Białoruś – bliska i nieznana

Białoruś – bliska i nieznana

[21.12.2015] Turyści wybierający się na Białoruś jadą tam najczęściej z pełnym naręczem stereotypów i wyobrażeń na temat tego kraju. I prawdopodobnie, tak jak ja, wyjeżdżają od tych stereotypów uwolnieni. To ciekawe, że kraj tak bliski nam geograficznie, jest prawie nieznany Polakom.

Białoruś to wciąż biała plama na mapie dla wielu turystów. Ja wcześniej byłam w tym kraju tylko przejazdem, dobrych kilka lat temu, w drodze pociągiem do Moskwy. Z Mińska pamiętam więc jedynie niezbyt piękny (wtedy) dworzec kolejowy, a także smaczne placki ziemniaczane ze śmietaną, które można było kupić u Białorusinek, przewijających się przez stojący na postoju pociąg.

Nieturystyczny kraj

Przyznajmy szczerze: większość Europejczyków o Białorusi nie wie prawie nic. Rocznie kraj ten odwiedza niewiele ponad 100 tysięcy turystów (dane Banku Światowego) – to liczba porównywalna z mikroskopijnym San Marino. Większość tych turystów to Rosjanie, którzy nie potrzebują wizy, by dostać się na teren naszego wschodniego sąsiada. Zwiedzających z Unii Europejskiej czy z innych krajów świata przyjeżdża tu zaledwie garstka.

Kraj ten nie jest często odwiedzany również przez Polaków, mimo że z naszym krajem sąsiaduje. Dlaczego więc rodacy tłumnie odwiedzają Ukrainę czy Litwę, a na Białoruś nie zaglądają prawie wcale? Odpowiedzi można szukać chociażby w przeszkodach natury organizacyjnej. Aby zwiedzić Białoruś, należy zdobyć wizę, która z kolei możliwa jest do uzyskania po zaproszeniu otrzymanym od białoruskiej instytucji lub od osoby fizycznej, będącej obywatelem Białorusi. Czasochłonne wypełnianie dokumentów, połączone z późniejszą koniecznością stania o poranku przed furtką białoruskiej ambasady, potrafią skutecznie zniechęcić do wyjazdu turystycznego do naszego wschodniego sąsiada.

Władzom Białorusi ewidentnie nie zależy na napływie turystów z Zachodu. Na ogół więc do tego kraju przyjeżdżają tylko ci, którym na tym zależy.

Morze stereotypów

W rezultacie, polskie i ogólnie zachodnioeuropejskie wyobrażenia na temat Białorusi kształtowane są przez media, często traktujące temat pobieżnie i jednopłaszczyznowo. "Ostatnia dyktatura Europy", "reżim Łukaszenki", "biedny i uciśniony naród", "łamanie praw człowieka" – to określenia, które najczęściej pojawiają się w kontekście hasła "Białoruś". Resztę dopełnia wyobraźnia, która pojawia się wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z niewiedzą.

Oczywiście trzeba tu jasno podkreślić: powyższe określenia nie wzięły się z powietrza. Ustrój polityczny Białorusi jest prawdziwym ewenementem we współczesnej Europie i jednocześnie czynnikiem hamującym rozwój gospodarczy kraju. Ale po mojej wizycie w tym miejscu mam wrażenie, że Białoruś  XXI wieku to twór dużo bardziej złożony – to miejsce, gdzie Wschód zderza się z Zachodem, tworząc oryginalną kombinację.

Można odnieść wrażenie, że ci Polacy, którzy czasy PRL pamiętają już jedynie z opowieści rodziców i dziadków, chcą poprzez wizytę na Białorusi niejako cofnąć się w czasie. W końcu nasz wschodni sąsiad to jedyne państwo autorytarne w Europie – i chyba już ostatnie miejsce w tej części świata, gdzie można poczuć ducha komunizmu.

Lenin wiecznie żywy

Żeby zrozumieć współczesne oblicze Białorusi, trzeba cofnąć się pamięcią o dwadzieścia parę lat. Przełom lat 80. i 90. XX wieku był okresem ogromnych przemian w Europie Środkowo-Wschodniej – tego nie trzeba nikomu przypominać. Państwa pozostające po II wojnie światowej pod wpływem ZSRR odcięły się od komunistycznego ustroju, a w 1991 roku dokonał się ostateczny rozpad ZSRR. Większość krajów naszej części Europy bardzo szybko skierowała swoje oczy na Zachód – ale nie Białoruś. O ile Polska jeszcze pod koniec lat 80. rozpoczęła proces integracji z Unią Europejską, to Białoruś po ogłoszeniu suwerenności w 1990 roku nadal nie odcinała się gospodarczo od swojego wschodniego sąsiada. W 1991 r. podpisała porozumienie o utworzeniu unii celnej z Rosją oraz akt założycielski Wspólnoty Niepodległych Państw, zrzeszającej do dziś większość krajów byłego ZSRR i będącej czymś w rodzaju konkurencji dla Unii Europejskiej.

Jednak prawdziwa integracja z Rosją zaczęła się, gdy na politycznym horyzoncie pojawił się Aleksander Łukaszenka. Dyrektor kołchozu, prosty chłop ze wsi, na którego większość osób patrzyła z pobłażliwością, okazał się populistycznym geniuszem i nieoczekiwanie wygrał wybory prezydenckie w 1994 r. Wtedy wyszły na jaw jego ogromne ambicje i dyktatorskie zapędy. Pod hasłami "potrzeby silnego przywództwa" oraz "nadania narodowi jasnego kierunku" Łukaszenka stopniowo umacniał władzę prezydencką i zacieśniał relacje z Rosją.

Ustanowił język rosyjski jednym z oficjalnych języków Białorusi (oprócz białoruskiego, naturalnie), a flagę z powrotem zamienił na tę z czasów ZSRR (wcześniej, w latach 1991-1995 obowiązywała biało-czerwono-biała flaga niepodległej Białorusi). Nonszalancko sfałszował wyniki referendum konstytucyjnego, dzięki czemu umożliwił sobie start w trzecich z kolei wyborach prezydenckich – fałszując zresztą także ich wynik. W ten sposób Łukaszenka piastuje urząd prezydenta Białorusi już od 21 lat, skutecznie tłumiąc zapędy opozycji i utrzymując jako-taką gospodarczą stabilność dzięki pożyczkom z Rosji.

Łukaszenka już w 1994 r. w kampanii prezydenckiej głosił hasła "powrotu do ZSRR", a później w swoich wypowiedziach wielokrotnie podkreślał, że rozpad ZSRR uważa za katastrofę. Jego sentyment do Związku Radzieckiego widać współcześnie nie tylko na ulicach Mińska, ale w całej Białorusi. Wciąż obecne są tu komunistyczne symbole – czerwone gwiazdy, sierpy i młoty. Nazwy ulic i placów upamiętniają Lenina, Dzierżyńskiego, Marksa. Miasta i wsie usiane są pomnikami i popiersiami osób, które na Zachodzie jednoznacznie określono jako wcielenie zła. Ukłonem w stronę ZSRR jest też fakt, że na Białorusi funkcjonuje jeszcze KGB, które po upadku Związku Radzieckiego rozwiązano nawet w Rosji…

Współczesna Białoruś

Jednak mówienie o Białorusi w kontekście kraju zacofanego byłoby krzywdzące dla naszych wschodnich sąsiadów. To fakt, że niektóre miejsca na Białorusi przypominały mi widoki ze zdjęć robionych kilkadziesiąt lat temu przez moich dziadków i rodziców. Ale jednocześnie, jak w każdym innym europejskim kraju, daje tu o sobie znać XXI-wieczny konsumpcjonizm.

Podobno każdy turysta z Polski jest zaskoczony tym, jak ładnie, czysto i nowocześnie wygląda współczesna Białoruś. Ja nie byłam wyjątkiem – chociaż muszę przyznać, że wcześniej sporo na ten temat czytałam.

Już autostrada do Mińska robi pozytywne wrażenie – jest piękna, równa i szeroka. Z kolei duże białoruskie miasta, z Mińskiem na czele, są odnowione i bardzo czyste. Ponadto, wciąż sporo się tu buduje – powstają głównie ogromne, kolorowe blokowiska. Jednocześnie jednak daje się zauważyć to, że nowoczesność i pieniądze nie docierają na wsie. Stare, zniszczone wiejskie domy stanowią dość ponury widok i pokazują, że centralnie sterowana gospodarka ma swoje ciemne oblicze.

Tanie wakacje? Nie tutaj

Między bajki należy włożyć także kolejny stereotyp – przekonanie o tym, że na Białorusi jest tanio. Owszem, mniej niż w Polsce kosztują niektóre produkty – przede wszystkim paliwo oraz używki (alkohol, papierosy). Tymczasem większość produktów spożywczych jest droższa niż na rodzimych sklepowych półkach. Dużo kosztują mieszkania, samochody, sprzęt RTV i AGD, ubrania – dlatego Białorusini często jeżdżą na zakupy do Polski.

Ten kraj nie jest także tani dla turystów – ci muszą na wstępie całkiem sporo zapłacić za białoruską wizę, później wydać niemało pieniędzy na przyzwoity hotel oraz ewentualnie także na pamiątki, które kosztują tu tyle, co w Londynie. Na pocieszenie warto wspomnieć o dobrym i tanim transporcie miejskim.

Kraj kontrastów

Podsumowując – na pierwszy rzut oka Białoruś wydaje mi się krajem dużych kontrastów i dwoistości. Piękne miasta – biedne wsie. Przywiązanie do Rosji na wschodzie kraju – polskie akcenty na zachodzie. Budynek KGB i pomnik Dzierżyńskiego – a niedaleko McDonald’s i TGI Friday’s. Groźne spojrzenia milicjantów – ale i uśmiechnięci, spontanicznie zagadujący przechodnie. To kraj, który umyka wszelkim stereotypom.

W rezultacie, z Białorusi wyjeżdżałam z mieszanymi uczuciami i z większą liczbą pytań niż odpowiedzi. Jedno wiem na pewno: chciałabym tam wrócić i poznać więcej zakamarków tego kraju.

Dorota Sierakowska

Treści dostarcza GazetaTrend.pl

Oceń ten artykuł: