NewConnect jak zawsze wymyka się łatwym ocenom
[28.01.2013] Z jednej strony 2012 był dobrym rokiem, bo NC święcił triumfy w całej Europie pod względem liczby debiutów, z drugiej jednak nie przeradzało się to w ich jakość z perspektywy inwestorów.
Inwestorzy z tego parkietu niejednokrotnie zarabiali, ale… wirtualnie. Powodem była przede wszystkim niska płynność – spieniężenie inwestycji automatycznie generowało spadki kursów i wirtualne zyski przeradzały się w realne straty. Był to jednak scenariusz optymistyczny, ponieważ wielu inwestorów nie mogło wyjść z inwestycji, bo nikt nie chciał tych akcji od nich odkupić.
Cały parkiet zanurkował o 20% w czasie kiedy szeroki WIG urósł o ponad 25%, a indeksy amerykańskie są bliskie rekordu z roku 2007. Innymi słowy NC zachował się w odwrotny sposób do wszystkich innych giełd w Polsce czy poza jej granicami. Należy jednak pamiętać o perspektywie emitentów, którzy dzięki istnieniu tego rynku pozyskali duży zastrzyk gotówki. Spółki otrzymały niebagatelne kwoty, których nie byłyby w stanie pozyskać z żadnego innego źródła.
Na NC często debiutowały spółki znane lokalnie, które dopiero zaczynają swoją drogę biznesową i jeżeli już dostałyby finansowanie bankowe to w niewielkiej kwocie. Dzięki debiutowi stały się szerzej znane i pozyskały niezwykle cenny kapitał, dzięki któremu mogły zadłużyć się na większe kwoty czy wyemitować obligacje. Z perspektywy spółek istnienie NC jest, więc jednoznacznie dobre.
Celowo rozróżniam te perspektywy, bo korzyści po stronie spółek są nieskorelowane z tymi po stronie inwestorów. Dajmy jednak temu rynkowi trochę czasu. Poczekajmy rok, dwa, trzy i sprawdźmy, czy spółki spełnią swoje obietnice i przyniosą zysk inwestorom.
Autor: Radosław Tadajewski, prezes Grupy Trinity S.A.
źródło: Grupy Trinity S.A.