Emocje wokół polskiego PKB

Emocje wokół polskiego PKB

[27.07.2009] Upadek banku Lehman Brothers we wrześniu 2008 r. zapoczątkował dyskusję nad skalą spowolnienia gospodarczego czekającego Polskę.

Opierając się na dostępnych danych o produkcji przemysłowej i wyprzedzających wskaźnikach koniunktury, a także na historycznych prawidłowościach dotyczących przebiegu cyklu koniunkturalnego, można szacować, że PKB Polski w II kwartale spadł o ok. 0,5 proc. r/r, a w III kwartale, licząc też w skali roku, zmniejszy się o ok. 1,0 proc.

Upadek banku Lehman Brothers we wrześniu 2008 r. zapoczątkował dyskusję nad skalą spowolnienia gospodarczego czekającego Polskę. Spowolnienia, z którym wcześniej mało kto się liczył, bo wystarczy wspomnieć, że konsensus prognoz wzrostu PKB na 2009 r. przekraczał w połowie ubiegłego roku 5 proc. Tylko nieliczne instytucje, opierając się modzie na ignorowanie cykli koniunkturalnych, prognozowały spadek tempa wzrostu gospodarczego. Z dzisiejszego punktu widzenia i te prognozy wydają się nad wyraz optymistyczne: najwięksi pesymiści rok temu oczekiwali spadku dynamiki PKB w okolice 3,5-4,0 proc.

Następne miesiące były okresem, w którym coraz gorsze wyniki naszej gospodarki wydawały się wyprzedzać prognozy analityków. Dotyczyło to zwłaszcza eksportu i produkcji przemysłowej, które w pierwszej kolejności ucierpiały z powodu załamania sytuacji gospodarczej w Europie Zachodniej.

W ostatnim czasie różnica między rynkowym konsensusem, a publikowanymi danymi zmniejszyła się. Równocześnie znacząco wzrosła rozpiętość prognoz. Można to interpretować w ten sposób, że choć średnio analitycy trafnie oceniają stan gospodarki, to wśród nich nie brakuje nadmiernych optymistów, jak i przesadnych pesymistów. Ta ostatnia grupa zyskała oparcie w tradycyjnie spóźnionych słabych prognozach instytucji międzynarodowych. Upierały się one przy kilkuprocentowym tempie wzrostu PKB w 2009 r., gdy zagraniczne banki inwestycyjne wieszczyły już w Polsce recesję. Teraz, gdy te same banki inwestycyjne rewidują swoje prognozy w górę, instytucje międzynarodowe przejmują ich optykę sprzed pół roku.

W sytuacji, gdy oceny sytuacji gospodarczej polaryzują się, zachowanie balansu w formułowaniu prognoz nie jest łatwym zadaniem. Wątpliwości dodatkowo potęgują pytania o jakość i spójność danych makroekonomicznych, które są już znane. Trudno rzetelnie przewidywać, jaki będzie III czy IV kwartał, jeśli w połowie roku tak naprawdę nie wiadomo, jak wyglądał I kwartał. Opublikowane z końcem maja dane GUS o PKB są wyjątkowo niejednoznaczne i sprawiają niemałe trudności w interpretacji. Wprawdzie tempo wzrostu gospodarczego w ujęciu rocznym wyniosło 0,8 proc., a więc poniżej oczekiwań analityków, którzy spodziewali się 1,0 proc., ale jego struktura była o wiele bardziej korzystna niż przewidywano.

Mimo załamania akcji kredytowej dla przedsiębiorstw i słabych wyników badań koniunktury, utrzymał się wzrost inwestycji (o skromne, ale biorąc pod uwagę sytuację w innych krajach UE – znaczące, 1,2 proc.). Powoli hamowała również konsumpcja, której dynamika obniżyła się do 3,3 proc. wobec ponad 5 proc. w 2008 r. Bardzo dobry wynik odnotował eksport netto, który wniósł niemal 2-proc. wkład do wzrostu PKB. Choć to głównie zasługa statystyki, bo zarówno eksport, jak i import spadają, ale import szybciej, zmniejsza się deficyt na rachunku obrotów bieżących naszego kraju, co jest pozytywnym sygnałem dla inwestorów zagranicznych.

Jeszcze większe powody do optymizmu mogłaby dawać informacja o stopie wzrostu PKB w ujęciu kwartalnym, która według szacunków GUS osiągnęła 0,4 proc. Informacja ta była intensywnie komentowana w mediach, nawet przez niektórych członków Rady Polityki Pieniężnej. Argumentowano, że nie należy obniżać stóp, skoro gospodarka wychodzi już z kryzysu.

W istocie, skoro I kwartał był na plusie, to wydawać by się mogło, że z optymizmem można patrzeć na dalszą część roku i w następnych kwartałach roczna dynamika PKB nie powinna spaść poniżej zera. Niestety, wnioskowanie to jest obarczone pewnym metodologicznym błędem. Nie wdając się w rozważania o indeksach statystycznych, wystarczy powiedzieć, że GUS szacuje realny wzrost PKB kwartał do kwartału opierając się na cenach z 2000 r. i uwzględniając różnicę w liczbie dni roboczych.

W ujęciu rok do roku przyjmuje natomiast ceny z roku poprzedniego i nie dokonuje korekty o liczbę dni roboczych. Żadna z tych metod nie jest błędna, ale rezultaty ich stosowania nie są ze sobą porównywalne. Gdyby zsumować kwartalne dynamiki PKB za ostatnie cztery kwartały, uzyskalibyśmy imponujący wynik 1,9 proc. (różnica sięga ponad 1 pkt. proc.!). Dokładnie tyle, ile kilka dni później podał Eurostat, którego obliczenia bazują na cenach z 2000 r. i uwzględniają różnicę w liczbie dni roboczych.

Nadzieje na powtórzenie dodatniej rocznej dynamiki PKB w następnych kwartałach są więc nieco na wyrost. Opierając się na dostępnych danych o produkcji przemysłowej i wyprzedzających wskaźnikach koniunktury, a także na historycznych prawidłowościach dotyczących przebiegu cyklu koniunkturalnego, można szacować, że PKB w II kwartale spadł o ok. 0,5 proc. r/r, a w III kwartale obniży się o ok. 1,0 proc. r/r. Ostatni kwartał roku powinien zamknąć się zerowym lub lekko dodatnim wzrostem. Wzrost PKB w całym 2009 r. może być więc zbliżony do 0 proc.

Powyższy scenariusz tylko z pozoru może wydawać się pesymistyczny. Po pierwsze, spadek rocznej dynamiki nie musi oznaczać pogłębienia spowolnienia gospodarczego, z czysto arytmetycznych powodów. Roczna dynamika niesie za sobą "historię" czterech ostatnich kwartałów. Gdyby pokusić się o oszacowanie kwartalnej dynamiki PKB "kompatybilnej" z roczną dynamiką, sięgnęłaby ona w I kwartale od -0,5 do -1,0 proc. Ten słaby wynik będzie ciążył na rocznym tempie wzrostu PKB do końca tego roku, nawet jeśli w III i IV kwartale tzw. momentum gospodarki ulegnie poprawie.

Dlaczego więc poświęcać tyle miejsca tej danej? Odpowiedź brzmi: bo to roczna dynamika PKB jest (jak na razie) daną, zajmującą pierwsze (jak widać, nie zawsze zasłużone miejsce) w serwisach informacyjnych i oddziałującą w ten sposób na rynek. Nie we wszystkich gospodarkach jest stosowany taki standard. Przykładowo, w strefie euro czy Szwajcarii eksponuje się raczej kwartalne dynamiki, a w USA – annualizowane.

Po drugie, nawet jeśli roczne tempo wzrostu PKB w II i III kwartale będzie ujemne, to najprawdopodobniej będzie to i tak jeden z najlepszych wyników (jeśli nie najlepszy) w Unii Europejskiej. Nie sposób nie wspomnieć tu o Słowacji, która według prognozy Komisji Europejskiej z końca 2008 r. miała być liderem wzrostu w całej UE. Zawdzięczać miała to przyjęciu euro, chroniącemu przed zawirowaniami na rynkach finansowych w ostatnich miesiącach. Parasol ten nie osłonił jednak Słowacji przed recesją – oparta na eksporcie gospodarka stała się o wiele mniej konkurencyjna wobec państw sąsiednich (w tym Polski), których waluty uległy znacznej deprecjacji względem euro. PKB Słowacji zanotowało w I kw. spadek o 5,6 proc. r/r, przekreślając szanse tego kraju na miejsce w unijnej czołówce.

Pozycję Polski na tle pozostałych państw UE prawdopodobnie poprawi też Eurostat, publikując szacunki wzrostu PKB swoją własną metodą (oczywiście, będzie to czysto statystyczny efekt). Gdyby utrzymała się różnica z I kwartału, dynamika PKB liczone przez Eurostat mogłaby okazać się dodatnia we wszystkich kwartałach 2009 r. Pod warunkiem, że GUS nie dokona znaczącej rewizji dotychczas opublikowanych danych, na których później w swoich szacunkach opiera się europejskie biuro statystyczne. O tym przekonamy się dopiero pod koniec sierpnia, wraz z publikacją danych o rachunkach narodowych za pierwsze półrocze. Wtedy też okaże się, gdzie znajdował się faktyczny balans, jeśli chodzi o prognozy wzrostu gospodarczego w II kwartale.

Radosław Cholewiński

Główny ekonomista Noble Bank

Treści dostarcza portal InwestycjeAlternatywne.Pl

Oceń ten artykuł: