Czy nadszedł już czas surowców?
[14.07.2009 ]Idea inwestowania w surowce w przyjaznej dla drobnego inwestora formie pojawiła się na początku lat 70tych XX wieku. Wówczas świat ogarnął kryzys naftowy, co doprowadziło do spektakularnej wzrostowej dynamiki cen, głównie ropy naftowej. Wielu graczy w tym czasie chciało zacząć zarabiać na wzrostach, nie mając dostępu do platform wydobywczych, a w przypadku innych surowców, kopalń. Kluczem do surowcowej rewolucji na rynkach finansowych okazało się ułatwienie dostępu poprzez instrumenty pochodne.Inwestowanie w surowce popularnością dorównuje giełdom akcji, dlatego warto zarysować, na czym ta gra polega.
Nabywca tego instrumentu nawet nie zobaczy tego, co kupuje, a już tym bardziej nie musi spodziewać się dostawy na przykład 100 ton kakao pod własne drzwi.
Nowa klasa inwestycji
W latach 70tych rynki finansowe oszalały na punkcie instrumentów pochodnych, z których szczególnie wyróżniły się tzw. kontrakty opcyjnie. Opracowano wówczas model, który w zadowalającym stopniu wyceniał te skomplikowane instrumenty, zatem inwestorzy uzyskali lepszy sposób rynkowej ”komunikacji”. Model ten zresztą do dziś funkcjonuje pod nazwą Blacka – Schollesa – Mertona.
Początkowo na rynku surowców bawili się głównie specjaliści z kręgów finansowych elit, którzy jako pierwsi zaznajomili się z matematyką na poziomie inżynierii rakietowej oraz najbogatsi inwestorzy, których stać było na wynajęcie człowieka, który pojmował zasady gry na wówczas nowych rynkach. Z upływem czasu jednak dostęp do nich uzyskali również drobni ciułacze, a banki i wiele innych finansowych firm obecnie dysponuje niespotykanym wcześniej arsenałem produktów, które pozwalają przeciętnemu Kowalskiemu zarabiać na surowcach.
W ten sposób szerokie grono inwestorów uzyskało nowy sposób pomnażania swojego majątku, lecz, co najważniejsze, uzyskali instrumenty, których ceny poruszają się odmiennie niż ceny akcji czy obligacji. Dlaczego to jest tak istotne?
Złota zasada inwestowania
Tu kłania się idea umiejętnego konstruowania inwestycyjnego portfela, w myśl zasady, by nie wkładać wszystkich jajek do jednego koszyka. Zdarzają się bowiem sytuacje, w których jakaś zła informacja dotycząca na przykład finansów publicznych w danym kraju, doprowadza do ucieczki inwestorów z giełdy akcji bez względu na to, udziałowcami której konkretnej spółki są w danej chwili. Co to oznacza?
Wszystkie akcje tanieją wówczas w porównywalnym stopniu, a w tej ”niechcianej masie” znajdują się spółki zarówno oceniane negatywnie, jak i te cieszące się większą sympatią giełdowych graczy. Oczywiście zależność ta nie jest idealna, lecz uznać można, że dobra dywersyfikacja, czyli rozłożenie ryzyka inwestycyjnego w zakresie wyłącznie akcji, nie jest realna. Potrzebne są również inne instrumenty finansowe.
Ceny surowców w bardzo długich okresach poruszały się niemal w idealnym odizolowaniu od ruchów cen akcji, a jeżeli jakaś zależność się pojawiała, to była ona negatywna, co powodowało, że wzrostom cen akcji towarzyszyły spadki cen surowców i odwrotnie. Dlatego przy tym zjawisku inwestorzy kierujący się tzw. nowoczesną teorią portfelową byli wniebowzięci. W ogólnej skali zależność ta była jednak niewielka, co statystyk określi jako zerową korelację. Ta nikła zależność jest podstawowym kryterium wyizolowania z szerokiego spektrum inwestycji tych o alternatywnym charakterze.
Jeżeli uznamy, że tradycyjne rynki to akcje, obligacje lub fundusze inwestycyjne alokujące swoje aktywa w te dwa rodzaje instrumentów, to po drugiej stronie, jako alternatywne, umieszczamy m.in. surowce, waluty, fundusze typu hedge, a nawet inwestycje w sztukę. Zestaw jest jeszcze szerszy, jednak dość często pojęcie inwestycji alternatywnych, z konieczności, jest stosowane umownie, by jakoś je wyróżnić od tradycyjnych. Jest tak, ponieważ na podstawie badania względem rynków tradycyjnych, nie ma podstaw do uznania niezależności ruchów cen między nimi.
Dotyczyć to może na przykład produktu strukturyzowanego z niewielką gwarancją kapitału, który zarabia właśnie na rynku akcyjnym. W celu jednak wyróżnienia tego typu produktu określa się go jako inwestycję alternatywną. Surowce są inwestycjami alternatywnymi, bez względu, czy posługujemy się kryterium teoretycznym (przez pryzmat niskiej korelacji), czy umownym, o którym przed chwilą była mowa.Idea inwestowania w surowce w przyjaznej dla drobnego inwestora formie pojawiła się na początku lat 70tych XX wieku. Wówczas świat ogarnął kryzys naftowy, co doprowadziło do spektakularnej wzrostowej dynamiki cen, głównie ropy naftowej.
Wielu graczy w tym czasie chciało zacząć zarabiać na wzrostach, nie mając dostępu do platform wydobywczych, a w przypadku innych surowców, kopalń. Kluczem do surowcowej rewolucji na rynkach finansowych okazało się ułatwienie dostępu poprzez instrumenty pochodne. Nabywca tego instrumentu nawet nie zobaczy tego, co kupuje, a już tym bardziej nie musi spodziewać się dostawy na przykład 100 ton kakao pod własne drzwi.
Uważny obserwator zauważy jednak, że wiele ”właściwych” inwestycji alternatywnych, czyli tych z bliską zera korelacją, podczas zapaści w 2008 roku generowała straty w porównywalnym stopniu co rynki tradycyjne.
Stoi za tym wyjątkowy w dziejach okres, którego jesteśmy obecnie świadkami. Panika wywołana na rynkach w związku z zapaścią na rynku nieruchomości w Stanach Zjednoczonych sprowadzała z porównywalną siłą ceny zarówno akcji jak i surowców (oraz wielu innych instrumentów). Jest to tzw. ryzyko systematyczne, którego skala nie była nigdy wcześniej spotykana.
Najistotniejsze było jednak to, że przez pierwszą połowę 2008 roku inwestorzy wierzyli, że cena na przykład ropy jest całkowicie odizolowana od czynników, które w tym samym czasie determinowały ceny akcji. Gdy te drugie taniały, za ”czarne złoto” trzeba było płacić coraz więcej, aż do rekordowych 147 USD za baryłkę w lipcu ubiegłego roku. W drugiej połowie 2008 uczestnicy rynku jednak pojęli, że tak wysoka cena nie ma żadnych podstaw.
W tym samym czasie wielu potężnych instytucjonalnych inwestorów, w związku z negatywnym sentymentem swoich klientów, zmuszonych było do błyskawicznego uciekania z rynków, m.in. surowców. Efekt kuli śnieżnej z tego wynikający sprowadził ceny wielu z nich ponad 70 proc. niżej. Za baryłkę ropy w efekcie na początku 2009 płacono 34 USD w lutym br.
Zmienność cen na rynkach surowców rosła szczególnie wyraźnie w ostatniej dekadzie, gdy coraz częściej do gry przyłączali się najdrobniejsi i najmniej doświadczeni inwestorzy. Gdy zaczęło się ich zbierać coraz więcej, okazało się, że dysponują potężną siłą. Oczywiście nie porozumiewają się oni miedzy sobą w zakresie decyzji rynkowych. Trudno ponadto uznać ich zachowania za przewidywalne. Nie dysponują oni bowiem odpowiednim przygotowaniem do przetrwania niektórych tąpnięć na rynkach, które skutecznie mogą przyspieszyć tempo bicia serca.
W związku z tym ich euforia względem ”medialnego tematu” obejmującego w zeszłym roku na przykład ropę, w dużej mierze przyczyniła się do tego, że płacono za nią niemal 150 USD za baryłkę. Gdy ci drobni powiedzieli ”dość”, cena zaczęła się osuwać. Gdy spadki zostały zainicjowane, chęć zrealizowania zysków podjęła kolejna rzesza spekulantów, a później z rynku uciekały instytucje, którym groziło widmo bankructwa. Efekt jest już nam dziś znany.
Inwestowanie w surowce nie jest jednak grą z piekła rodem. Potwierdzą to z pewnością inwestorzy, którzy zarabiali na spadkach cen w drugiej połowie 2008 roku. Bez względu jednak na to, kto ma jakie odczucia, wydarzenia z 2008 roku traktować możemy jako bardzo cenną lekcję. Jej podstawowym przesłaniem jest to, że kwestie ryzyka i powiązanego z nim potencjalnego zysku nie są jedynie pustymi zapisami, żywcem ściągniętymi z podręczników ekonomii.
W niniejszym materiale przedstawimy obecny stan tej ciekawej klasy inwestycji i spróbujemy nakreślić czynniki, które determinować będą ceny wybranych surowców w przyszłości. W pierwszej kolejności warto jednak opisać najpopularniejszy surowiec na świecie.
Treści dostarcza portal InwestycjeAlternatywne.Pl
Wprowadził: Arkadiusz Stachowiak