Nie odkładajmy debaty publicznej, bo może być za późno
[20.05.2009] Bismarck mówił, że tylko głupcy uczą się na własnych błędach, postulując unikanie błędów innych.
My charakteryzując nasze postawy, mówimy, że "mądry Polak po szkodzie". Jednak, gdy chodzi o politykę gospodarczą, to po sprzedaży naszych przedsiębiorstw i banków zagranicznym inwestorom strategicznym wydaje się że nie uczymy się nawet na własnych błędach. Na świecie trwa dyskusja na temat pandemii i ewentualnej konieczności złożenia zamówień na szczepionki w czołowych koncernach farmaceutycznych, takich jak Sanofi-Avensis, Novartis czy też GlaxoSmithKline.
"BusinessWeek" przypomina, że o ile w roku 2004 globalny rynek szczepionek wynosił zaledwie 8 mld USD, to po decyzji Kongresu w 2005 r., o przeznaczeniu 7,1 mld USD na przeciwdziałanie "ptasiej grypie", powstały moce produkcyjne, które mogłyby wyprodukować dodatkowo szczepionki chroniące przed wirusem "świńskiej grypy".
Podaż pieniądza
Gdy patrzymy na praktykowane sposoby zwalczania kryzysu to zauważamy, że pod względem monetarnym wchodzą one w nową fazę. Na dzień 22 kwietnia okazało się, że bilans Fed-u uległ podwojeniu do poziomu 2,2 bln USD. W sytuacji braku "kryzysu kredytowego" prowadziłoby to do podwojenia podaży pieniądza, która jest na poziomie 8,4 bln USD. O skali determinacji akcji antykryzysowej mimo poważnego zagrożenia inflacyjnego świadczy fakt, że zobowiązania do wykupu różnych typów obligacji podwoją bilans Fed-u do poziomu 4 bln USD. W świetle aktualnej decyzji EBC o rozpoczęciu skupowania obligacji na kwotę 60 mld euro, widać, że strefa euro zaczyna powielać politykę dolara i funta.
Debata odłożona?
Obecnie mamy okres wyborów do Parlamentu Europejskiego, a szczegóły programu zostaną ogłoszone po posiedzeniu (ECB) 4 czerwca. W Polsce w okresie najbliższych trzech tygodni dotychczasowa polityka informacyjna będzie kontynuowana. I to mimo informacji nadchodzących z Unii Europejskiej dotyczących zmian kluczowych polityk, wdrożenia względem Polski procedury nadmiernego deficytu, ogłoszenia KE, że deficyt finansów publicznych w Polsce już w 2008 r. przekroczył kryteria z Maastricht, bo wyniósł 3,9 proc. PKB, zakładanego jego przyspieszenia do poziomu 6,6 proc. w roku 2009 i 7,3 proc. w 2010 r. i mimo ogłoszenia że PKB w tym roku spadnie o 1,4 proc.
Niezauważone raporty
Dlatego należy oczekiwać, że dotychczasowe tezy na temat tego, że należy wejść do euro, że sytuacja w Polsce jest bardzo dobra, a właściwie nadzwyczajna w porównaniu z innymi krajami, i kryzys nas słabo dotyka, będą podtrzymywane, gdyż wynikają z aktywności wyborczej i nałożenia się sytuacji gospodarczej na polityczne wybory. A w Polsce, ale także w Europie, nikt nie będzie starał się zaostrzać powstałej sytuacji. Przejdą niezauważone kolejne raporty dotyczące spadku dochodów budżetowych, z których jasno wynika, że dochody do maja są na poziomie niższym od ubiegłorocznych.
Zabraknie 50 mld zł
A więc jeśli trend się nie odwróci, lub co gorsza nie pogłębi, to powstaje "dziura dochodowa" na poziomie 50 mld zł w ujęciu rocznym i to tylko w części budżetowej. Jeśli dodamy do aktualnego deficytu z pierwszych czterech miesięcy ten, który był wygenerowany w pozostałych miesiącach 2008 r., to uzyskujemy poziom 40 mld zł, a więc dokładnie tyle, ile publicznie prezentowałem w okresie debaty budżetowej pół roku temu.
Świat swoje, my swoje
Niemniej należy się już zastanowić nad tym jak będzie wyglądała sytuacja i jakie scenariusze będą po wyborach, kiedy to powstaną nowe władze KE, a w kraju powstanie dużo czasu do następnego testu wyborczego. Zwiększenie się natężenia procesów kryzysowych najsilniejszych od prawie osiemdziesięciu lat musi prowadzić do zaostrzenia się sytuacji społecznej, zarówno na świecie, jak i też w Europie i Polsce. Tym bardziej, że tłumaczenie o dobrej sytuacji gospodarczej, obniżanie podatków dla najzamożniejszych w sytuacji, gdy inni (np. Anglicy) je podwyższają, likwidowanie ustaw kominowych musi podgrzewać napięcia społeczne. Należy zastanowić się, w jaki sposób odpowiedzieć na te wyzwania, które stoją przed polską gospodarką i polskim społeczeństwem.
Schładzanie gospodarki
Polska już wpadła w spiralę schładzania gospodarki i to zarówno ze względu na prowadzoną błędną politykę gospodarczą w przeszłości, brak efektywnych instytucji nadzorujących funkcjonowanie gospodarki rynkowej, jak i ze względu na brak odpowiednich działań wyprzedzającychoraz utrzymywanie przez długi czas, że kryzysu w Polsce nie ma. Z tego powodu nie nastąpiło właściwe dostosowanie zarówno instytucji publicznych, producentów, jak i konsumentów do nowej sytuacji dlatego procesy kryzysowe będą przebiegały u nas głębiej i dłużej. Ta spirala polega na tym, że spadek zapotrzebowania zagranicznego przekłada się na zmniejszenie produkcji.
Likwidacja zapasów
To zmniejszenie początkowo jest głębsze, gdyż wynika z likwidacji nadmiernych zapasów. Spadek popytu i dostosowanie produkcji przekłada się następnie na zmniejszenie zatrudnienia. Oczywiście cały czas występuje też brak inwestycji, które znamionowałyby procesy wzrostowe. Zmniejszenie zatrudnienia, zmniejsza zapotrzebowanie wewnętrzne i powoduje spadek dochodów podatkowych, składek, jak i też dalsze ograniczenie produkcji, które z kolei oznacza dalsze zmniejszenie zapotrzebowania na zatrudnienie. Procesy te powodują, że spadek dochodów odbija się też bardzo negatywnie na możliwości spłacania kredytów, a w konsekwencji pogorszają sytuację bilansową banków. W tym momencie instytucje finansowe zamiast właściwego alokowania nowych projektów inwestycyjnych koncentrują się na rozwiązaniu swoich własnych problemów.
Brak nadzoru
To, co charakteryzuje obecny kryzys, to fakt, że duża część problemów, które należy rozwiązać zanim będzie można planować wejście na ścieżkę harmonijnego wzrostu, jest związana z koniecznością sanacji systemu bankowego i finansowego przez instytucje tego sektora, które nie były odpowiednio nadzorowane. Brak nadzoru doprowadził również do tego, że w sposób mało transparentny zostały sprzedane opcje walutowe, które przeniosły ryzyko walutowe na podmioty krajowe. Te podmioty, w sytuacji, gdy i tak są bardzo uzależnione od kredytowania zewnętrznego, teraz jeszcze dodatkowo będą ponosiły straty związane z koniecznością realizacji opcji, co w praktyce oznacza konieczność jeszcze bardziej bolesnego dostosowania się do zapotrzebowania kredytowego.
Będziemy ofiarą?
Jesteśmy w światowym obiegu finansowym, co oznacza, że w okresie bardzo silnego zlewarowania gospodarki światowej i obecnych procesów powracania do równowagi kapitału będzie mniejszy i dotknie zwłaszcza te kraje, które do tej pory były uzależnione od zasilania zewnętrznego. Polska jest z jedną z ofiar tego procesu. Należy się liczyć z tym, że koszt kapitału wzrośnie znacząco, niezależnie od wszelkiego typu prób stymulowania jego podaży. Napływ nowych inwestycji nawet w okresie osłabienia kryzysu będzie słabszy, a podrożenie kosztów kapitału będzie skutkowało mniejszą ilością podejmowanych projektów inwestycyjnych ze względu na trudność osiągnięcia pozytywnego NPV. Z drugiej strony z powodu globalizacji, otwarcia i sprzedaży instytucji krajowych i przedsiębiorstw inwestorom strategicznym staliśmy się silniej uzależnionymi od sytuacji światowej, niż by to wynikało z udziału handlu zagranicznego w naszym PKB.
Zbędne zapotrzebowanie
Teraz zagraniczne instytucje starają się ograniczać swoją produkcję. Będą one nie tylko zmniejszały ilość zatrudnienia, ale też będą likwidować zakłady pracy. Istnieje zatem niebezpieczeństwo, że zapotrzebowanie, które było produkowane w Polsce, teraz w ramach racjonalizacji może stać się zbędne. Niemniej to, co jest kluczowe dla polskiej gospodarki, to odpowiednia polityka względem tych podmiotów, które po redukcji zapasów będą starały się dostosować zapotrzebowanie produkcyjne do nowych, niższych poziomów. Chodzi o to, by globalne zakłady produkcyjne, które działają u nas, a które zredukowały już swoje zapasy, nie zaprzestawały produkcji, a wręcz by ona wzrastała w tych zakładach, które są najbardziej efektywne i najtańsze, a polskie do takowych należą.
Uczmy się od innych
Należy starać się, aby pod wpływem czynników pozaekonomicznych moce produkcyjne nie były likwidowane w Polsce. To, co musi niepokoić to bierna postawa naszego rządu zarówno na przykładzie przemysłu hutniczego jak i samochodowego. Jak podaje "Financial Times" z dnia 5 maja obecne plany utworzenia giganta samochodowego na bazie Fiata, GM i Chryslera opierają się na planach redukcji zbędnych mocy produkcyjnych i znalezieniu światowej synergii. Z tego powodu budzą największe opory w Niemczech i szef Fiata Sergio Marchionne prowadzi intensywne konsultacje z władzami różnych krajów. W efekcie już obiecał, że nie zlikwiduje żadnego zakładu w Niemczech i że redukcje zatrudnienia dotkną również fabryk włoskich.
Jesteśmy efektywni
O tym, że restrukturyzacja może odbyć się kosztem południa Europy – Hiszpanii, Portugalii i Włoch pisał już "BusinessWeek" 12 stycznia. Argumentując, że państwa, które posiadają inwestorów strategicznych w swoich kluczowych przedsiębiorstwach i które nie wykonują presji politycznej na nich, doprowadzą do tego, że światowe koncerny właśnie w tych krajach doprowadzą do zamykania zakładów i zwolnień na masową skalę. W tym samym okresie, jak twierdził "Financial Times", najefektywniejsze zakłady samochodowe to te zlokalizowane w Polsce, w których płace są również najniższe, a mimo tego wisi nad nimi groźba likwidacji miejsc pracy np nad fabryką silników Ispol w Tychach, a nie nad droższymi wytwórniami w Bochum i Antwerpii. Gdyż u nas panuje totalna wiara w "niewidzialną rękę rynku" mimo widzialnych efektów jej działania.
Potrzebny pakiet
Wpadanie w spiralę schładzania gospodarki doprowadzi do tego, że te bardzo zlewarowane instytucje produkcyjne nie będą miały odpowiednich kwot na finansowanie gospodarki, będą upadać. Kryzys będą również przechodzili indywidualni kredytobiorcy. Spadek dochodów odbija się też bardzo negatywnie na możliwości spłacania kredytów, a w konsekwencji pogorszy się sytuacja bilansową banków. Dlatego kluczowe jest przygotowanie antykryzysowego pakietu który z jednej strony nie będzie ograniczał znacząco spadku zapotrzebowania produkcyjnego, a z drugiej strony będzie sanująco oddziaływał na system finansowy.
Podatnik zapłaci
Segmentem najbardziej zainfekowanym, który musi ulec największym procesom sanacyjnym jest sektor finansowy. I należy uznać zgodnie z teorią "naturalnej równowagi" (Natural Equilibrium School), że dopóki nie nastąpi wysanowanie procesów instytucjonalnych to nie będzie powrotu na zrównoważoną ścieżkę wzrostu. Obecnie ze względu na skalę nierównowagi gospodarka jest w bolesnym procesie realokacji, który wprawdzie doprowadzi do powrotu na ścieżkę wzrostu, ale to od polityki gospodarczo-instytucjonalnej zależy, kiedy to nastąpi. Dążenie do wysanowania sektora finansowego jest bardzo trudnym zadaniem. Jedno jest pewne – beneficjentem ewentualnych transferów nie będzie podatnik polski.
Potrzeba ozdrowienia
Dlatego odpowiednio wczesne wdrożenie schematów sanacyjnych podobnych do propozycji Jeremy’ego Bulowa z Uniwersytetu Stanforda i Paula Klemperera z Uniwersytetu w Oksfordzie pozwoli uniknąć chaosu i przywróci poczucie odpowiedzialności w tym kluczowym segmencie aktywności gospodarczej. Aby szybciej sektor ten miał pozytywny wpływ na gospodarkę, polityka powinna dążyć do tego, aby był on poddany procesowi samoczyszczenia na koszt akcjonariuszy. Po to, jak to uznają Akerlof i Schiller, by być w stanie martwić się nie tylko o to, by samemu funkcjonować i mieć odpowiednie środki na zbilansowanie swoich zobowiązań, ale też aby być tym instrumentem, który przekazuje środki klientów, którzy oszczędzają, tym którzy mają najlepsze pomysły gospodarcze, o najwyższych stopach zwrotu.
Porządkowanie
Szacując długość kryzysu, należy się zgodzić z Wolfgangem Munchau z "Financial Times’a", że przecież uporządkowanie systemu finansowego Japonii trwało dziesięciolecie, "[p]odczas gdy Japonia miała swój kryzys gdy reszta świata przeżywała boom. Europa nie ma tego szczęścia. Nie widzę nic w naszej sytuacji i adekwatnej reakcji, co by mnie przekonało, że to zajmie mniej niż dekadę na uporządkowanie tego". Polski nie stać na stratę dekady na uporządkowywanie systemu finansowego, który ma zainfekowane centrale za granicą.
Kto pokryje zobowiązania?
Jednocześnie przestrogą powinien być przykład Islandii, która mając niewiele ponad 300 tys. mieszkańców już przyjęła wielomiliardową pomoc MFW i przejmując upadające banki przejęła zobowiązania w wysokości 80 mld USD, a więc zadłużyła każdego obywatela na skalę niewyobrażalną, bo prawie pół miliona dolarów, grzebiąc szanse rozwojowe na długie lata, jednocześnie stykając się z protestami tych, którzy już teraz protestują przeciwko regulowaniu swoich własnych zobowiązań.
Powyższy tekst stanowi wyraz osobistych opinii i poglądów autora i nie odzwierciedla stanowiska instytucji, z którą jest związany zawodowo
dr Cezary Mech
Autor jest byłym prezesem UNFE i podsekretarzem stanu w Ministerstwie Finansów
Więcej na ten temat w "Gazecie Finansowej".
źródło: "Gazeta Finansowa"