Gra pod hiperinflację

Gra pod hiperinflację

[14.05.2009] Fed i wiele innych banków centralnych wdraża niestandardowe metody walki z kryzysem gospodarczym. Opierają się one na intensywnym zwiększaniu podaży pieniądza, która przynajmniej w teorii istotnie podwyższa ryzyko hiperinflacji. Każdy inwestor powinien rozważyć taki scenariusz wydarzeń.

Czym jest hiperinflacja?

W zasadzie to po prostu bardzo wysoka inflacja, czyli dynamika cen dóbr konsumpcyjnych w gospodarce lub sytuacja w której daną ilość dóbr i usług w gospodarce "ściga" znacznie większa ilość pieniądza. Tempo zmian cen w skali roku poniżej 10% uznaje się po prostu za inflację. Powyżej tego pułapu mówi się o inflacji galopującej, a powyżej 40-50% to już właśnie hiperinflacja. Faza galopująca to jakby czarna dziura, czyli astronomiczny twór, który ze zwiększoną siłą wciąga wszystko wokół i dosłownie się tym karmi, by proces postępował. Gdy tak się dzieje, siła tego wciągania również rośnie i spirala trwa. W przypadku inflacji bardzo szybko galopująca inflacja, pozostawiona sama sobie, przeistacza się w hiperinflację.

Tak było w latach 20tych XX wieku w Republice Weimarskiej oraz bliżej naszych czasów – Zimbabwe, gdzie stopa inflacji osiągała miliony procent rocznie. Na chwilę obecną obawy o trudną do opanowania inflację dotyczą głównie USA. Tam skala "druku pieniądza" poprzez Quantitative Easing jest olbrzymia (baza monetarna osiągnęła ponad 1,7 bln dolarów, o 1 bln więcej niż przed kryzysem). Poprzez działanie tzw. mnożnika kreacji pieniądza, czyli sytuacji, w której banki bazę monetarną zamieniają w kredyt, ilość pieniądza w gospodarce gwałtownie rośnie. Fed robi to celowo, ponieważ w sytuacji stóp procentowych na maksymalnie niskim poziomie 0 % mogą robić jedynie to, by nie dopuścić do deflacji.

Kryzys w horyzoncie kilku miesięcy w tym kształcie może się skończyć ("w tym kształcie" ponieważ nowe problemy mogą przedłużyć recesję) i może się okazać, że podaż pieniądza jest zbyt duża, a Fed nie zdoła usuwać tej nadwyżki w zadowalającym tempie. To tak, jakby zechcieć ustami napompować dętkę rowerową. Upuszczanie powietrza (zwiększanie podaży pieniądza) jest bardzo łatwe. W drugą stronę trzeba się nieźle nasilić. Może nawet jest to ponad siły w krótkim czasie?

Jak rozpoznać nadchodzące problemy?

  1. Surowce zaczną rosnąć bez wyraźnych powodów. A ceny zazwyczaj (poza złotem) bazują w przeważającej mierze na fundamentach danego rynku. Złoto jest traktowane jako naturalne zabezpieczenie przeciw inflacji. Gdy obawy o nią rosną, złoto drożeje. Jednak złoto jest i tak traktowane często jako zamiennik papierowych walut, dlatego stwierdzenie, że dzieje się coś "wyjątkowo nienormalnego" jest w oparciu o ceny tego surowca bardzo trudne. Jednak, jeżeli zaczną rosnąć ceny palladu (traktowany jako i szlachetny i przemysłowy metal), miedzi, czy aluminium, a na przykład sytuacja dotycząca relacji popytu i podaży będzie przemawiała za spadkami cen, może to być silny sygnał, że ktoś na rynku zabezpiecza się przed inflacją. Podobnie można traktować ropę naftową, choć tu jest podobnie jak ze złotem. Coraz częściej ropa naftowa utożsamiana jest z aktywem finansowym a nie surowcem. Dlaczego tak się dzieje? Inflacja to tak naprawdę utrata wartości papierowej waluty. Mogą to być oczywiście też monety. Wspólną cechą jest to, że ludzie dosłownie umawiają się, że papierowy pieniądz ma jakąś wartość. Gdy Fed zaczyna drukować zbyt dużo pieniądza, wartość jego spada. Wówczas jako środek wymiany o większej wiarygodności traktuje się złoto, srebro, platynę, a nawet miedź (pierwsze monety bito właśnie z miedzi, dlatego to nie jest aż taka abstrakcja). Chodzi bardziej o namacalne aktywa, a nie potencjalnie bezwartościowe papierki. W Afryce sama żywność może być walutą, a w trakcie kryzysu rosyjskiego w 1998 walutą była wódka. Chodzi o zaufanie do pieniądza, bez względu czym ten tak naprawdę jest. Należy jednak uważnie oddzielić chęć do korzystania ze złota czy miedzi jako waluty, a spekulacją względem inflacji. W praktyce obrót miedzią, choć jak wcześniej wspomniano było praktykowane, nie jest rozsądnym rozwiązaniem. Dlatego zainteresowanie nią to bardziej wyraz czystego hedgingu inflacji w postaci transakcji na instrumentach pochodnych (wirtualny obrót surowcem).
  2. Dług USA zacznie niepokojąco silnie wzrastać. Sprawa dotyczy szczególnie relacji długu względem PKB. Z racji bardzo agresywnej polityki wspierania gospodarki przez Baracka Obamę, rośnie deficyt budżetowy. By go pokryć kraj musi zaciągać dodatkowy dług. Biorąc pod uwagę, że w tym samym czasie spada PKB, wskaźnik dług-do-PKB wyraźnie rośnie. Obecnie oscyluje on w okolicach 80 %. Przyjmuje się, że 150 % i więcej to bardzo duże ryzyko bankructwa kraju. Nie ma tu jednak zasady, bo Japonia wskaźnik ten ma na poziomie 170-180 % od wielu lat, a jej bankructwo nie nastąpiło. Jeżeli jednak na przykład 150 % w USA zostanie osiągnięte w kilka miesięcy, sprawa będzie bardzo poważna. Trzeba będzie drukować jeszcze więcej pieniądza, a gospodarka będzie w tym czasie jeszcze słabsza.
  3. Premia z tytułu Credit Default Swap (CDS) również jest dobrym wskaźnikiem. Swapy te są instrumentami ubezpieczającymi dług danego emitenta. Tym emitentem może być USA. Emitowane przez nie obligacje są oczywiście długiem zaciąganym przez państwo. W oparciu o CDS można policzyć, ile kosztować będzie ochrona ubezpieczeniowa na wypadek bankructwa kraju. Nie ma wielkiego zagrożenia bankructwa USA, lecz nie przeszkadza to w wycenie prawdopodobieństwa tego zdarzenia. Płaci się za nie obecnie kilkakrotnie więcej niż rok temu, co oznacza wprost, że wiarygodność USA jest słabsza niż to było dotychczas. Zachowanie tzw. premii CDS jest również dobrym sygnałem ostrzegawczym.
  4. Równie dobrym sygnałem mogą okazać się wyniki aukcji instrumentów rządowych w USA. Obligacje skarbowe sprzedawane są na aukcjach. Wyniki tych aukcji wskazują, na ile inwestorzy interesowali się kupnem tych obligacji. Jeżeli przez jakiś czas będzie dochodziło do sytuacji, kiedy nie wszystkie obligacje oferowane znajdą nabywców, będzie to świadczyć, że najbezpieczniejsze instrumenty na naszej planecie nie są aż tak popularne. Powodów może być oczywiście kilka. Ale najprostsze są dwa czynniki. Po pierwsze, obligacji tych może być za dużo. Po drugie, ich jakość lub też oprocentowanie jest mało atrakcyjne. Jeżeli rząd nie sprzeda obligacji, nie pozyska pieniędzy na finansowanie wydatków. Wówczas będzie musiał zgłosić się do Fedu, by ten wydrukował "trochę więcej" pieniędzy. W Niemczech na początku lat 20tych zrobiono tak samo. Kryzys z tego wynikający był ogromny.

Jak grać na potencjalnej hiperinflacji w USA?

Najbezpieczniej unikać oczywiście wszelkich instrumentów powiązanych z tym krajem. Akcje i wszelkie inne instrumenty (nawet instrumenty pochodne) obracane na tamtym rynku mogą być wówczas poddane silnym zaburzeniom. W ogóle ostrożnie należy wówczas podchodzić do akcji, bo bessa na amerykańskim rynku to niemal na pewno silne spadki również Azji i Europie. Docelowo rynek może zauważyć, że inflacja np. spółek notowanych w Europie nie dotyczy w takiej skali jak wcześniej przypuszczano, ale kłopoty w Stanach o takiej randze, na pewno mogą zostać odczute na całym globie.

W tym momencie warto zainteresować się złotem i innymi surowcami. Teoretycznie najlepsze jest faktyczne posiadanie, jednak instrumenty pochodne, gdzie dostawa nie jest elementem kontraktu są również godne uwagi. Lepiej jednak dokonywać obrotu nimi poza rynkami amerykańskimi. Instrumentami pochodnymi handluje się na całym świecie.

Jeżeli dolar z powodu hiperinflacji straci gwałtownie na znaczeniu, warto być obecnym w innych walutach. Tradycyjnie frank szwajcarski jest bezpieczną przystanią. Jednak niechęć może budzić fakt, że Szwajcarzy podążają obecnie tą samą ścieżką co Amerykanie – dodruk pieniądza trwa tam w najlepsze. Jednak nie na tak znaczną skalę, co automatycznie istotnie ogranicza ryzyko. Dobrym rozwiązaniem są waluty utożsamiane z surowcami. Do takich należy m.in. brazylijski real, australijski i kanadyjski dolar.

Najsłabszym ogniwem teorii o hiperinflacji w USA są doświadczenia z Japonii na początku XXI wieku. Podaż pieniądza tam również rosła dynamicznie, dług publiczny zwiększał ryzyko niewypłacalności i mimo to Japonia borykała się z deflacją a nie inflacją. Obecnie w Stanach to deflacja również jest największym zagrożeniem. Inflacja ma jednak to do siebie, że zaskakuje w najmniej oczekiwanym momencie. Warto zatem być czujnym i jeżeli sygnały zaprezentowane w tym artykule jednoznacznie zaczną wskazywać zbliżające się kłopoty, lepiej będzie odpowiednio przebudować swój portfel inwestycyjny.

Treści dostarcza portal InwestycjeAlternatywne.Pl

Oceń ten artykuł: