Co z polskimi gigantami?

Co z polskimi gigantami?

[23.02.2015] Kierowcy od jesieni ubiegłego roku zacierają ręce ciesząc się z coraz tańszego tankowania na stacjach benzynowych. Niestety jest też druga strona medalu – topniejące marże właścicieli stacji i widmo plajt.

Coraz bardziej realne jest, że ci z niewielkich miejscowości, tankujący na stacjach nie należących do koncernów lub większych sieci, będą musieli fatygować się dalej, by napełnić bak. Może się okazać, że właściciel stacyjki, na której to robią, z powodu rekordowo niskich marż będzie musiał zwinąć interes.

Pod nóż idą też plany inwestycyjne koncernów paliwowych. Zyski PKN Orlen i Grupy Lotos w 4 kwartale ubiegłego roku z powodu niskich cen ropy stopniały w sumie o około 1,6 mld złotych.

– Marże spadły ostatnio do minimalnych poziomów – około 2 procent – mówi w Money.pl Zdzisław Pisiński z Polskiej Izby Paliw Płynnych. Jeszcze niedawno były dwu, trzykrotnie wyższe. Na spadek marż, wymuszony dużą konkurencją, nałożył się spadek cen paliw, co jeszcze bardziej obniżyło zyski.

Z każdego litra sprzedanego paliwa prowadzącemu stację pozostaje od 8 do 10 groszy zysku. Pół roku temu – przy cenach paliw przekraczających 5 złotych – w jego kieszeni zostawało średnio 30-35 groszy.

Średnia dobowa sprzedaż paliw na przeciętnej stacji sięga 4 900 litrów, co w miesiącu daje około 147 000 litrów. Zdaniem ekspertów, by utrzymać stacje tylko ze sprzedaży paliwa na takim poziomie, to wyłącznie na pokrycie kosztów jej funkcjonowania niezbędna jest marża w wysokości 25-30 groszy. 10 groszy marży na litrze paliwa to dla małej stacyjki – ekonomiczna śmierć. Tym bardziej, że większość stacji niezrzeszonych wykazuje sprzedaż poniżej 3 000 litrów paliwa na dobę.

Przy takiej sprzedaży właściciel stacji, żeby pokryć swoje koszty musi naliczać marżę na poziomie co najmniej 50-60 gr za litr. Oczywiście największa sprzedaż realizowana jest na stacjach koncernowych oraz położonych przy autostradach. Takie stacje mogą funkcjonować już przy marży 25 gr za litr.

Warto przy tym podkreślić, że paliwowy detal wymaga inwestycji, które zwracają się latami. Koszt wybudowania i wyposażenia stacji paliw waha się od 2 do 11 mln zł w zależności od tego, czy jest to niewielka stacyjka oferująca tylko podstawowe paliwa i LPG, czy duża stacja przy autostradzie lub ekpresówce. Czas zwrotu inwestycji też zależy od lokalizacji – waha się od kilku lat w dobrej lokalizacji do nawet 10 lat przy niewielkim ruchu.

– Nic nie wskazuje na to, że marże na stacjach w najbliższym czasie będą mogły pójść w górę – prognozuje Zdzisław Piksiński z PiPP. – Trudno powiedzieć, ilu właścicieli będzie musiało zrezygnować z tego biznesu. Sytuacja na pewno wymusi dalsze przetasowania na rynku. Już w ubiegłym roku obserwowaliśmy prawdziwą rzeź jeżeli chodzi małe stacyjki, spowodowane zmianami przepisów środowiskowych dotyczących zabezpieczenia zbiorników. Drobni właściciele nie byli w stanie spełnić wymogów. Teraz minimalne marże mogą pociągnąć kolejne stacje – tłumaczy.

Rzeczywiście tylko w ubiegłym roku z rynku zniknęło blisko 250 stacji. Czy w tym będzie podobnie?

– Właściciele mogą się bronić obudowując sprzedaż paliwa innymi usługami. To powszechne już przystacyjne sklepiki, bary i myjnie. Widziałem już nawet gabinety dentystyczne i zakłady fryzjerskie. Wszystko po to, by wypracować dodatkowy zysk i utrzymać się na rynku – mówi Piksiński.

Jego zdaniem szansą dla sieci, ale też organizacji zrzeszających niezależnych właścicieli, takich jak Moya, Delfin czy Huzar jest budowa stacji przy autostradach i trasach ekspresowych albo krajówkach. Tam i obrót i marże zawsze będą znacząco wyższe niż w innych lokalizacjach. Poza tym zrzeszone stacje mogą negocjować niższe ceny hurtowe dostarczanego paliwa.

Co z polskimi gigantami?

– Na spadek cen ropy najbardziej narażone są spółki PGNiG oraz Lotos, w mniejszym stopniu PKN Orlen – mówi portalowi Money.pl Kamil Szlaga, analityk spółek surowcowych z DM Trigon. Jak tłumaczy: różnica między nimi polega na tym, że dwie pierwsze są znacznie bardziej zaangażowane w wydobycie. – Kurs ropy naftowej w okolicach 50 dolarów za baryłkę to dla tych spółek próg bólu. Za nimi dopiero trzeci kwartał niskich cen. Jednak jeżeli ta sytuacja potrwa dłużej, to spółki z pewnością będą musiały przemyśleć swoją strategię.

Na podst. informacji prasowej Money.pl

Oceń ten artykuł: