Podatkowy bat na banki

Podatkowy bat  na banki

[08.06.2015] Prawo i Sprawiedliwość już w 2011 r. opracowało projekt specjalnego podatku, który obowiązywałby jedynie banki. Postulat jego wprowadzenia przewijał się również w kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy. Podobne rozwiązania z każdym rokiem wprowadza coraz więcej krajów.

Tymczasem najbardziej z nim kojarzone Węgry zastanawiają się nad… obniżką daniny od instytucji finansowych. Czy mamy więc do czynienia z postępującą reformą światowej gospodarki, czy też z nowym (negatywnym) elementem konkurencji między państwami?

Dążenie do państwowej partycypacji w zyskach z działalności bankierów jest niemal tak stare jak kapitalizm. Specjalna opłata za ostemplowywanie kupieckich umów przez władze skarbowe obowiązywała w Niderlandach już w 1624 r.

Burzliwa historia

To właśnie analogiczna polityka władz brytyjskich zwróciła uwagę mieszkańców kolonii amerykańskich na nieudzielanie im prawo głosu w kwestiach podatkowych, co doprowadziło do zwycięskiej dla nich wojny o niepodległość.

W nowszych nam czasach orędownikiem fiskalnego obciążenia wymiany walut był laureat ekonomicznej Nagrody Nobla James Tobin. Jego wystąpienie na ten temat na uniwersytecie w Princeton w 1972 r. było reakcją na załamanie się systemu z Bretton Woods, który zakładał pełną wymienialność pieniądza na złoto. Ekspert powrócił do swojej idei po serii regionalnych kryzysów finansowych lat 90. XX w. W jego zamyśle podatek miał stanowić maksymalnie 0,5 proc. wysokości transakcji, zapobiegać nadmiernemu wzrostowi stóp procentowych państw atakowanych przez spekulantów, a zyski jego zbierania – służyć pomocy osobom najuboższym.

Kara za kryzys

W obecnym kształcie podatek bankowy stanowi wypadkową różnych koncepcji ograniczenia finansowej spekulacji. Światowy kryzys ekonomiczny przełomu dekad tak mocno odcisnął się na świadomości polityków i biznesmenów, że w 2010 r. przywódcy państw grupy G20 proponowali wprowadzenie fiskalnego obciążenia banków w skali globalnej. Międzynarodowy Fundusz Walutowy analizował wady i zalety trzech rozwiązań: opodatkowania transakcji finansowych, aktywów i pasywów oraz wynagrodzeń kadry kierowniczej. Do realizacji tego postulatu nie doszło, jednak kilkanaście krajów świata w kolejnych latach wybrało którąś z powyższych opcji.

Także powody, dla których rządy zdecydowały się ograniczyć swobodę bankierów, są różne. Z początku dominowało dążenie do odzyskania dotacji służących stabilizacji systemu finansowego w warunkach załamania rynków. Taka motywacja przyświecała wywodzącym się z administracji Baracka Obamy autorom pomysłu "opłaty dla odpowiedzialnych za kryzys finansowy" (Financial Crisis Responsibility Fee).

Miałyby ją uiszczać banki o zasobach gotówki większych niż 50 mld dolarów, które korzystały z programu ratunkowego TARP. Propozycja nie weszła jednak w życie – prawdopodobnie dlatego, że nawet bez tego zyski z przejętych w ramach tego instrumentu aktywów o 14,3 mld dolarów przekroczyły koszty jego wdrażania. Jeżeli więc opłata powróci, będzie to "wkład w stabilizację finansową" (angielski akronim FSC) i zostanie on wprowadzony z myślą o zapobieganiu kolejnym kryzysom.

Przesadzili z opodatkowaniem?

Nad ustaleniem podatku od transakcji bankowych pracuje Komisja Europejska. Jego implementację popiera obecnie 11 państw, m.in.: Niemcy, Francja i Włochy. Rozwiązanie budzi niepokój krajów zarabiających na rejestrowanych w nich usługach finansowych, jak Wielka Brytania i Luksemburg. Prawdopodobnie losy projektu będą więc zależały od członków Unii, którym dana strona sporu w zamian za poparcie zapewni realizację postulatów w innych istotnych dla nich kwestiach. W 2013 r. specjaliści z Komisji Europejskiej obliczali, że nowe prawo dostarczałoby do budżetu ponad 30 mld euro (prawie 40 mld dolarów) rocznie. Aby jak najbardziej rozszerzyć bazę podatku, planowane stawki to 0,1 proc. od tradycyjnych instrumentów finansowych i 0,01 proc. od derywatów.

Na razie Europa patrzy na fiskalne obciążenia banków przede wszystkim przez pryzmat Węgier, które podeszły do tematu znacznie radykalniej. Do uiszczania specjalnego podatku we wrześniu 2010 r. zostały tam zmuszone także m.in. firmy ubezpieczeniowe, domy maklerskie i giełda. Przedsiębiorstwa o aktywach wyższych niż 50 mld forintów zostały objęte najwyższą w Europie stawką 0,53 proc. Podatek przyczynił się do utraty rentowności węgierskiego sektora bankowego, więc zostanie w 2016 r. obniżony do 0,31 proc., a w kolejnych latach będzie nadal zmniejszany.

Inni też próbują

Trzeba także pamiętać o nieudanych szwedzkich eksperymentach z opodatkowaniem banków. W latach 80. XX w. skandynawski kraj wprowadził niewielkie należności od zakupu i sprzedaży akcji, obligacji oraz instrumentów pochodnych. W tydzień po uchwaleniu regulacji obrót obligacjami na sztokholmskiej giełdzie spadł o 85 proc., a bonami skarbowymi o 20 proc. Maklerzy musieli sobie radzić za pomocą instrumentów nieobjętych podatkami, lub przenieść obrót papierami wartościowymi za granicę. Sytuacja ustabilizowała się, kiedy w 1991 r. zniesiono dotychczasową politykę.

Z podobnymi reperkusjami ustanowienia podatku transakcyjnego (FTT) zmaga się obecnie gospodarka Włoch, gdzie ruch na giełdzie w 2014 r. – rok po obciążeniu daniną spółek o poziomie kapitalizacji co najmniej 500 mln euro, obrotów derywatami i handlu wysokiej częstotliwości – zmalał o około 12 proc. Tak duży spadek mógł wynikać z szerokiego zakresu wprowadzonych restrykcji, trzeba się jednak również zastanowić, czy odpływ kapitału spekulacyjnego i zniknięcie preferowanych na czarnym rynku transakcji "z ręki do ręki" jest rzeczywistą stratą. Dość łagodnie przebiegło wprowadzenie FTT we Francji. Tamtejsze zarządzenia przewidują zasilanie budżetu przez firmy z siedzibami w tym kraju i kapitalizacji powyżej miliarda euro. Stawka wynosi 0,2 proc. wartości jednej sprzedanej akcji.

Od rewolucji do codzienności

Jak można było się spodziewać, ideę podatku transakcyjnego najmocniej krytykują same banki i powiązani z nimi ekonomiści. Pod koniec kwietnia władze jednego z największych banków świata – HSBC – zadeklarowały, że przyjęcie FTT przez Wielką Brytanię spowoduje przeniesienie ich siedziby do innego kraju, prawdopodobnie do kolebki tej instytucji – Hongkongu. Ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła, ponieważ istnieje ryzyko, że koszty przeprowadzki i radzenia sobie z nieprzewidywalnym chińskim fiskusem mogą okazać się wyższe niż suma obowiązujących na Wyspach opłat.

Podatek bankowy to już nie tylko europejska specjalność. Wdrożyła go Korea Południowa (w latach 90. XX w. wprowadzono tam zakaz zwiększania kredytów ponad 100 proc. sumy depozytu), odpowiednie przymiarki czyni też Australia. Wynika z tego, że sam sens istnienia podobnych rozwiązań fiskalnych przestaje być kwestionowany. Dyskusyjny pozostaje jedynie dobór odpowiedniej wysokości obciążeń, który nie zdestabilizuje gospodarki danego kraju.

Kordian Kuczma
doktor nauk politycznych PAN

źródło: "Gazeta Finansowa"


Oceń ten artykuł: