Przywiązanie do średnich spółek może się opłacać
[23.09.2014] Od wielu miesięcy z zazdrością przyglądamy się hossie na amerykańskim parkiecie. Tymczasem wytrwali posiadacze akcji naszych średnich spółek nie powinni mieć żadnych kompleksów.
mWIG40 od dna bessy wzrósł o 203 proc., nieznacznie wyprzedzając S&P500. Rajd średniaków z ostatnich tygodni pokazuje, że przywiązanie do nich może się opłacać.
Cudze chwalicie, swego nie znacie, tak można odpowiedzieć inwestorom zestresowanym obserwacją rosnących bez końca indeksom na Wall Street. Z niedowierzaniem patrzymy, jak biją one rekordy wszech czasów. Jednak jeśli porównać z tej samej perspektywy, czyli od dna pokryzysowego załamania. S&P500 i mWIG40, okaże się, że indeks naszych średnich spółek przeżywa identyczną hossę, zarówno jeśli chodzi o czas trwania, jak i skalę wzrostu. Od lutego 2009 r. zyskał 203 proc., podczas gdy S&P500 zwyżkował o 201 proc. Fakt, że mWIG40 znajduje się jeszcze daleko poniżej rekordowo wysokiego poziomu w żadnym razie nie powinien być powodem do zmartwienia.
Wręcz przeciwnie, powinien zachęcać do trzymania akcji tych, którzy je posiadają i skłaniać do zakupów kolejnych chętnych. Indeksowi średniaków do historycznego maksimum brakuje 55 proc. Oczywiście trudno oczekiwać, że nastąpi to w krótkim czasie i dokona się bezboleśnie, czyli bez spadkowych korekt i przestojów. Czy taki scenariusz ma szansę realizacji i czy trwający od początku sierpnia rajd może stanowić zapowiedź jego spełnienia? Warto rozważyć argumenty sprzyjające bykom i czynniki zagrożenia.
Przede wszystkim warto zauważyć, że zapoczątkowana pod koniec pierwszej dekady sierpnia fala wzrostów objęła wszystkie segmenty warszawskiego parkietu. Od 8 sierpnia mWIG40 poszedł w górę o 14 proc., podobnie jak WIG50, indeks szerokiego rynku wzrósł o12 proc., MiS80 o 11 proc., a WIG20 o 10 proc. Jednocześnie mWIG40 i WIG przebiły się z impetem powyżej górnego poziomu ograniczających je od prawie roku trendów bocznych.
WIG20 osiągnął poziom najwyższy w tym roku, przedostał się kolejno powyżej poprzednich szczytów z czerwca i lutego i jest na najlepszej drodze w kierunku dwóch jeszcze ważniejszych, znajdujących się w okolicach 2630 punktów, które stanowiły barierę nie do przejścia w styczniu i listopadzie 2013 r. Brakuje mu do nich niecałych 100 punktów i taki dystans wydaje się być w zasięgu byków. W przypadku wszystkich indeksów przełamane lub przynajmniej naruszone zostały istotne poziomy oporu. Z tych obserwacji można wyciągnąć wniosek, że po wielu miesiącach, a w przypadku indeksu blue chips, po prawie trzech latach stagnacji, sytuacja na naszym rynku ulega wyraźnej poprawie, wykazując oznaki przełomu, których nie można lekceważyć.
Nie brakuje przesłanek fundamentalnych, sprzyjających trwałej poprawie giełdowej koniunktury. Z pewnością nie można powiedzieć, by akcje na warszawskim parkiecie były przewartościowane, a tym bardziej daleko im od skrajnego przewartościowania, charakterystycznego dla schyłkowej fazy hossy. I to mimo wspomnianego 200 proc. wzrostu mWIG40 czy ponad 170 proc. zwyżki indeksu szerokiego rynku w skali ostatnich ponad pięciu lat. Co więcej, mimo licznych niezbyt sprzyjających okoliczności, zyski spółek rosną i jest duża szansa na kontynuację tej tendencji w dłuższej perspektywie.
Polska gospodarka, mimo oznak zadyszki, rośnie w imponującym na tle większości krajów tempie, przekraczającym 3 proc. Większy spadek, a tym bardziej poważniejsze załamanie, są mało prawdopodobne. Bykom sprzyja też kierunek polityki pieniężnej rodzimego banku centralnego, jak i EBC, który powinien co najmniej zrównoważyć ryzyko związane z perspektywą rozpoczęcia cyklu podwyżek stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych. Realne zagrożenie związane z zaostrzaniem tej polityki może pojawić się za oceanem w horyzoncie minimum 6-9 miesięcy, a w Polsce i strefie euro dużo później. Banki centralne dają więc bykom jeszcze sporo czasu i miejsca.
Choć spowolnienie w gospodarkach krajów europejskich wygląda poważnie, ryzyko głębszego załamania jest niewielkie. Napięcia geopolityczne mogą jeszcze przez pewien czas okresowo wpływać negatywnie na rynki i utrudniać poprawę sytuacji w gospodarce, jednak na dłuższą metę nie powinny prowadzić do sytuacji kryzysowych. Paradoksalnie, osłabienie tempa wzrostu naszej gospodarki wcale nie musi oznaczać nadejścia gorszych czasów dla inwestycji w akcje. Można zaryzykować twierdzenie, że gorsze zachowanie indeksów małych i średnich spółek z ostatnich miesięcy było dyskontowaniem tego osłabienia, zaś obecna fala wzrostowa antycypuje już powrót do lepszej koniunktury, nawet gdyby oczekiwanie na jej oznaki miało potrwać jeszcze dwa-trzy kwartały.
Na marginesie tych rozważań, warto zwrócić uwagę, że eksperymentowanie warszawskiej giełdy z nowymi indeksami mogło przyczynić się do lekkiej dezorientacji w ocenach rynkowej koniunktury. Jest to szczególnie widoczne, porównując zachowanie do niedawna skazanego na likwidację mWIG40, z jego następcą WIG50. Ten pierwszy od prawie roku znajduje się w trendzie bocznym, nie sygnalizując większych kłopotów. Z kolei WIG50 od momentu rozpoczęcia jego wyliczania do początku sierpnia wyraźnie zniżkował, tracąc około 5 proc. W tym czasie (od 24 marca do 8 sierpnia) mWIG40 poszedł w dół o 2 proc. Również z sygnałów wysyłanych przez oba wskaźniki w ostatnich tygodniach można wyciągać zróżnicowane wnioski co do stanu koniunktury w segmencie średnich spółek.
Roman Przasnyski
źródło: Open Finance