Spadki? To żaden problem
[19.03.2013] Przez wiele lat byłem utrzymywany w przekonaniu, że nie ma nic gorszego niż zajęcie pozycji na rynku kapitałowym i następnego dnia zobaczyć spadek cen.
Mało tego. Wyśmiewano moje ponowne zakupy, które okazywały się być przedwczesnymi decyzjami inwestycyjnymi. Jednak nie zważałem na to od momentu, kiedy przekonałem się, że stopa zwrotu nie jest tyle istotna, co wypłacona dywidenda.
Być może dalej żyłbym w przeświadczeniu, że zwolennicy tanich zakupów i drogich sprzedaży to są prawdziwi mistrzowie inwestowania. Być może dalej bym martwił się sytuacjami gdzie zajęcie pozycji było przedwczesne, ponieważ następnego dnia cena waloru spadała w kosmicznym tempie. Być może dalej zaciskałbym zęby, że pewnego dnia koniunktura się odwróci i pozycje za wcześnie otwarte w końcu będą charakteryzowały się satysfakcjonującą stopą zwrotu. Oczywiście, że miło jest popatrzeć na zakup akcji powiedzmy po 10 PLN i następnego dnia zobaczyć przyrost cenowy o 10-15 procent.
Niemiło się robi gdy zajmuje się pozycję po 10 PLN i następnego dnia cena spada do 9 PLN. Nie jest tajemnicą, że w takiej sytuacji wystarczyło zabezpieczać się opcją, ale przecież nie każdy jest specjalistą w handlowaniu opcjami. W mojej długiej karierze analityki nigdy nie zdarzyło mi się zaryzykować otwarcia pozycji opcyjnej. Zarówno po stronie kupna, jak i po stronie sprzedaży. Czegoś, czego nie rozumiem i nie jestem w stanie ogarnąć to się po prostu nie dotykam. I tak właśnie było w moim przypadku z opcjami. Inni zawsze wiedzieli, kiedy pozycję otworzyć i kiedy pozycję zamknąć.
Inni zawsze mieli wyjaśnienie dla popełnianych błędów. I jeszcze inni potrafili zakrzyczeć, że nie należy kupować akcji pod dywidendę, ponieważ jest ona odcinana od ceny otwarcia w dniu bez prawa do dywidendy. Ba, byli jeszcze tacy, którzy twierdzili, że gdy WZA zadecyduje o przyznaniu dywidendy to w ten sposób karze akcjonariuszy, ponieważ spółka pozbawia się środków na inwestycje. Kiedy tylko słyszałem takie "brednie" to natychmiast ripostowałem. Przecież spółka giełdowa to spółka zaufania publicznego. Jeśli potrzebuje środków na inwestycje to niech przeprowadzi nową emisję akcji.
Najlepiej z prawem poboru (forma "ukrytej" dywidendy) i akcjonariusze, którzy wierzą w rozwój spółki zapewne "pożyczą" jej środki na przeprowadzenie inwestycji. I w tym momencie "polscy licencjonowani mistrzowie świata", czyli przeciwnicy inwestowania pod dywidendę zamykali usta. A szczęki im opadały, kiedy podawałem im symbole spółek notowanych na NYSE, które inwestorów i akcjonariuszy "karzą" od 100 lub nieco mniej lat. O tych co "karzą" od 20 lat co miesiąc, co kwartał, co pół roku i co rok już nie musiałem wspominać. Nie ma sensu kopać leżącego. Szczególnie takiego, który zdaje sobie sprawę z wypowiadanej głupoty. Bo nie sztuką jest błądzić, ale sztuką jest przyznać się do popełnionego błędu.
Jednak, kiedy analizowałem stopy zwrotu akcji dywidendowych zacząłem się zastanawiać, dlaczego pomimo wypłacania dość atrakcyjnej dywidendy to stopa zwrotu jest ujemna. I nawet okres trwania inwestycji nie miał znaczenia. Jeszcze bardziej w zakłopotanie wprawiały mnie sytuacje kiedy spółka płaciła dywidendę, wskaźnik Beta sygnalizował ofensywny charakter akcji (Beta > 1) a stopa zwrotu w trakcie 12 miesięcy kształtowała się w przedziale od 20 do 30 procent poniżej zera. Zastanawiało mnie jak taki inwestor może wytrzymać takie ciśnienie. Przecież nie po to zajmował pozycje, aby z miesiąca na miesiąca stopę zwrotu oznaczać na czerwono, jako ujemną. I w końcu wyjaśniono mi, że są inwestorzy, którzy nabywają akcje aby otrzymywać stałe i atrakcyjne dywidendy (powiedzmy, że czterokrotnie wyższe od rentowności 10 letnich obligacji skarbowych rządu USA).
Takie dywidendy, żeby spływały co miesiąc albo co trzy miesiące. A cena akcji? Nie ma znaczenia bo dywidendę netto można odjąć od ceny zakupu, obniżając (lub podwyższając w przypadku wzrostu ceny akcji) ujemną stopę zwrotu. Bo przecież nawet "zdychająca kota" można pobudzić do życia. Tak samo bywa ze spadającymi cenami akcji. Mogą sobie spadać, ale ważne jest aby spółka systematycznie wypłacała jakościowo dobrą dywidendę. Bo koniunktura w końcu musi się zmienić. I tak od niedawna nie patrzę zbyt często na stopy zwrotu, ale za to patrzę na stopy dywidend. Bo na naukę nigdy nie jest za późno. I nawet drastyczne spadki cen nie są już problemem. Jedyny problem to wyszukiwanie atrakcyjnych dywidend, ale o tym innym razem. Tym razem spadki nie stanowią problemu, dopóki są spółki, które chcą dzielić się wypracowanymi zyskami.
Andrzej Filipek, analityk Beyond Investments
źródło: Beyond Investments