Wszyscy inwestorzy są równi, ale niektórzy są równiejsi
[01.09.2009] Obecnym wzrostom najsilniej przyświecają… nadzieje. Mają one jednak niezmienną wadę pryskania jak bańka mydlana w zderzeniu z realiami. Duży kapitał skoncentrował się na najpłynniejszych spółkach, co do pary z zachowaniem złotego czytelnie wskazuje na walny udział zagranicy w zaistniałym rajdzie. Strategia postępowania dużego gracza jest banalnie prosta, ale warto ją przybliżyć zwłaszcza początkującym inwestorom, by nie dali się łatwo ogrywać.
Półroczny bilans wynosi bez mała tysiąc punktów zwyżki na indeksie. Oznacza mniej więcej 80 proc. wzrostu. Ostatni tak dynamiczny wzrost miał miejsce podczas bańki internetowej z przełomu 1999/2000 r., kiedy to wskaźnik skoczył o 86 proc. w ciągu 4 miesięcy. Analogiczny rezultat (85 proc.) uzyskał wprawdzie później, w połowie ostatniej hossy, jednak wyczyn ten zajął dokładnie rok (1810 pkt w maju 2005 – 3350 pkt w maju 2006). W pierwszym przypadku mieliśmy do czynienia ze spekulacyjnym wypaczeniem rynków, drugi natomiast przypadł na czas silnego globalnego wzrostu gospodarczego. Tymczasem obecnym wzrostom najsilniej przyświecają… nadzieje. Mają one jednak niezmienną wadę pryskania jak bańka mydlana w zderzeniu z realiami.
Szał zakupów
Tak silny wzrost w Warszawie można tłumaczyć ogólnymi szampańskimi nastrojami związanymi z rzekomym zakończeniem kryzysu i wstąpieniem na świetlaną ścieżkę gospodarczej prosperity (okupionej wydrukowaniem wielu ciężarówek zielonych banknotów z podobiznami amerykańskich prezydentów). Jednak wyłącznie taka argumentacja byłaby niepełna i ułomna. Gdy do uszu inwestorów doszła wieść o podniesieniu rekomendacji przez bank JP Morgan dla giełd Polski, Czech i Węgier do "kupuj" to już od dwóch sesji trwał szał zakupów. Tak w praktyce wygląda "równy" dostęp do informacji. Polski gracz mając ten komunikat dopiero w piątkowe południe (21.08), musiał już godzić się na ceny o ok. 8 proc. wyższe niż dwie doby wcześniej. Parafrazując Orwella: wszyscy inwestorzy są równi, ale niektórzy są równiejsi od innych.
Kapitałowe perpetuum mobile
Nad fenomenem zakupów dokonywanych przez możnych wszystkowiedzących warto się zatrzymać teraz na nieco dłużej. Nie jest tajemnicą, że banki Goldman Sachs oraz JP Morgan mają przemożny wpływ na kształtowanie nastrojów rynkowych poprzez upublicznianie swoich kolejnych zaleceń.
Idzie to w parze z wielką skalą ich kapitałowego zaangażowania na rynkach, liczonego w dziesiątkach miliardów dolarów. Skutkiem tego już nieraz podnosiły się głosy za oddzieleniem pionów analitycznych od inwestycyjnych. Lobby pozostaje jednak za silne, a ręka rękę myje i kapitałowe perpetuum mobile się kręci.
Banalnie prosta strategia
Ogólna strategia postępowania dużego gracza jest banalnie prosta, ale warto ją przybliżyć zwłaszcza początkującym inwestorom. Mianowicie u schyłku kryzysu ów silny i wpływowy podmiot (gracz X) rozpoczyna z początku delikatne zakupy na upatrzonej klasie aktywów bądź w konkretnym regionie. Znając swoją siłę wynikającą z relatywnie dużej koncentracji posiadanych pozycji (również na rynku instrumentów pochodnych), "produkuje" kasandryczny raport co do przyszłego rozwoju sytuacji, tnąc prognozy makroekonomiczne. Czarnowidztwo trafia na podatny grunt i wielu inwestorów w desperacji ucina mocno stratne inwestycje. Silne ręce tymczasem bez rozgłosu przejmują przecenione aktywa.
Gracz X milczy
Mija kilka miesięcy, rynek odbija coraz mocniej, zakupy przez lepiej poinformowanych trwają, wzrosty z czasem nadmiernie wyprzedzają wątłe oznaki polepszenia w gospodarce. Po tak dużej zwyżce ponownie uaktywnia się gracz X, ale tym razem z rekomendacją diametralnie negującą własny pesymizm sprzed kilku miesięcy. Wąskie grono lepiej poinformowanych na kilka sesji przed ujawnieniem tejże informacji agresywnie kupuje aktywa będące przedmiotem mającej ujrzeć światło dzienne rekomendacji. Nadchodzi owo zalecenie, zapanowują euforyczne nastroje i… pozostaje sobie zadać pytanie: co robi duży gracz?
Można być niemal pewnym, że z pokaźnym zyskiem zamyka przynajmniej część inwestycji, dokonując dystrybucji aktywów w ręce mniej uświadomionych drobnych graczy, którzy jak widać przy takich okazjach więcej tracą, niż zyskują. Po niezbyt długim czasie para do dalszej zwyżki ulatuje, gracz X milczy, kramik z boomem się zamyka do następnego razu, giełdy okrywają się sporymi minusami. Jak widać, duży może więcej, a jednym z bardziej obcych (by nie rzec – śmiesznych) terminów przy owej działalności pozostaje etyka biznesu.
Tak wygląda praktyka
Można to uznać za spiskową teorię dziejów, jednak nic bardziej mylnego. Analizując wydarzenia z połowy sierpnia (17-21.08), dolar zaczął tajemniczo i dynamicznie tracić do złotego. Równolegle WIG20 skoczył o blisko 10 proc. Tutaj przypadku nie ma. Dla przypomnienia, bank JP Morgan obniżał prognozy PKB dla Polski dwukrotnie na początku br., co odbywało się w atmosferze panicznej wyprzedaży złotego z "toksycznymi" opcjami walutowymi w tle. Czyżby wówczas również był to cudowny przypadek?
Czy coś się zmieni?
Nic dziwnego, że na arenie międzynarodowej podnoszone są coraz częściej postulaty nałożenia limitów koncentracji inwestycji w aktywa dla dużych podmiotów. W przeciwnym razie jeszcze bardziej rozpleni się pełzająca i szkodliwa monopolizacja rynków obrotu wieloma klasami aktywów. Rodzi się pytanie za wiele milionów: jakie gremium okaże się na tyle odważne, by to przeforsować?
Bartosz Stawiarski
Autor jest analitykiem Wealth Solutions
źródło: "Gazeta Finansowa"