Czas zapłaty za kryzys

Czas zapłaty za kryzys

[20.02.2015] We wtorek 3 lutego zakończył się najbardziej pracochłonny w historii proces z udziałem amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości. Nigdy wcześniej urzędnicy z tej instytucji nie dołączyli do pozwu 290 tysięcy dokumentów.

Celem postępowania było ustalenie stopnia odpowiedzialności agencji ratingowej Standard&Poor’s za wybuch światowego kryzysu finansowego. Może to zabrzmieć szokująco, jednak analitycy próbują kreować się na ofiary rządu.

Ugoda, którą zawarto, stanowi, że sprawująca kontrolę nad S&P firma McGraw Hill Financial Inc. musi zapłacić resortowi sprawiedliwości 687,5 mln dol. Taką samą sumę otrzymają władze 19 stanów i posiadający taki status Dystrykt Kolumbia. Zarzucały one pozwanym zawyżanie ocen obligacji powiązanych z rynkiem kredytów hipotecznych, co po wybuchu kryzysu na amerykańskim rynku nieruchomości doprowadziło w 2008 r. do załamania światowych finansów.

Winny system

Do nieprawidłowości dochodziło między wrześniem 2004 r. a październikiem roku 2007. 2 stycznia McGraw Hill zawarło osobne porozumienie z Kalifornijskim Systemem Emerytalnym Pracowników Sektora Publicznego, który otrzyma 125 mln dol.

Latem ubiegłego roku Amerykańska Komisja Papierów Wartościowych wprowadziła zmiany w regulaminie przyznawania ratingów, jednak nie zrobiono nic w celu usunięcia najbardziej dokuczliwej patologii – opłacania wycen przez zamawiające je banki. Wbrew oficjalnym zapewnieniom o zachowywaniu obiektywizmu i niezależności oraz obowiązywaniu wewnętrznego kodeksu etycznego, taki nieznany w innych polegających na opiniach recenzentów dziedzinach życia system zachęcał do zaniżania kryteriów oceny w celu przyciągnięcia większej liczby klientów. Z ujawnionej korespondencji pracowników Standard&Poor’s wynika, że byli tego w pełni świadomi.

Mogło być gorzej

Rząd USA pozwał S&P w 2013 r. w wyniku fiaska negocjacji, w których domagał się od nieuczciwych ratingowców aż 5 mld dol. odszkodowania. Agencja broniła swoich not, zasłaniając się zastrzeżoną w pierwszej poprawce do konstytucji wolnością słowa, i oskarżała władze o szukanie zemsty za obniżenie oceny wiarygodności kredytowej Stanów Zjednoczonych. W ciągu dwóch lat sądowych batalii S&P nie udało się jednak udowodnić tych zarzutów, które prokurator generalny Eric Holder uważa za "zupełny nonsens".

Można więc uznać, że nierzetelni analitycy doprowadzili do zamknięcia sprawy względnie niewielkim kosztem, jakkolwiek zawarta w ugodzie kwota przekracza dochody agencji z ocen kredytów hipotecznych z lat 2002-2007. Jej spłacenie nie powinno jednak stanowić problemu, ponieważ w 2013 r. firma McGraw Hill zanotowała 812 mln dol. zysku. Końcowy komunikat enigmatycznie twierdzi, że S&P nie przyznaje się do złamania prawa, a jedynie do zwłoki we wprowadzaniu nowych modelów obliczeniowych, które zapobiegałyby zawyżaniu ocen. Według pierwotnych planów miało do tego dojść w 2005 r.

Niezakończona sprawa

Standard&Poor’s to nie jedyne przedsiębiorstwo, które jest obwiniane o wypaczanie obrazu rynku nieruchomości. Takie same zarzuty są wysuwane wobec innej znanej agencji – Moody’s. Można je znaleźć np. w raporcie Kongresu z 2011 r. na temat bańki kredytowej. Na razie na pozwanie tej firmy zdecydowały się Mississippi i Connecticut – stan będący także liderem walki lokalnych władz o odszkodowania od S&P. Można się więc spodziewać, że ta batalia również będzie prowadzona aż do pomyślnego dla powodów zakończenia. Stany potrzebują bowiem tego typu zastrzyków finansowych – znane z wyjątkowo niedoinwestowanego systemu socjalnego Illinois przeznaczy wywalczone 5 lutego 52,5 mln dol. na wypłatę emerytur.

1 lutego "Wall Street Journal" doniósł, że Departament Sprawiedliwości wszczął śledztwo w sprawie ratingowych decyzji Moody’s z lat 2004-2007. Odbyły się już pierwsze przesłuchania, zbadano także e-maile pracowników, jednak na tak wczesnym etapie nie wiadomo, czy dojdzie do procesu. Pewne jest jedynie, że byli menedżerowie tej agencji w 2008 r. spotykali się z urzędnikami, aby dyskutować o zmianie systemu klasyfikacji papierów wartościowych, co najwidoczniej nie wpłynęło na działania ich następców.

Jak gdyby nigdy nic

Egoistyczne zachowanie w poprzedniej dekadzie nie przeszkadza obydwu podejrzanym agencjom występować w roli autorytetu w różnego rodzaju kwestiach. Ostatnia głośna decyzja Standard&Poor’s to obniżenie 26 stycznia kredytowego ratingu Rosji z BBB- na BB+. Innymi słowy, po raz pierwszy od 10 lat emitowane przez ten kraj obligacje uzyskały status "śmieciowych". W tym wypadku trudno oskarżać analityków o arbitralność, ponieważ gospodarka naszego wschodniego sąsiada od dłuższego czasu przeżywa poważne problemy, a widmo recesji grozi nawet wprowadzeniem racjonowania żywności. Po ogłoszeniu ratingu rubel stracił 5 proc. swojej wartości.

W ślady S&P poszła agencja Moody’s, w której wypadku oznaczało to degradację Rosji z poziomu wiarygodności kredytowej z Baa2 na Baa3. Pracujący tam eksperci ostrzegali również polskie banki (szczególnie BPH, Getin Noble, Millennium i mBank) przed skutkami umocnienia się franka szwajcarskiego i przewidywali ożywienie gospodarcze na Kubie po zniesieniu amerykańskiego embarga. W ich repertuarze nie mogło też zabraknąć gróźb pod adresem niegodzącej się na warunki finansowej pomocy "trojki" Grecji.

Firma Standard&Poor’s powstała w 1860 r., Moody’s – w 1909 r. Mogłoby się więc wydawać, że nie po to budowały one tak długo swoją pozycję, aby teraz szybko ją utracić. Ostatnia ugoda z Departamentem Sprawiedliwości jest jednak kulminacją dłuższego pasma kłopotów. W 2009 r. Komisja Europejska oskarżyła S&P o złamanie przepisów antymonopolowych. Agencja ma także na koncie niekorzystny dla siebie wyrok Australijskiego Sądu Federalnego i zarzuty próby wymuszenia zmiany rządu Irlandii. Po obniżeniu ratingu USA w 2011 r. ekonomiczny noblista Paul Krugman stwierdził, że trudno mu sobie wyobrazić kogoś mniej uprawnionego do wydawania sądów od Ameryki niż tego typu spece od wycen. Po lutowym wyroku jego punkt widzenia na pewno znajdzie wielu nowych zwolenników.

Kordian Kuczma
Autor jest doktorem  nauk politycznych PAN

źródło: "Gazeta Finansowa"

Oceń ten artykuł: