Bank Rossija – kapitalizm po rosyjsku

Bank Rossija – kapitalizm po rosyjsku

[02.05.2014] Eksperci nie mają wątpliwości. Tylko próba wyłączenia Rosji ze światowego systemu finansowego, taka jak w przypadku Iranu, może skłonić Putina i jego świtę do przemyślenia kosztów inwazji na Ukrainę. Biorąc pod uwagę niechęć separatystów do przestrzegania porozumień z Genewy, taki scenariusz staje się coraz bardziej realny.

USA jednak wciąż nie dostrzegają w pełni powagi sytuacji i wstrzymują się przed bardziej zdecydowanymi działaniami. Dlatego jeszcze przez jakiś czas jedynymi firmami dotkniętymi amerykańskimi sankcjami pozostaje krymska spółka energetyczna Chernomorneftegaz oraz petersburski Bank Rossija, który przeszedł drogę od przybudówki partii komunistycznej do marki z 12,6 mld na kontach. Jak sugeruje nazwa miasta będącego jego siedzibą, taka kariera nie byłaby możliwa bez wsparcia Władimira Putina.

Skromne początki

Współczesna historia Banku Rossija, którego centrala, jak na ironię, znajduje się w wybudowanym na cześć przyłączenia Krymu do imperium carów w XVIII w. Pałacu Taurydzkim, zaczęła się w 1991 r. – pół roku przed upadkiem ZSRR. Dwaj byli członkowie zespołu badawczego późniejszego laureata Nagrody Nobla Żoresa Alferowa, fizycy Jurij Kowalczuk i Siergiej Fursenko, wykupili wówczas tę instytucję za pieniądze otrzymane od biznesmena z branży obuwniczej.

Mieściła się ona wówczas w ratuszu miasta nazywanego jeszcze Leningradem. W biurze brakowało nawet stolików i krzeseł. Obecnie Kowalczuk, posiadacz 40 proc. akcji banku i pokaźnego imperium medialnego, znajduje się na liście osób objętych amerykańskimi sankcjami, podobnie jak również znajdujący się w gronie pierwszych udziałowców sprywatyzowanego przedsiębiorstwa – prezes rosyjskich kolei, a w czasach sowieckich urzędnik misji przy ONZ-Władimir Jakunin. Obydwaj posiadają dacze w tym samym podpetersburskim kompleksie, co Putin oraz m.in. szef powiązanego z Rossiją funduszu emerytalnego Gazpromu Nikołaj Szamałow. W gronie "ojców założycieli" był także dzisiejszy prezes Aerofłotu Wiktor Sawieliew.

Na granicy prawa

Strategiczna lokalizacja banku szybko zwróciła uwagę mera Anatolija Sobczaka, który nakazał świeżo zatrudnionemu w urzędzie po latach służby w NRD Putinowi założenie konta w Rossiji. Wkrótce ich liczba wzrosła do trzech. Na jednym z nich znalazły się 44 mld rubli funduszy dawnej KPZR. Według ówczesnego oficjalnego kursu, było to 76 mld dolarów. W 1997 r., już po utracie fotela przez Sobczaka, 25 proc. akcji banku (obecnie posiada ich 7,9 proc.) kupił kolejny objęty sankcjami miliarder – Giennadij Timczenko, wtedy już związany zmową milczenia z późniejszym prezydentem, z racji defraudacji środków na opisywaną w jednym z poprzednich numerów "Gazety Finansowej" akcję "metale za żywność".

W latach 1998-99 2,2 proc. udziałów Rossiji posiadał niejaki Giennadij Pietrow. Dziesięć lat później został on aresztowany w Hiszpanii w ramach operacji "Trojka". Zarzucono mu uczestnictwo w handlu bronią i narkotykami oraz przemycie papierosów i kobaltu. Rzekomy mafijny boss nie doczekał się jednak procesu – madrycki sąd pozwolił mu wyjść z więzienia za kaucją. Podejrzewano, że w tej zaskakującej decyzji palce maczały rosyjskie władze. Aktualne miejsce pobytu Pietrowa nie jest znane.

Pomoc Gazpromu

Lata 90. nie były dobrym okresem dla Rossiji. Bank nie brał udziału w praktycznie żadnej poważnej transakcji. Sytuacja zmieniła się po objęciu prezydentury przez Putina, który zabrał się za wykorzenianie ukształtowanej za rządów Jelcyna klasy oligarchów i tworzeniem nowej. W latach 2000-2003 ilość pieniędzy na utworzonych w banku rachunkach wzrosła trzynastokrotnie, osiągając poziom 6,5 miliarda rubli (180 mln dolarów). W tym okresie do grona udziałowców dołączył potentat rynku metalowego – prezes koncernu Siewierstal Aleksiej Mordaszow (kupił 8,8 proc. akcji).

Rok 2003 był kolejną cezurą w dziejach przedsiębiorstwa. Objęło ono wówczas pieczę nad emeryturami i ubezpieczeniami pracowników Gazpromu. Dzięki temu jego zasoby wzrosły do 449 miliardów rubli, co uczyniło z Rossiji 14. największy bank kraju. W 2012 r. organy administracji, instytucje finansowe i inne przedsiębiorstwa zaciągnęły w nim kredyty na łączną sumę 319 miliardów rubli, osoby prywatne – tylko na cztery miliardy. Dzięki współpracy tej instytucji z Gazpromem, udziały w niej nabył syn prezydenckiego kuzyna Michaił Szełomow, co dodatkowo wzmocniło pozycję Rossiji. Ostatnio instytucji sprzyjało szczęście – krótko przed obaleniem Wiktora Janukowycza obniżono liczbę akcji w funduszu ubezpieczeniowym Sogaz do 48,5 proc., co zmniejszyło oddziaływanie amerykańskich represji.

Medialne wsparcie

Jurij Kowalczuk zasłużył na sankcje nie tylko swoją rolą w Rossiji, lecz również w kształtowaniu PR-u Putina jako twórca Narodowej Grupy Medialnej, która skupiła w swoich rękach udziały w środkach masowego przekazu należące do banku, Sogazu, A. Mordaszowa i energetycznego koncernu Surgutnieftiegaz, którego prezes, Władimir Bogdanow, również należy do udziałowców Rossiji i zaufanych Putina. Wśród jej aktywów są prawie stuletni dziennik "Izwiestia" oraz 25 proc. akcji telewizyjnego Pierwszego Kanału i sieci CTC Media Inc.

Putin symbolicznie nagrodził lojalność banku, oficjalnie otwierając w nim prywatne konto dzień po ogłoszeniu sankcji. Jak donosi "Kommiersant", prezydent planuje również skierować do Rossiji całość hurtowych rozliczeń na rynku energii. Dałoby jej to roczne zyski z tytułu samych opłat w wysokości ponad 110 mln dolarów. Dotychczas tą sferą finansów zajmował się Alfa Bank. Informacje te jeszcze nie zostały potwierdzone.

Na razie Rossija musi borykać się z odcięciem usług przez Visę i MasterCard. Zapowiadane jest stworzenie przez bank własnego systemu kart kredytowych. Biorąc pod uwagę, że np. holding JPMorgan Chase&Co. zdążył anulować opiewającą na ok. 5 000 dol. transakcję z nieobjętą sankcjami rosyjską firmą, takie problemy mogą stać się wkrótce udziałem innych tuzów tamtejszej finansjery. Zachodni kontrahenci pod wpływem ukraińskiego kryzysu nagle zaczęli obawiać się ryzyka związanego z inwestowaniem na tamtejszym rynku. Dlatego może zabraknąć chętnych do uiszczenia wielomiliardowych sum – takich, jakie w ramach ugody z amerykańskimi służbami skarbowymi musiały zapłacić w 2012 r. oskarżane o łamanie sankcji wobec Kuby i Iranu grupa ING i HSBC.

Kordian Kuczma
Autor jest doktorantem nauk o polityce Instytutu Studiów Politycznych PAN/Collegium Civitas

źródło: "Gazeta Finansowa"

Oceń ten artykuł: