Szybka zmiana kursu dolara – czyli o tym, co dzieje się i niepokoi środowiska biznesowe

Szybka zmiana kursu dolara – czyli o tym, co dzieje się i niepokoi środowiska biznesowe W styczniu 1999 roku kurs euro był na poziomie 1,18 USD, pod koniec 2000 roku spadł do 0,84 USD, od połowy 2002 roku dynamicznie wzrastał i obecnie jest w przedziale 1,25 – 1,3 USD/euro. Jaka będzie wartość dolara amerykańskiego… W trakcie poprzednich kadencji administracji republikańskiej w Białym Domu (R. Regan i G. Bush) problemy z brakiem równowagi budżetowej urosły do poważnego zagrożenia dla przyszłości amerykańskiej gospodarki. Dlatego administracja Clintona jako jeden z podstawowych celów postawiła sobie likwidację amerykańskiego deficytu, jak i stopniowe ograniczanie niebezpiecznie wysokiego długu publicznego. Ten cel realizowała przez dwie kadencje z dużą determinacją i ze sporym sukcesem. W wyniku tych działań w roku 2000 USA miały nawet nadwyżkę budżetową w wysokości 2,5% PKB i na wysokim poziomie było wówczas światowe zaufanie do stanu i perspektyw amerykańskiej gospodarki, do jej dynamiki oraz innowacyjności, a także do kompetencji i odpowiedzialności sterników spraw gospodarczych w Białym Domu. Niekorzystne procesy zaczęły się w roku 2002 kłopotami na nowojorskiej giełdzie (chodzi o ujawnienie przypadków „kreatywnej księgowości”). Wówczas kurs euro wobec dolara zaczął wzrastać, a wskaźniki gospodarcze USA pogorszyły się. Nowa administracja Białego Domu prezydenta G.W. Busha nie doceniła zagrożenia. W roku 2003 USA miały już deficyt równy 4% PKB, a nadwyżka importu nad eksportem przekroczyła 500 mld USD. Tegoroczny deficyt budżetowy przekroczy 520 mld USD, a deficyt USA na rachunkach bieżących sięgnie 600 mld USD (5% PKB). Obecny kurs waluty amerykańskiej, a mówiąc precyzyjniej szybkość, z jaką w ostatnim roku malała jej wartość, coraz bardziej niepokoi środowiska biznesowe. W styczniu 1999 roku inauguracyjny kurs euro był na poziomie 1,18 USD, by w końcu 2000 roku spadł do 0,84 USD/euro. Później przez ponad rok kurs waluty europejskiej wahać się w pobliżu 90 centów. Od połowy 2002 roku wartości euro zaczęła dynamicznie wzrasta , by obecnie oscylował w przedziale 1,25 – 1,3 USD/euro. W ostatnich dwóch latach dolar stracił wobec euro 30%, a tylko w grudniu 2003 jego kurs spadł o 5% wobec euro i o 1,3% wobec japońskiego jena! Pojawiają się pytania:
Kurs dolara, tak jak każdego innego towaru jest ustalany na rynku. Jeśli spada, to oznacza, że popyt na amerykańską walutę maleje w stosunku do jej podaży. W opiniach komentatorów przyczyna obecnej sytuacji jest prosta: dolar słabnie, bo Ameryka żyje ponad stan. Biały Dom wydaje znacznie więcej, niż wynoszą przychody państwa, inwestuje więcej, niż oszczędza i czyni to zadłużając się za granicą!

Nikt nie ma wątpliwości, że USA to obecnie najsilniejsze państwo świata. Jednak dziś ten kraj jest także największym na świecie pożyczkobiorcą. Ma poważne długi, nawet w tak dotąd biednych krajach jak Chiny i Indie (przykładowo w drugim kwartale 2003 r. niemal 80% długu rządu USA kupiła zagranica). Do USA każdego dnia napływa ponad 1,5mld USD na zakup amerykańskich obligacji, akcji, przedsiębiorstw czy nieruchomości. Z nich finansuje się rozwój i modernizację kraju, a także wojnę w Iraku jak i w Afganistanie. USA są dziś zależne od napływu kapitału z zagranicy w stopniu znacznie większym, niż się to powszechnie sądzi. Przez wiele dziesiątków lat amerykański dolar był bezkonkurencyjny walutą światową. Do dzisiaj w niej dokonywana jest większość międzynarodowych transakcji handlowych. By jednak tak dalej było, światowy pieniądz musi by wiarygodny i stabilny. Emitent takiego pieniądza korzysta ze swojej pozycji (i są to korzyści duże i wyliczalne), ale nie może zapominać, że ciążą na nim także poważne obowiązki. Musi on mieć gospodarkę silną, a przy tym stabilną. Musi dbać, by wahania kursowe mieściły się w odpowiednim przedziale, a inflacja nie przekraczała poziomu akceptowanego przez świat biznesu i rządy innych krajów. Kluczem do utrzymania wysokiej pozycji waluty na rynku jest zaufanie do niej tych, którzy na tym rynku operują. Spadek tego zaufania poniżej pewnego poziomu może spowodować, że dolar utraci swoją dotychczasową pozycję, a rynek zacznie poszukiwań nowych, alternatywnych rozwiązań. Mimo kłopotów w ostatnich latach amerykański dolar jest w dalszym ciągu głównym rezerwowym walut świata. Na początku ubiegłego roku ok. 65% rezerw walutowych banków centralnych przypadało na dolara, a tylko 19% na euro. Połowa płynnych aktywów prywatnych (znacznie większych niż rezerwy banków centralnych), była denominowana w dolarach, zaś jedna trzecia w euro. Ciekawe, jak te proporcje przedstawiaj się dzisiaj, po roku, który okazał się być bardzo niekorzystnym dla amerykańskiej waluty. Niepokój związany ze słabnącą pozycją dolara na światowym rynku wyrażali dziś eksperci i ludzie biznesu. Daje się tej zauważyć zaniepokojenie w wypowiedziach przedstawicieli krajów – dostawców strategicznych surowców, w tym ropy i gazu. Podobne w tonie są też ostatnio wypowiedzi przedstawicieli MFW. Zwracają oni uwagę na to, że wielkość deficytu i amerykańskiego długu a także tempo ich wzrostu może wymusić wzrost stóp procentowych, a to niekorzystnie wpłynie na rozwój gospodarczy, zagrozi stabilności globalnej gospodarki i w konsekwencji może wywołać w niej recesję. Takich obaw nie podzielają przedstawiciele amerykańskiego rządu i Alan Greenspan – szef Urzędu Rezerw Federalnych (Fed). Uważają oni, że obserwowany ostatnio spadek kursu dolara nie zagraża światowej gospodarce, bo jak to powiedział prezes Fed „Na razie wśód inwestorów zagranicznych nie brakuje chętnych dla finansowania amerykańskiego deficytu" Słabnący dolar to obecnie jeden z najpoważniejszych problemów światowej gospodarki. Dziś banki centralne szeregu krajów bronią kursu dolara, a robi się to z różnych powodów. Na liście krajów inwestujących w amerykańskie obligacje skarbowe czołowe miejsca zajmuj Chiny i Japonia. Także Japonia jest jednym z tych krajów, które najenergiczniej interweniują na rynku walutowym. Dziś słabnący dolar (głównie w stosunku do euro i brytyjskiego funta) zagraża przede wszystkim Europie. Problemem Unii jest to, że obecnie jej gospodarka wychodzi z okresu kryzysowego, a tempo jej rozwoju zależy od wzrostu eksportu. W tej sytuacji rosnący wobec dolara kurs euro to spore zagrożenie i europejscy eksporterzy powinni liczyć się z pogorszeniem konkurencyjności swojej oferty, lub muszą zaakceptować spadek opłacalności zawieranych transakcji. Obecnie Stary Kontynent nerwowo reaguje na słabnąc amerykańska walut, ale jej nie broni. Z różnych powodów Europejski Bank Centralny nie interweniuje na rynku walutowym. Krytykuje on polityk amerykański w tym zakresie, jednak w swoich decyzjach jest bardzo ostrożny. Jak dotąd nie obniża też stóp procentowych (są na poziomie dwukrotnie wyższym niż amerykańskie), co by może na jakiś czas przyhamowałoby wzrost kursu euro i wpłynęłoby na przyspieszenie wzrostu unijnej gospodarki.

Na razie nie widać, by w USA powstawał klimat sprzyjający takim rozwiązaniom. Administracja Białego Domu tłumaczy, że deficyty amerykańskie mają charakter przejściowy. Twierdzi też, że deficyt budżetowy będzie stopniowo redukowany, a deficyt handlowy będzie malał automatycznie, w wyniku spadku wartości dolara (potanieje eksport i podrożeje import). Co do takiego obrotu spraw można mieć wątpliwości. Redukcja deficytu budżetowego wymaga rzeczywistych działań na rzecz ograniczenia wydatków (bo trudno mówić o istotnym wzroście wpływów budżetowych, gdy wprowadzono zmniejszenie podatków), determinacji rządzących, oraz czasu. Jak na razie brak jest takiej koncepcji. Także ograniczenie deficytu handlowego może się okazać trudniejsze, niż to przedstawiają przedstawiciele administracji. Duże firmy amerykańskie mają coraz liczniejsze zakłady w wielu krajach na różnych kontynentach i tam sprzedają swoją produkcję. Wydaje się więc, że spadek kursu dolara w niewielkim stopniu wpłynie na wzrost amerykańskiego eksportu. Wygląda też na to, że w samych Stanach nie ma dziś atmosfery sprzyjającej takim reformom, a także oszczędnościom i ograniczeniom, bo prawie wszystko jest dziś podporządkowane listopadowym wyborom prezydenckim. Prócz tego na rynku konsumpcyjnym nie zauważa się słabości dolara. Mimo, że z Europy pochodzi 17% amerykańskiego importu, to jednak wzrost kursu euro wobec dolara nie wywołał wzrostu cen towarów importowanych (nie licząc ropy i produktów naftowych w ciągu całego roku 2003 ceny wzrosły [średnio tylko o 1%]). Jednak słabym punktem może się okazać rynek surowców energetycznych. Mimo, że kraje naftowe dziś deklarują wierność wobec waluty amerykańskiej to trudno założyć, że będą oni godzić się na utrzymywanie cen na stałym poziomie i będą deponować w bankach swoje wkłady finansowe w walucie, której wartość tak szybko spada. A jak będzie w ciągu całego 2004 roku zobaczymy. G. Carbogno-Barnabe

MKSVir Win RAR Quick Time Stare gry Jak wypełnić PIT-a Kamienie szlachetne Tapety na pulpit Skiny do Winampa

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Kancelaria dla przedsiębiorców
sekretariat@kancelaria-skarbiec.pl
kancelaria-skarbiec.pl
22 586 40 00
ul. Maciejki 13, 02-181 Warszawa
pon.-pt. 8:30-18:30