eighteen (jej kapitał zakładowy wynosił 50 tys. zł), w której prezesem zarządu był mec. Marek Małecki – obrońca Lwa Rywina w pamiętnym procesie z czasów afery rywingate. Z treści aktu notarialnego wynikało, że na ok. 20 ha z tych 52 znajdowały się urządzenia obiekty przesyłowe osób trzecich, w tym Energetyki Ursus. Energetyka Ursus była też właścicielem ponad czterech ha działki, położonej w samym środku terenów zakupionych przez Challange Eighteen.

Nic dziwnego, że stała się solą w oku spółki zapowiadającej zbudowanie miasteczka Ursus. Jeszcze większym problemem były urządzenia należące do Energetyki Ursus, ich lokalizacja bowiem kolidowała w znaczny sposób z planami nabywcy. Dość powiedzieć, że w miejscu, gdzie znajdowała się np. oczyszczalnia ścieków przemysłowych, zostało zaplanowane… przedszkole. Ponieważ nikt przy zdrowych zmysłach nie posłałby dziecka do takiej placówki, oczywiste było pozbycie się zarówno Energetyki Ursus, jak i innych przedsiębiorców. Kluczowym zadaniem stało się więc wyrugowanie Energetyki Ursus z tego terenu. Jak?

Sposób pierwszy – na właściciela

Na początku Challange Eighteen zastosowała najprostszą metodę. Wyszła z założenia, że skoro nabyła prawo użytkowania wieczystego, to nabyła też prawo do urządzeń i wszystkiego, co się na użytkowanych przez nią gruntach znajduje. I uznała się za właściciela wszystkiego, co stoi, rośnie, skacze i pełza po gruntach zakupionych (oczywiście zgodnie z prawem, choć przy dziwnym zbiegu okoliczności i dzięki wsparciu spółki Kwant założonej przez Piotra P.) przez nią w użytkowanie wieczyste lub nabytych na własność od syndyka. Zanim na teren Ursusa wkroczyła spółka Challange Eighteen, Energetyka Ursus naturalnie miała zawarte umowy – najpierw z fabryką Ursus, potem z syndykiem, który przejął majątek upadłego. Po wejściu Challange Eighteen spór "własnościowy" rozgorzał niemal natychmiast.

W celu zabezpieczenia swoich interesów w 2009 r. Energetyka Ursus wystąpiła z wnioskiem o zabezpieczenie roszczenia w postaci ustanowienia służebności przez nakazanie "uczestnikom postępowania", tj. spółce Challange Eighteen, Syndykowi Masy Upadłości Zakładów Przemysłu Ciągnikowego URSUS Spółki Akcyjnej w Warszawie i Skarbowi Państwa – Prezydentowi m.st. Warszawy "znoszenia dostępu upoważnionych przedstawicieli Energetyki Ursus" do wyszczególnionych w postanowieniu urządzeń sieciowych, będących – UWAGA – "własnością Energetyki Ursus", w celu "ich bieżącej eksploatacji, kontroli, wykonywania przeglądów, konserwacji, modernizacji i remontów, usuwania awarii lub wymiany urządzeń w zakresie niezbędnym do zapewnienia prawidłowego i niezakłóconego działania sieci urządzeń". 9 września 2010 r., nie wypowiadając się co do własności, Sąd Rejonowy dla m.st. Warszawy w przedmiocie wniosku Energetyki Ursus o zabezpieczenie roszczenia ustanowienia służebności przesyłu przychylił się do wniosku spółki i udzielił jej zabezpieczenia.

Wydawałoby się, że sprawa jest oczywista – uprawnieni przedstawiciele Energetyki Ursus mają prawo dostępu do urządzeń i koniec. Przy czym trudno zakładać, że uprawnionym przedstawicielem jest jedynie prezes spółki, a wręcz trzeba przyjąć, że prawo to obejmuje także jej pracowników, bo w końcu to oni mają znać się na konserwacji i obsłudze urządzeń przesyłowych, a nie ich szef. I chociaż sąd sporu "własnościowego" jeszcze nie rozstrzygnął, niecałe dwa miesiące po wydaniu ww. zabezpieczenia – 30 października 2010 r. – Challange Eighteen przeniosła prawo użytkowania wieczystego działki nr 119 na rzecz 14/119 Gaston Investment Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością Spółka komandytowa, wnosząc ją do przedmiotowej spółki jako aport. Tego samego dnia podobna transakcja została przeprowadzona w stosunku do działki nr 113. Na obu znajdowały się urządzenia, co do których Energetyka Ursus uzyskała zabezpieczenie. Na działce nr 119 – instalacja oczyszczalni ścieków przemysłowych, a na działce 113 – między innymi neutralizator odpadów przemysłowych Energetyki Ursus. Powstała wówczas zresztą cała grupa spółek, które łączyła nazwa Gaston i numer działki wniesionej do grupy aportem.

Prawnicza przepychanka

Zabezpieczenie, o którym mowa, dotyczyło jednak spółki Challange Eighteen, a nie spółek z grupy Gaston. Spółki Gaston nie poczuwały się więc do jego przestrzegania. To samo dotyczyło też innych działek, które od Challange Eighteen trafiły do "Gastonów". Zabezpieczenie roszczeń oznaczało, że nikomu, poza Energetyką Ursus, nie wolno było dokonywać żadnych prac przy urządzeniach nim objętych, ale oczywiście nowi użytkownicy wieczyści działek najwyraźniej uznali, że to ich nie dotyczy. Działki zostały ogrodzone, stanęły na nich budki ochrony i pojawili się ochroniarze pilnujący, by nikt, łącznie z pracownikami Energetyki Ursus, po nich się nie "włóczył".

Z początkiem roku 2012 sprawy zaczęły nabierać tempa. 29 lutego spółka 14/119 Gaston wydzierżawiła działkę nr 119 na rzecz Megakop Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością w Warszawie, reprezentowaną przez Tomasza Rodzocha – prezesa zarządu. Dzień później – 1 marca 2012 r. – nieruchomości spółce Megakop wydała. Już 2 marca 2012 r. spółka Megakop wynajęła część wydzierżawionych dzień wcześniej nieruchomości spółce Warsaw Commercial Properties Sp. z o.o. O tym wątku jednak innym razem. Wróćmy na działkę nr 113.

W dniu 28 marca 2012 r. Sąd Rejonowy dla m.st. Warszawy w Warszawie zabezpieczył roszczenie Energetyki Ursus w kolejnym procesie, tym razem dotyczącym przywrócenia naruszonego posiadania, wydane wobec Challange Eighteen w ten sposób, że nakazał spółce 4/113 Gaston Investment (a więc już nie Challange Eighteen) udostępnienie Energetyce Ursus oraz podmiotom działającym z jej upoważnienia całodobowego dostępu do znajdującego się na opisywanej już działce nr 113 neutralizatora ścieków przemysłowych oraz innych urządzeń, w tym także hali nr 67, w której znajdowała się rozdzielnia średniego napięcia zasilająca cztery stacje transformatorowo-rozdzielcze.

Owszem, początkowo pracowników Energetyki Ursus dopuszczano do neutralizatora (ogrodzonego przez Energetykę w celu zabezpieczenia go przed dostępem niepowołanych osób). Do czasu. Od pewnego momentu ogrodzenie całej działki stało się przeszkodą nie do sforsowania. Brama była zamknięta na głucho, a firma ochroniarska, zasłaniając się "właścicielem" o nieujawnionej nigdy i nikomu nazwie, co potwierdzają nagrania wideo z prób wejścia na przedmiotową działkę, odmawiała wpuszczenia na nią kogokolwiek. Z filmami tymi warto się zapoznać, chociażby po to, żeby zobaczyć zdumiewające zachowanie ochroniarzy, którzy dla niedoświadczonego oka wyglądają i zachowują się jak krzyżówka Wołomina z SB (jednemu z nich wymknęło się nawet, że 30 lat robił "w bezpieczeństwie"). Ale może to tylko subiektywne wrażenie i takie są teraz standardy profesjonalizmu.

Jak to się robi w Ursusie?

Jednocześnie na działce nr 113 (z neutralizatorem) wiele się w tym czasie działo. Zaniepokojona Energetyka Ursus 5 kwietnia 2012 r. informowała Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego o uniemożliwieniu jej dostępu do neutralizatora, jak również o tym, że jeszcze jesienią 2011 r., ktoś wykonał przy jego ścianach głębokie wykopy osłabiające jego konstrukcję.

Wkrótce potem, pomimo zabezpieczenia roszczeń Energetyki, dokonanego już we wrześniu 2010 r. i zobowiązującego do udostępnienia Energetyce urządzeń na działce, tj. 9 maja 2012 r. Grzegorz Pawłowski, kierownik II Oddziału Terenowego Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego w Warszawie, podpisał się pod decyzją nakazującą spółce 4/113 Gaston rozbiórkę neutralizatora. Nie zrobił tego bynajmniej z własnej inicjatywy, ale na wniosek samej spółki 4/113 Gaston, złożony 30 kwietnia 2012 r. – a zatem już po wydaniu decyzji o zabezpieczeniu z 28 marca 2012 r. Oczywiście tamto zabezpieczenie nie zakazywało żadnych rozbiórek, ale też zobowiązywało do udostępnienia urządzenia Energetyce.

A trudno udostępniać coś, czego nie ma. Po drugie wciąż nierozstrzygnięte były wówczas sądowe spory w przedmiocie ustanowienia służebności przesyłu i przywrócenia naruszonego posiadania, a w szczególności sądowne ustanowienie służebności przesyłu w odniesieniu do neutralizatora przesądziłoby o prawnej własności tego urządzenia po stronie Energetyki Ursus. Urzędnik nie miał więc prawa podejmować decyzji nakazującej działanie, które mogło zostać podjęte tylko przez właściciela obiektu.

Co jeszcze ciekawsze, w przedmiotowej decyzji znalazł się zapis, mówiący o tym, że do swego wniosku 4/113 Gaston Investment dołączył ekspertyzę techniczną wykonaną przez budowniczego Edwarda Adamskiego, która stwierdzała, że konstrukcja neutralizatora nie zapewnia bezpieczeństwa, stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia, stąd obiekt należy rozebrać. Pytanie, na ile do wydania takiej właśnie ekspertyzy przyczyniły się wykopy z jesieni 2011 r., pozostaje otwarte.

Los na loterii KMA

Jak pokazują nagrania z kamery wideo, w maju 2012 r., a więc tuż po wydaniu decyzji o rozbiórce neutralizatora, a jeszcze przed jej uprawomocnieniem, na ogrodzeniu wokół niego pojawiły się zasłaniające go banery, a za nimi rozpoczęły się jakieś prace. Zaniepokojona Energetyka Ursus 23 maja rozszerzyła dotychczasowe wnioski o zabezpieczenie, wnosząc o wydanie zakazu rozbiórki tego obiektu. Dziwnym zbiegiem okoliczności tego samego dnia, gdy wniosek do sądu trafił, tj. 23 maja 2012 r. spółka 4/113 Gaston Investment sprzedała spółce KMA (obecnie Maddy Investment) działkę nr 113. Również tego samego dnia wydała ją ww. spółce. Był to zarazem ostatni dzień, w którym zgodnie z prawem administracyjnym i pouczeniem zawartym w decyzji uczestnicy postępowania mogli jeszcze odwołać się od niej.

Energetyka Ursus skutecznie odwołała się od decyzji, mimo że o jej istnieniu dowiedziała się przypadkiem. W dniu sprzedaży i wydania działki nie była to więc decyzja ani ostateczna, ani wykonalna. Trzeba przyznać, że także sąd zadziałał szybko i już 24 maja udzielił Energetyce Ursus zabezpieczenia, rozszerzając zabezpieczenia z dnia 28 marca i 26 kwietnia 2012 r. Było to więc już czwarte zabezpieczenie uzyskane przez Energetykę w stosunku do budowli i urządzeń postawionych na działkach zakupionych lub pozostających w użytkowaniu wieczystym zmieniających się jak w kalejdoskopie spółek z grupy kapitałowej CPD SA.

To zabezpieczenie zakazywało spółce 4/113 Gaston Investment dokonywania jakichkolwiek prac remontowych, budowlanych i rozbiórkowych odnoszących się do neutralizatora odpadów płynnych pochodzenia przemysłowego na działce nr 113, jak również jakichkolwiek prac remontowych, budowlanych i rozbiórkowych odnoszących się do hali 67 postawionej na działce nr 113. Zastrzec jednak należy, że warunkiem tego zabezpieczenia było zapłacenie przez Energetykę Ursus pięćdziesięciotysięcznej kaucji. Kaucja została zresztą przez Energetykę Ursus niezwłocznie wpłacona.

Jakby nie było, transakcja pomiędzy 4/113 Gaston a KMA została dokonana wręcz w idealnym momencie i z niesamowitym wyczuciem sytuacji. Uczciwie trzeba przyznać, że 4/113 Gaston Investment wiedział o wniosku, bo 23 maja 2012 r. pełnomocnik Energetyki Ursus złożył go na rozprawie, a po przebiegu rozprawy można się było spodziewać, że sąd przychyli się do wniosku. Czy obawy co do udzielenia zabezpieczenia spowodowały ekspresową wizytę u notariusza? Zapewne nie. Zapewne 4/113 Gaston od dawna chciała się pozbyć działki i prowadziła negocjacje z inną spółką z tej samej grupy kapitałowej po to, aby nikt nie zarzucił im jakiejś uprzywilejowanej transakcji. To że akt notarialny i złożenie wniosku o rozszerzenie zabezpieczenia miały miejsce w tym samym dniu, to czysty zbieg okoliczności.

I ekspresowa rozbiórka

W piśmie z 24 maja 2012 r. Energetyka Ursus informowała między innymi Ministerstwo Środowiska, a także inne urzędy, jak Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska o kradzieży odpadów z neutralizatora.

Zawiadomienie wynikało z przypadkowego zaobserwowania jakichś prac wokół neutralizatora. Postanowienia sądu udzielające Energetyce Ursus zabezpieczenia, łącznie z wyraźnie określonym zakazem rozbiórki, okazały się bez znaczenia. Następnego dnia, 25 maja 2012 r. decyzja inspektora Pawłowskiego, wydana na rzecz spółki 4/113 Gaston Investment, która w tym momencie użytkownikiem wieczystym już nie była, otrzymała stempel ostatecznej. Podobno stempel został przystawiony późnym wieczorem. Według informacji, do których dotarła "Gazeta Finansowa", dwa dni później wspomniany urzędnik odszedł na emeryturę. Jeżeli zatem już 24 maja "coś" działo się z neutralizatorem, to na jakiej podstawie prawnej?

Skąd było wiadomo, że nikt nie odwołał się od decyzji z 9 maja? Przecież równie dobrze odwołanie mogło iść pocztą. Chyba że KMA czy 4/113 Gaston wiedziały, że Energetyka się od tej decyzji nie odwoła. Takie działanie byłoby jednak całkowicie sprzeczne z jej interesem. Pozostaje więc pytanie, skąd ta pewność. Podkreślić trzeba, że nic nie wskazuje na to, by doszło do jakiejś awarii instalatora wymagającej natychmiastowej interwencji. Zresztą, gdyby nawet, to o tym zdarzeniu powinna być zawiadomiona Energetyka Ursus, a ta twierdzi, że żadnego zawiadomienia nie otrzymała.

Odwołanie, którego "nie było"

Pozostaje więc pytanie, co robiła Energetyka Ursus po 9 mają. Energetyka Ursus twierdziła, że o wydaniu decyzji dowiedziała się zupełnie przypadkowo. Nie wiedziała również o zmianie użytkownika wieczystego, jaka nastąpiła 23 maja 2012 r. Odwołanie od decyzji zdążyła jednak złożyć skutecznie w ustawowym terminie. Dlaczego więc decyzja dostała pieczęć ostatecznej? Dlaczego odwołanie spółki zostało pominięte? Na to pytanie sama zainteresowana od Nadzoru Budowlanego odpowiedzi nie uzyskała. Co ciekawe, 12 listopada 2012 r. Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego decyzję Powiatowego Inspektora uchylił, co oznacza, że w trakcie wykonywania rozbiórki nie była ona ostateczna.

Z nagrań wideo wykonanych na miejscu rozbiórki w tych dniach pośrednio można było się dowiedzieć, że postanowienia o zabezpieczeniu nie dotyczą obecnego "właściciela" działki, ale już tego, kto nim jest, od ochrony obiektu nie sposób było usłyszeć. Co prawda, idąc tokiem rozumowania, że zabezpieczenie "idzie" za spółką, a nie za działką, można wywnioskować, że również nakaz rozbiórki nie dotyczył nowego właściciela, tylko starego, bo to jemu został wydany, ale to już otlicznoje dieło, jak mawiają "Francuzi".

To bardzo ciekawa sytuacja i warto się nad nią pochylić. Nie tylko z powodu jednej, ale bardzo istotnej pieczątki. Decyzję dostała spółka 4/113 Gaston, która już po jej otrzymaniu sprzedała objętą nią nieruchomość spółce KMA (dziś Maddy Investment) i przed otrzymaniem stempla ostateczności wydała nieruchomość nabywcy. To by oznaczało, że albo rozbiórki dokonywał podmiot, który decyzji na jej przeprowadzenie nie miał (KMA), albo wydanie było "lipne" i rozbiórkę realizowała spółka 4/113 Gaston, która lekceważyła tym samym zabezpieczenie nałożone przez sąd (chociaż sama zainteresowana później twierdziła, że nic o zabezpieczeniu nie wiedziała). Nie wiedziała, wiedziała czy wiedzieć nie chciała? Wie już tylko ona sama.

Warto wspomnieć, że dopiero w następnym miesiącu doszło do kolejnej ciekawej umowy KMA Sp. z o.o. – od 23 maja użytkownik wieczysty działki nr 113, Challange Eighteen (czyli firma, która przedmiotową działkę wniosła aportem do 4/113 Gaston) i Andrzej Pilinoga, prowadzący działalność pod firmą Megakop Andrzej Pilinoga (to oczywiście inny Megakop niż Megakop Sp. z o.o., pojawiający się przy działce nr 119 i mieszczący się pod zupełnie innym adresem) podpisali kolejną interesującą umowę. Ciekawe w tej umowie jest to, że zawiera ona informację o sprzedaży prawa użytkowania wieczystego wraz z własnością budynków, chociaż trwał w najlepsze spór właśnie o przywrócenie ich posiadania i ustanowienie służebności przesyłu.

Czyżby więc najpierw Challange, a potem 4/113 Gaston obracały czymś, własności czego nie miały potwierdzonej sądowym wyrokiem? W umowie nie ma ani słowa o decyzji nakazującej rozbiórkę neutralizatora. Jest za to zapis, że Cedent (czyli Challange Eighteen) przenosi na Cesjoanriusza (KMA) całość swoich uprawnień wynikających z zawartej jeszcze w 2008 r. (a więc dwa lata po nabyciu prawa użytkowania wieczystego działki) umowy o roboty budowlane, jaką zawarł z Megakopem. Kto więc faktycznie rozbierał neutralizator? Challange Eighteen? 4/113 Gaston Investment? KMA? Andrzej Pilinoga Mekakop?

Umowa została zawarta 27 czerwca, teoretycznie więc Challange Eighteen ani Megakop nie brały udziału w rozbiórce, ale czy na pewno? Kto wynajął ekipę i specjalistyczny sprzęt lub kto go miał? Czy 4/113 Gaston lub KMA dysponowały odpowiednim sprzętem do tego typu rozbiórki? To nie była byle hala garażowa i rozbiórki powinien dokonać podmiot posiadający odpowiednie doświadczenie Przy rozbiórce aktywnie powinny brać udział organy ochrony środowiska ze względu na dużą ilość odpadów i stan gruntów. Kto więc to robił? Nie wiadomo. A jak już wspomniano, z nagrań dokonanych na miejscu rozbiórki nie sposób się tego dowiedzieć. Rozmowy tam przeprowadzone przypominają raczej grę w pomidora niż jakikolwiek poważny dialog. Nikt nic nie wie, łącznie z wzywaną na miejsce zdarzenia policją czy urzędnikami, przybywającymi później na kontrole, nie tylko tego obiektu zresztą (może poza Tadeuszem Komorowskim, jak przystało na "wybitnego" prawnika i syna głowy państwa – wyjątkowo pewnego siebie, chociaż jak czas pokazał – łagodnie rzecz ujmując – nie zawsze mającego rację).

I po neutralizatorze

Wróćmy jednak na budowę czy raczej dokonywaną nie wiadomo przez kogo rozbiórkę. Prace musiały iść pełną parą, bo już 3 czerwca 2012 r. w dzienniku budowy pojawił się zapis, że zostały one w 100 proc. zakończone. Chyba nie bardzo, 15 czerwca 2012 r. bowiem prawnik Energetyki Ursus skierował do 4/113 Gaston Investment wezwanie do wykonania Postanowienia Sądu z dn. 24 maja 2012 r. o zakazie rozbiórki i wstrzymania wszelkich prac na przedmiotowej działce. Podniósł, że dysponuje dowodami, iż wbrew zapisowi w dzienniku budowy prace nadal trwają, co jest nie tylko złamaniem postanowienia sądu, lecz także dowodem fałszerstwa dokumentu. W odpowiedzi 19 czerwca kancelaria reprezentująca 4/113 Gaston powtórzyła, że rozbiórka została zakończona 3 czerwca 2012 r., przed otrzymaniem postanowienia sądu o zabezpieczeniu, a zarzuty o sfałszowaniu dziennika budowy są poważnym pomówieniem.

"Z dniem 3 czerwca 2012 r. neutralizator przestał istnieć, toteż prosimy brać pod uwagę ten fakt" – napisał mec. Robert Gowin z kancelarii Radcy Prawnego Małgorzaty Sobol (tej samej, która pomimo braku aplikacji podjęła współpracę z Tadeuszem Komorowskim, zanim został prokurentem w spółce Maddy). O zmianie użytkownika wieczystego dokonanej już 23 maja – ani słowa. Co ciekawe, film na DVD z 8 czerwca 2012 r., do którego dotarła "Gazeta Finansowa", obrazuje w sposób niebudzący wątpliwości, że prace rozbiórkowe neutralizatora nadal trwały. I z całą pewnością nawet dla niefachowego oka nie polegały na "porządkowaniu terenu".

Maddy wyciąga rękę na zgodę

Kiedy już neutralizator definitywnie przestał istnieć, przynajmniej w części nadziemnej (bo co się dzieje pod ziemią z ogromną konstrukcją, wciąż do końca nie wiadomo, a Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego postępowania w tej sprawie do dzisiejszego dnia nie zakończył), Maddy Investment (czyli KMA po zmianie nazwy) 11 października 2012 r. wystosowała do Burmistrza Dzielnicy Ursus pismo, w którym oskarża Energetykę Ursus o prowadzenie bezpardonowej polityki względem przedsiębiorców i mieszkańców dzielnicy, nierzadko uciekającej się "do szantaży i gróźb związanych z dostawami mediów" i przedstawiającej siebie jako ofiarę odcięcia mediów. Co ciekawe, w tym samym piśmie spółka podkreśliła, że nie ma żadnego obowiązku wpuszczenia Energetyki Ursus na teren nieruchomości.

Co zatem z zabezpieczeniem, które taki obowiązek nakładało? Najwyraźniej zadziałał dobrze już znany mechanizm – zabezpieczenie zostało wydane wszak wobec spółek Challange i "Gastonów", Maddy Investment nie poczuwała się więc do jego respektowania. Zapomniała i o kolejnym postanowieniu z 6 sierpnia 2012 r., w którym Sąd Rejonowy dla m.st. Warszawy nakazywał 14/119 Gaston (czyli firmie, od której zakupiła działkę nr 119, wymienianą w piśmie do Burmistrza) całodobowy, swobodny dostęp do znajdujących się na tej działce obiektów. Szokująco brzmi zakończenie tego listu: "Jak długo jeszcze ręka wyciągnięta do zgody napotykać będzie na zaciśniętą pięść…". Komentarz jest zbyteczny.

źródło: "Gazeta Finansowa"

Oceń ten artykuł: