A Chińczycy robią swoje…
[19.06.2009] Największa recesja od czasu zapaści z przełomu lat 20tych i 30tych XX wieku nadal brutalnie rozprawia się z gospodarkami wielu państw. W Europie i Ameryce Północnej martwi narastające w błyskawicznym tempie zadłużenie rządowe, podczas gdy sektor prywatny dopiero rozpoczął lizanie ran. W tym samym czasie, na Dalekim Wschodzie, "Chiński tygrys" ma się nadzwyczaj dobrze.
Powoli jednak wyrastają mu na horyzoncie inne zmartwienia. Można powiedzieć, że im szybciej biegnie, tym bardziej tępe ma pazury. Oznacza to, że gospodarka ta już wkrótce może się przegrzać. Czy obawy te są słuszne?
Temat nie jest nowy, ponieważ w sytuacji, gdy gospodarki dojrzałe, takie jak Stany Zjednoczone, Niemcy, czy Japonia na początku XXI stulecia z trudem generowały jakikolwiek wzrosty, Chiny osiągały je w dwucyfrowym tempie. Podobne dysproporcje, lecz na zdecydowanie niższym poziomie mają miejsce obecnie. PKB Amerykanów skurczył się w I kwartale 2009 o 5,7 proc., Chiny w tym samym czasie rosły w tempie 6,1 proc. Jednak, gdy w Stanach na horyzoncie pojawiają się kolejne problemy, gdzie widmo inflacji jest zaledwie czubkiem góry lodowej, Chińczycy jeszcze "dorzucają do pieca".
Inwestycje w aktywa trwałe w Państwie Środka przyrastały w maju w tempie 38,7 proc. r/r, co jest porównywalne ze szczytem prosperity w latach 2003-2004. Jeszcze w kwietniu było to 33,9 proc. r/r. Produkcja przemysłowa przyrosła w tym samym miesiącu o niemal 1 punkt procentowy bardziej niż oczekiwania rynkowe i wyniosła 8,9 proc. r/r wobec 7,3 proc. r/r miesiąc wcześniej. Dynamika sprzedaży detalicznej nie odstępuje kroku i przyrosła o 15,2 proc. r/r. Zwieńczeniem tej imponującej serii danych jest lepsza dynamika akcji kredytowej, która wyniosła w maju 30,6 proc. r/r, a co w ujęciu nominalnym dało ok. 665 mld juanów (renminbi) kredytów więcej.
Jest dobre uzasadnienie tej euforii. Nawet pomimo faktu, że eksport tak mocno utożsamiany dotychczas z kondycją Państwa Środka, kuleje (w maju roczna jego dynamika wyniosła -26,6 proc.). Wszystko sprowadza się do centrali rządowej, która w trudnej sytuacji wrzuca pieniądz do gospodarki, by ta nabrała rozpędu – na zasadzie działania koła zamachowego.
Fundusze zasilające fiskalne wsparcie są ogromne – 4 bln juanów to ekwiwalent ok. 585 mld USD. Co najistotniejsze, inwestycje bazujące na tych środkach ruszyły niedługo po ogłoszeniu planu. Dlatego duże mosty, elektrownie itp. otwierane są w Chinach średnio co tydzień. Inwestycje w kolejnictwie wzrosły o ponad 100 proc. względem poprzedniego roku! Jak jednak wspomniane koło zamachowe działa w tej fazie walki z kryzysem?
Władze gwarantują kredyty, które banki udzielają pod projekty infrastrukturalne. Dzięki temu średnio 25 proc. należności kredytowych banków jest bezpieczna. Kredyty zatem są rozdawane śmiało również w innych segmentach: od małych firm po konsumentów. Od początku roku sektor bankowy średnio co miesiąc udzielał 1,5 bln juanów pożyczek. Tak duża ilość pieniądza krążącego w gospodarce niemal z definicji nakręca koniunkturę do granic możliwości. I tu pojawia się kwestia wyznaczenia tych granic.
Wrzucając pieniądz w gospodarkę poprzez tzw. ekspansywną politykę fiskalną i monetarną (od października 2008 stopy obniżono o 556 punktów bazowych) naturalne są obawy względem inflacji. Te nie są jednak oficjalnie aż tak poważne. Głównie ze względu na fakt, że w maju panowała jeszcze deflacja. Oficjalny wskaźnik inflacji w sferze konsumenta CPI odznaczył się dynamiką -1,4 proc. r/r. Trzeba być jednak już na tym etapie ostrożnym w analizach. Deflacja obecnie wynika w dużej mierze ze sporego udziału cen żywności w modelowym koszyku CPI (najpopularniejszy wskaźnik inflacji).
Wysoka jest też zmienność cen żywności, a w ostatnich miesiącach wpłynęły na nią jeszcze dodatkowe impulsy wynikające z mocno taniejących surowców rolnych pod koniec 2008 roku. Jednak już w I kwartale 2009 r., wzrosły one dynamicznie. Na szczególną uwagę w tym względzie zasługuje soja (+28 proc. od początku roku). Inflacja zatem może szybko powrócić, a dodatkową presję wytworzą konsumenci, którzy pieniędzy w portfelach mają coraz więcej (jako wynik wspomnianej akcji kredytowej). Na początku lat 90tych sytuacja była podobna. Inwestycje i kredyty wzrastały w tempie niemal 40 proc. i w wyniku tego inflacja w połowie ówczesnej dekady sięgnęła 30 proc.
Tym razem jednak takie zagrożenie nie jest jednoznaczne – "Chiny wtedy" i "Chiny teraz" rozdziela przepaść. Niemniej niektóre mechanizmy ekonomii pozostawione same sobie mogą wywołać sporo zamieszania. Nie bez znaczenia jest również kwestia tzw. ukrytej inflacji, która doprowadza do nieuzasadnionych wzrostów cen aktywów (akcji i domów na przykład). Oficjalnie wskaźnik CPI nie wrasta tak szybko, ale są symptomy świadczące, że nadmuchiwany już jest tzw. bąbel spekulacyjny. Trudno jednak z należytą precyzją szacować, co będzie dalej, jeżeli mamy do czynienia w gruncie rzeczy z centralnym sterowaniem gospodarką.
Podręcznikowe teorie, a nawet te jeszcze bardziej bliższe rzeczywistości gospodarczej, mogą się nie sprawdzić. Oczywiście mechanizmy rynkowe w Chinach funkcjonują, lecz i tak "najlepsze karty przy stole" ma rząd. Pojawiły się głosy świadczące o kierowaniu uwagi członków Partii na dużą dynamikę kredytu – można oczekiwać zatem działań mających studzić zapędy niektórych banków do rozdawania pożyczek na lewo i prawo. Przykład, co się dzieje, gdy nie ma nad tym należytej kontroli, dali przecież niedawno Amerykanie. Z drugiej strony bardzo silna jest pokusa doprowadzenia dynamiki wzrostu gospodarczego do poziomów sprzed kryzysu, zatem do okolic 10 proc.
To może być w obecnych warunkach zbyt ryzykowne. W I kwartale PKB Państwa Środka wzrastało najwolniej od wielu lat (6,1 proc.). Dobicie do 10 proc. w tak krótkim czasie jest po prostu niebezpieczne. Już teraz, biorąc pod uwagę skalę ekspansji przez pryzmat produkcji przemysłowej i konsumpcji, można oczekiwać, że PKB w II kwartale osiągnie nawet 9,0 – 9,5 proc. Oczywiście dotyczy to tzw. annualizowanej dynamiki w II kwartale, czyli wartości przy założeniu , że II kwartał "rozszerzymy" na cały rok. Na koniec roku, z przyczyn, o których powiem za chwilę, będzie już można oczekiwać 8,5 – 9,0 proc.
Rozsądne jest jednak założenie, że obawy o przegrzanie gospodarki będą wyraźne i same banki zauważą, że pora zawiązać worek z kredytami, ponieważ limit fiskalnego wsparcia, zachęcającego do ich udzielania jest ustalony (wspomniane 4 bln juanów). Warto podkreślić, że nie ma też sygnałów, by został on podwyższony w najbliższych miesiącach. Można zatem oczekiwać, że w III i IV kwartale br. dynamika inwestycji wyraźnie przyhamuje i może sięgnąć "jedynie" 10 proc. r/r. W efekcie, na koniec roku dynamika PKB może wynieść 8,5 – 9,0 proc. Bieżący rok, jeśli nie nastąpi katastrofa gospodarcza można uznać niejako za zamknięty pod względem prognoz. Warto zatem skupić się na latach kolejnych.
Łatwo można sądzić, że w 2010, gdy najprawdopodobniej cały świat będzie trwał już w fazie ożywienia, Chińczycy nie zejdą poniżej poziomu z roku poprzedniego. Należy jednak być ostrożnym w tych szacunkach. Nie jest zagwarantowane, że gospodarki Stanów i strefy euro zaczną dynamicznie wzrastać. Problem z ogromnym zadłużeniem fiskalnym i ryzykowna polityka monetarna skłania ku tezom, że wzrost PKB w tych obszarach będzie raczej anemiczny. Dlatego też Chiny będą mogły być zmuszone do stawienia czoła najtrudniejszemu testowi – testowi samodzielności.
Powszechne staje się przywracanie teorii o decouplingu gospodarek wschodzących, czyli uniezależnianiu się ich wyników od kondycji amerykańskiej gospodarki. Może to jednak nastąpić, gdy rynek wewnętrzny jest wystarczająco silny. Oficjalnie nadal 40 proc. PKB Chin determinuje eksport (efekt netto ok. 10 proc.).
Jeżeli świat nie powróci szybko do minionej dynamiki wzrostu, wyniki eksportu trzeba będzie zastąpić czymś innym. Inwestycje, które warunkują również 40 proc. PKB nie będą już tak dynamicznie przyrastać jak obecnie. Względem wydatków rządowych niewiele więcej można się spodziewać, dlatego wszystko sprowadza się do ostatniego komponentu PKB – konsumpcji.
Rząd, w ramach pakietu fiskalnego wyraźnie rozpoczął działania mające na celu zwiększenie konsumpcji, wdrażając programy reform w zakresie opieki zdrowotnej i innych zabiegów z zakresu polityki socjalnej. Jeżeli przeciętny obywatel Chin nie będzie intensywnie oszczędzał, bo na przykład zwykły zabieg ortopedyczny będzie pokrywany z ubezpieczenia, kwoty trzymane dotychczas w skarpecie przeznaczy na zakupy. Koszty poprawy warunków życia 1,5 mld mieszkańców są niemałe, ale potencjał ekonomiczny tych mas jest zdecydowanie większy.
Nawet jeżeli będzie realizowany optymistyczny scenariusz, nie ma co liczyć na konkretny moment (odczyt któregoś wskaźnika), w którym radośnie krzykniemy – "Chiny stoją twardo na nogach". To będzie proces, którego obraz może być zniekształcany i dopiero po wielu miesiącach ujrzymy jego ostateczne efekty. Poza niedogodnościami wynikającymi z samej natury mierzenia PKB, realne jest zagrożenie stosowania "kreatywnej statystyki" w Państwie Środka.
Już teraz w kontekście niektórych danych ekonomiści mają wątpliwości względem ich wiarygodności. Tak czy inaczej Chiny są już potężną gospodarką i z pewnością staną się jeszcze silniejsze. Do totalnej euforii podchodziłbym jednak ostrożnie, choć prawda względem "azjatyckiego tygrysa" jest taka, że nadal warto być optymistą.
Michał Poła
Analityk
New World Alternative Investments
Treści dostarcza portal InwestycjeAlternatywne.Pl