Nie dajmy się oszukać, kryzys nie minął

Nie dajmy się oszukać, kryzys nie minął

[13.05.2009] Ostrzeżeniem jest dla nas sytuacja Islandii, która przejęła zobowiązania swoich banków i w efekcie klienci i wierzyciele islandzkich banków domagają się od tego państwa spłaty długu szacowanego na 80 mld USD.

Pomoc bankom powinna polegać na pomocy rodzinom wielodzietnym i tym, którzy generują miejsca pracy, zamiast demoralizującego wsparcia źle zarządzanych instytucji i pokrywania ich strat. Wraz z wiosną pojawił się też kolor zielony na giełdach, który oznacza wzrosty. Od 9 marca mieliśmy do czynienia ze znaczącymi wzrostami na rynkach finansowych. Często takie zachowania uważane są za przepowiednię powracającej koniunktury.

Jedna jaskółka

Trudno jednak sobie wyobrazić długoterminowe wzrosty w sytuacji ograniczeń dotyczących inwestycji, jak i też spadku produkcji maszyn i urządzeń. W przypadku Stanów Zjednoczonych w ostatnim kwartale 2008 r. produkcja urządzeń spadła o 28,1 proc. i jest to najgorszy wynik od 50 lat. Dodatkowo w I kw. tego roku oczekuje się podobnego załamania. W lutym różnice w relacjach zapasów do sprzedaży maszyn i sprzętu elektronicznego były największe od 15 lat. A przecież to zmiany zapasów były kluczowe, jeśli chodzi o załamanie produkcji w I kw. tego roku.

Problem z grypą

Na to nakładają się obawy dotyczące groźby światowej pandemii świńskiej grypy oraz tego, jaki to może mieć wpływ na gospodarkę. Już na gorąco powstały analizy mówiące o potencjalnym wpływie choroby na gospodarkę w pierwszym roku trwania pandemii. Zakłada się obniżenie PKB światowego o 0,7 proc. w najłagodniejszej formie, poprzez groźniejszą fazę – 2 proc., aż do 4,8 proc. w przypadku groźnej sytuacji. Ta groźna sytuacja to skala potężnych zaburzeń i szacowanej śmierci ponad 70 mln ludzi. To jest porównywalne z pandemią grypy hiszpanki w 1918-1919 r., która zabiła 70 mln ludzi i zmniejszyła światową produkcję aż o 5 proc.

Skąd wzrosty?

Niektóre symptomy poprawy na światowych giełdach związane są ze zwiększonymi wskaźnikami produkcji i są elementami związanymi ze zmianami na rynku zapasów. W USA od dziesięcioleci aż w ponad 70 proc. wzrosty i spadki PKB są związane z wydatkami konsumpcyjnymi. Rynek ten w znacznym stopniu jest dziś pobudzany poprzez pakiety stymulujące. U nas raczej te działania były nakierowane na to, by pokazywać brak oznak kryzysu i jakąś wyjątkowość w porównaniu z innymi krajami, które swoimi działaniami podtrzymywały przedkryzysowy poziom konsumpcji, wyhamowywały zmiany dotyczące sposobu dokonywania zakupów.

Oszczędności

W Stanach Zjednoczonych te przystosowania były szybsze, również w związku ze znaczącym spadkiem wartości aktywów, co spowodowało proces zwiększonej oszczędności. Jeżeli chodzi o gospodarstwa domowe w ostatnim kwartale 2008 r. nastąpił spadek o 4,1 proc. w ujęciu rocznym. Spirala spadku dochodów nakłada się na zmniejszające się zatrudnienie, co z miesiąca na miesiąc jest coraz bardziej widoczne w Stanach Zjednoczonych. W I kw. 2009 r. jednym z objawów przejściowej poprawy mógł być wzrost o 1 proc. konsumpcji. Wskaźniki związane ze sprzedażą były porównywalnie wyższe, także z powodu późniejszych świąt wielkanocnych.

Rząd sypie pieniądzem

Jeśli chodzi o dochody gospodarstw domowych to w 60 proc. są one związane z dochodami z pracy. Te dochody w USA są na poziomie o 0,2 proc. niższym niż rok wcześniej. W porównaniu ze znaczącym wzrostem o 3,5 proc. w I kw. ub.r. i rekordowym 5,7 proc. wzrostem w I kw. 2007 r. Pamiętajmy, że pozostałe 40 proc., dochodów pochodzi z automatycznych stabilizatorów związanych ze świadczeniami społecznymi. Te wzrosły aż o 9 proc. w I kw. tego roku. Rządowe płatności dla konsumentów są aż o 12 proc. wyższe w porównaniu z zeszłym rokiem. Te działania związane z pakietami niewątpliwie stymulują i stabilizują konsumpcję, pozwalając na łagodniejsze oznaki kryzysowe i konieczność łatwiejszych dostosowań, jeśli chodzi o podmioty produkcyjne.

Polska i reszta świata

Widocznym działaniem stabilizującym konsumpcję, jak i zmiany PKB, jest fakt, że o ile w ciągu ostatnich 6 miesięcy płace spadły aż o 89 mld USD, o tyle transfery rządowe wzrosły o 127 mld. Gospodarkę amerykańską wsparto 789 mld pakietem stymulacyjnym. Jeśli spojrzymy na sytuację w Polsce, to zobaczymy, jak odmienne podejście, brak pakietów stymulujących może spowodować, że negatywne przemiany będą bardziej dynamiczne i w przyszłości mogą spowodować załamanie oczekiwań, co do poprawy sytuacji, jeśli chodzi o polskich pracowników i konsumentów.

Czas powiedzieć prawdę

Już dziś pojawiają się informacje mówiące o tym, że pomimo wielomiesięcznych obietnic, że w Polsce nie ma kryzysu, nastąpił znaczący wzrost deficytu finansów publicznych w roku 2008 i należy się liczyć z tym, że także w roku 2009 będzie on jeszcze wyższy. Tego typu informacje są następnym przesłaniem, które będzie działać przeciwko pobudzeniu polskiej gospodarki, jak i też nie pomoże przeciwdziałaniu znaczącemu załamaniu finansów publicznych i przeciwdziałaniu objawom kryzysowym. A przecież wiadomo było, że ten 3,9 proc. deficyt, o którym wielokrotnie mówiliśmy, był związany z opłaceniem wydatków budżetowych roku 2008 na początku tego roku.

Smutna rzeczywistość

Jeśli chodzi o ten rok, to należy pamiętać, że deficyt finansów publicznych dotyczy nie tylko sfery budżetowej, ale dotyczy też zadłużenia ZUS, jak i samorządów. Te podmioty niewątpliwie są dotknięte oznakami kryzysu i znaczącego spowolnienia, aczkolwiek przecież jeśli wziąć pod uwagę ZUS, to założenia dotyczące dochodów tej instytucji były takie, że nastąpi ponad 2-proc. wzrost zatrudnienia, jak i 6,6-proc. wzrost dynamiki wynagrodzeń. A nie wypełnienie tych kryteriów o 1 pkt. proc., jeśli chodzi o zatrudnienie, oznacza zmniejszenie dochodów tej instytucji o 2 mld 200 mln zł.

Reanimacja czy wsparcie

Należy się liczyć tutaj z faktem dużych ubytków dochodów z powodu niższych wynagrodzeń i rosnącego bezrobocia, które będą uzupełniane przez zaciągane pożyczki. To będzie pogłębiało deficyt finansów publicznych. Wprawdzie nie osiągnie on rekordowego poziomu 12,4 proc., jaki jest obecnie w Wielkiej Brytanii, ale wbrew zapowiedziom być na poziomie deficytu Niemiec -6,1 proc. i Francji -6,5 proc. Jego zakres może powodować odrzucanie propozycji dotyczących aktywnego przeciwdziałania skutkom kryzysowym i tylko wspierać funkcjonowanie automatycznych stabilizatorów, które będą redukowały uciążliwość objawów kryzysowych.

Fałszywe nadzieje

Jednym z takich bardzo istotnych elementów dotyczących wzrostów i spadków produkcji jest fakt, że w pierwszym okresie kryzysu następuje bardzo dynamiczne działanie ze strony podmiotów gospodarczych polegające na ograniczeniu nadmiernych zapasów. Bo te, jeśli chodzi o wyhamowanie wzrostu PKB, są odpowiedzialne za 2/3 tego spadku. Pierwszym takim oddziaływaniem antykryzysowym jest moment, kiedy przedsiębiorstwa dostosowują się do procesów w realnej gospodarce, a więc do procesów związanych z obniżeniem zapotrzebowania konsumpcyjnego. Reakcją jest redukcja nadmiernych zapasów i ich sprzedaż, co powoduje, że pierwszym objawem jest właśnie znaczący spadek po stronie produkcji.

Zrozumieć mechanizm

Dopiero później następuje dostosowanie związane z ograniczaniem mocy wytwórczych. Należy pamiętać, że właśnie w USA wpływ ten był bardzo istotny. W ujęciu rocznym w IV kw. odnotowano spadek o 6,3 proc., a w I kw. dodatkowo jeszcze o kolejne 5 proc. Następnym sygnałem, który może być błędnie odczytany, będzie ustabilizowanie się produkcji, a może nawet jej wzrost. Także konsumpcja wzrosła o ok. 1 proc. w Stanach Zjednoczonych po znaczącym spadku w ostatnim kwartale 2008 r. Jednak jeśli weźmiemy pod uwagę produkcję przemysłową, to w I kw. spadła ona o 22,4 proc. w ujęciu rocznym i to po spadku o 18 proc. jeszcze w IV kw. Jest to związane z faktem, że nastąpiła znacząca likwidacja zapasów w przedsiębiorstwach. Zjawisko to szacowane jest na ok. 100 mld USD.

Nas też to dotknie

Jeśli wziąć pod uwagę produkcję przemysłową, to ona także zachowywała się różnie. Jeśli chodzi o dobra konsumpcyjne, to te zmalały o 15 proc. w I kw. 2009 r., mimo że sprzedaż tych produktów wzrosła o 3 proc. Ten parytet był związany ze znaczącym spadkiem w zapasach. Od grudnia zapasy te spadały 2,5 raza szybciej niż sprzedaż. Niemniej to, co jest kluczowe dla polskiej gospodarki, to odpowiednia polityka względem tych podmiotów, które po redukcji zapasów będą starały się dostosować zapotrzebowanie produkcyjne do nowych, niższych poziomów. Chodzi o to, by globalne zakłady produkcyjne, które działają u nas, a które zredukowały już swoje zapasy, nie zaprzestawały produkcji, a wręcz by ona wzrastała w tych zakładach, które są najbardziej efektywne i najtańsze, a polskie do takowych należą.

W sieci powiązań

Za przykład możemy wziąć ArcelorMittal, który musi przystosować swoje moce produkcyjne do niższego poziomu i w zależności od tego, w jaki sposób będą te procesy następowały, to także polska gospodarka może zostać dotknięta bardziej lub mniej procesami recesyjnymi zachodzącymi w tym zakładzie. Jeśli chodzi o ArcelorMittal to od czerwca zeszłego roku wartość akcji zmalała o 75 proc., w efekcie wartość inwestycji Mittala zmalała z 60 do 17 mld. Są to olbrzymie straty dobrobytu na skalę 43 mld USD dla właściciela.

Dajmy szansę

Przewiduje się, że dostosowanie do nowego popytu oznacza spadek w 2009 r. w ujęciu światowym, który wyniesie 15 proc., a jeśli chodzi o Stany Zjednoczone i Europę to 25 proc. W praktyce oznacza to długoterminowe zmniejszenie zapotrzebowania o 10 proc. Ten spadek zapotrzebowania jest największy od 60 lat. Przerost mocy produkcyjnych będzie w tym przemyśle przez co najmniej następne 5 lat. W praktyce oznacza to możliwość redukcji części zakładów i chodzi o to, żeby nie odbywało się to kosztem Polski.

Likwidacja, wstrzymanie…

Dzieje się tak ze względu na spadek zapasów, na które zapotrzebowanie zmalało aż o 50 proc., mimo że ceny stali też spadły o 50 proc. Dlatego te podmioty będą miały dwie strategie, z jednej strony będzie to wygaszanie produkcji, a z drugiej likwidacja całych zakładów. O ile likwidacja całego zakładu pozbawia jakiejkolwiek możliwości na wzrost w przyszłości, to należy pamiętać o tym, że nawet wygaszanie aktywności będzie trwało według szacunków 7-8 lat. Jeśli wziąć pod uwagę tę alternatywne, którą mamy w Polsce, to widać wyraźnie konieczność monitorowania tych procesów i nie przyjmowania, jako fałszywych tych wskaźników produkcyjnych, które mogą się odbić, a które są związane z tym, że poziom zapasów jest bardzo szybko redukowany.

Naczynia połączone

Należy też zwracać uwagę w przypadku dostosowywania się przedsiębiorstw produkcyjnych, że likwidacja tych zakładów odbywała się przez koncerny międzynarodowe, a my jesteśmy bardzo silnie uzależnieni od nich, jeśli chodzi o procesy globalizacyjne. Podczas prywatyzacji byli oni najczęściej inwestorami strategicznymi. Należy przykładać uwagę, aby pod wpływem czynników pozaekonomicznych moce produkcyjne nie były likwidowane w Polsce. Patrząc na procesy, jakie zachodzą mimo wzrostu deficytu, jak też zadłużenia, powinniśmy się skupić na wsparciu pakietu stymulacyjnego, zwłaszcza, dla wsparcia konsumpcji wśród tych osób, które są najbardziej dotknięte procesami kryzysowymi. W tym przypadku pamiętajmy o kluczowym elemencie, jakim jest polityka prorodzinna.

Społeczeństwo w długach

To, co istotne, to fakt, żeby nie wpaść w spiralę udzielania wsparcia instytucjom bankowym. Ostrzeżeniem może być fakt, że Wielka Brytania przeznaczyła olbrzymie kwoty na ratowanie tego systemu, który kosztował już 2 bln 100 mld USD, czyli prawie 1,5 bln funtów. Wystarczającym ostrzeżeniem jest też sytuacja w Islandii, która przejęła zobowiązania swoich banków i w efekcie klienci i wierzyciele islandzkich banków domagają się od tego dwustutysięcznego państwa spłaty długu szacowanego na 80 mld USD, co powoduje, że każda osoba, niezależnie od wieku została zadłużona na kwotę prawie pół miliona USD.

Komu pomóc i jak?

Te działania wspierające instytucie finansowe powinny być ukierunkowane nie na wsparcie klientów i wierzycieli tych banków, tylko powinny być ukierunkowywane na wsparcie gospodarki, pakietów stymulujących, ponieważ to dzięki nim będziemy mogli budować infrastrukturę i podnosić możliwości produkcji w kraju, jak i też pobudzając konsumpcję, zmniejszymy ryzyko złych długów sektora bankowego. Zatem pomoc bankom powinna polegać na pomocy konsumentom i tym, którzy generują miejsca pracy, zamiast demoralizującego wsparcia źle zarządzanych instytucji i pokrywania ich strat.

Powyższy tekst stanowi wyraz osobistych opinii i poglądów autora i nie odzwierciedla stanowiska instytucji, z którą jest związany zawodowo

dr Cezary Mech

Autor jest byłym prezesem UNFE i podsekretarzem stanu w Ministerstwie Finansów

Więcej na ten temat w "Gazecie Finansowej".

źródło: "Gazeta Finansowa"

Oceń ten artykuł: